sobota, 28 grudnia 2013

Testy...

             No i stało się. Mamilla pod choinkę podarowała Steff akuratny do sytuacji prezent. Z racji wysypu skórnego u małego trolla, który pojawił się tuż przed powrotem do PL, i za radą Pani doktór Mamilla zafundowała dziecku swoiste tortury - testy alergiczne metodą BICOM. Może któraś z mam korzystała? Może zna? Może jakieś opinie? Doświadczenia?
             Owa atrakcja kosztowała co nieco i przyniosła zaskakujące wyniki. Mały troll poddawany torturze poprzez macanie metalowym prętem małej stópki przez chyba najdłuższe Mamillowe 30min. Poród Steff wydawał się trwać krócej, ale może tylko dlatego że rodząc się Steff nie robiła takich cyrków. Po całym badaniu małż Mamillowy był biedniejszy o kilkadziesiąt zł z nadzieją na kolejny wydatek, a Mamilla miała już zakwasy od trzymania wijącego się jak piskorz Steffika.
             Diagnoza? Dziecko uczulone na to co matka była pewna: pszenica, pomarańcza i to co podejrzewała: kukurydze i wit C, mleko i to co by jej do głowy nie przyszło: soję, truskawkę, banany, cielęcinę, marchewkę,cukier, kurz i kilka innych rewelacji... Plamy alergiczne ostatnich  tygodni powstałe na ciele Steff oczywiście z winy Mamillowej, są więc efektem masowania kolejnego wyłażącego zęba chrupkami kukurydzianymi. Teraz Steff masuje ząbek już tylko styropianem tzw waflami ryżowymi bez dodatku niczego. I bez dodatku niczego dziecko je, a raczej je to co nieliczne może jeść. Coby nie głodzić trolla dieta iście chińska Steff, obfituje we wszechobecny ryż.
             Wierzyć nie wierzyć w te jak to powiedział Mamillowy małż "czary mary z dziwacznej skrzynki na prąd", ale skóra Steff po odstawieniu kukurydzy i ograniczeniu spożywanej marchwi zdecydowanie stała się gładsza. W planach więc iście "czaro-marowe" odczulanie prądem głównie na pszenicę, kukurydzę i marchew. Odczulanie na kurz właśnie się odbywa. Inne odczulania po odczuleniu na to co najbardziej szkodzi, po prostu Mamilla musi zobaczyć że prąd naprawdę leczy. W poniedziałek wizyta u polecającej P. doktor, coby przekazać jej rewelacje i wysępić recepty zniżkowe na mleko ot co.
             Mamilla sama nie wie co o tym wszystkim sądzić. Rozmowa z panem od kopania prądem troszkę rozjaśniła jej w głowie ale i jednocześnie namąciła. Z jednej strony Mamilla wie co robić i jak działać, zna też kilka odpowiedzi odnośnie przyczyn wzmożonego ulewania Steff przy podawaniu konkretnych rzeczy czy leków np. wit C. Z drugiej strony chciałaby bardzo wierzyć że to odczulanie prądowe pomorze i nie jest to tylko "naciąganie kosztem chwytającego się brzytwy". Więc o efektach i postępach w odczulaniu nie omieszka wspomnieć w przyszłości ;)

piątek, 27 grudnia 2013

Poświateczne statystyki...

          Święta, święta i po świętach...

Liczba dni świątecznych - 2 + wigilia ( wigilia bez ryb więc nie do końca wiadomo czy się liczy...)
Liczba dni spędzonych poza domem - 2
Liczba zjedzonych kalorii w postaci ciasta i innych nieświątecznych dań - eee yyy... dużo za dużo...
Liczba wypitych jednostek alkoholu - 1,5 lampki wina w tym ta 0,5 to owocowe wino musujące...
Liczba wzruszeń związanych ze świąteczną atmosferą - 0
Liczba wnerwów związanych z obecnością rodziny - milion
Liczba opierdzieleń pod adresem Mamillowego małża - milion...

           Poza tym Mamilla postanowiła że od dziś nie zje już nic słodkiego dopóki nie spanie z niej zbędne 10kg. Postanowienie zostało zawieszone już po 2h kiedy to zostały odkryte w lodówce pokłady marnującego się ciasta. Postanowienie zawieszone aż do odwołania tzn aż skończą się słodycze w domu i małż Mamillowy nie przestanie drażnić...
           Bilans strat poświątecznych potęguje zmniejszająca się drastycznie wielkość kupeczki z oszczędnościami. Jakoś nic Mamilla nie kupiła przed świętami, no prawie nic... a kasa zniknęła, więc zakupy poświąteczne zawieszone podobnie jak wielki poświąteczna głodówa. Mamilla biedna więc jest i nie kupi już butów na poświątecznych wyprzedażach. I tak też było do dzisiejszego wieczoru kiedy to Mamilla przypomniawszy sobie o magicznej karcie, wzięła dupę w troki i zostawiwszy pierworodna bez opieki tzn z ojcem a swym małżem i pojechała do hiper-super. Buty kupiła. Małż zakup pochwalił i pozazdrościł, bo sam  również wydawać lubi. Też chciał sobie powydawać, ale Mamilla zgasiła jego zapał słowami pełnymi jadu " nie stać nas...". Na co małż jak zwykle się napuszył i walnął "mnie stać!". No i lawina runęła, bo jak to Mamilli nie stać a ma buty a jego niby stać a na zakupach nie był.  No i foch za fochem poleciał, zaraz za słowami " a to jedź...". I pojechał... W siną dal, czyli do hiper-super, pokazać skąpo-oszczędnej małżonce jak się wydaje kasę. Sądząc po rozmiarze focha, nie kupi nic a kasę gdzieś przetraci. Znając małżowe zapędy i smaki, dziś kolację zje w kebabie, a domowe żarcie poświąteczne szlak trafi.
              Z tych całych świąt pożytek był w tym roku taki, że chociaż Steff miała przyjemność poznać większą część licznej rodziny, a zainteresowanie jakie budziła jako najśliczniejsze i najsłodsze maleństwo w 100% jej odpowiadało. Mamilli też, bo nie musiała małego kloca nosić na ręcach, robiły to wszystkie ciocie-babcie i wujkowie-dziadkowie z Mamillową Musia na czele. 
             W przyszłym roku święta do poprawki. Steff będzie już "duża" więc i świętowanie będzie musiało być większe i troszkę bardziej tradycyjne. W tym roku nawet porządnej foty w stroju Mikołajka dziecko niema więc na FB nuda... Są tylko takie foty jak poniżej.





Liebster Blog Award

             Dziękuję ślicznie za nominację Sandrze z http://sandrabyla.blogspot.com/ i przepraszam że tak późno ale jak sama nominująca zauważyła no za specjalnie czasu nie było :)

„Nominacja do Liebster jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

A to pytania Sandry do mnie i moje odpowiedzi:


1. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku? 
->Hm... Myślę że wiosna. Nie za ciepło nie za zimno ;)

2. Z czego jesteś najbardziej dumna w życiu?
->Banalne byłoby napisanie że z mojego dziecka czy męża rodziny... Najbardziej jestem dumna z moich życiowych decyzji które mimo wątpliwości zawsze okazywały się dla mnie najsłuszniejsze :)
3. Czego nigdy nie zmieniłabyś w swoim ciele, co najbardziej Ci się podoba?
->Najbardziej podobają mi się moje dłonie i paznokcie, są idealne for me ;)

4. Czy myślałaś kiedyś o operacji plastycznej, jeśli tak to czego?
->Każdego dnia marzy mi się że wygrywam w lotka i pozbywam się nieładnych bąbli przy kolanach i tzw drugiego podbródka który zawsze ze mną był nawet w czasie tzw " chudych lat"...

5. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
->Nie mam ulubionej potrawy ale mam ulubiony dział żywności którym jest mięsko. Szczególnie lubię drób oraz ryby.

6. Jesteś optymistką czy pesymistką?
->Raczej realistką ;) Kreuję się na optymistkę ale w duszy zawsze odzywa mi się pesymizm.

7. Co daje Ci największe szczęście?
->Możliwość bycia sobą w roli matki i żony :)

8. Jak wyobrażasz sobie swoje życie za dwadzieścia lat?
->Hm... Szczęśliwa, dobrze zakonserwowana matka dwójki młodych ludzi, odkrywająca drugą młodość w szaleństwie klubowym z równie elegancko zakonserwowanym małżem ;)

9. Co myślisz o klapsach jako metodzie wychowawczej?
-> Więcej szkody psychicznej niż pożytku, można więcej zdziałać innymi formami wymęczenia fizycznego... Jakiś maraton sprzątania czy cóś...

10. Jakie potrawy wigilijne jadacie u siebie w święta?
-> Dojadamy co zostanie z Wigilii przez kolejne dwa dni ;) Podstawą jest karp i śledzie. Gołąbki z kaszą i słodkie pączki z dżemem... Zdecydowanie nie sprawdzają się potrawy w stylu kutii.

11. Co jest Twoją największą dumą?
-> Moje dziecko, zdecydowanie. Dumna jestem z tego że choć Mamilla jest nieidealna to ma idealne dziecko ;)      

Blogi jakie nominuję ( ograniczona ilość bo nie czytuję aż tylu... ):
1. http://helowamama.blogspot.com/
2. http://nowoczesnamatka-polka.blogspot.com/
3. http://matka-pod-napieciem.blogspot.com/
4.  http://majerankowo.pl/
5. http://kartkazkalendarza.blogspot.com/

Moje pytania:
1.  Spanie. Z mężem i dzieckiem, tylko z dzieckiem, czy tylko z mężem? 
2. Gdybyś mogła zażyczyć sobie czegoś co ułatwiłoby  na co dzień bycie mamą, co by to było?
3. Co sądzisz i tzw wychowaniu bezstresowym?
4. Twój ulubiony film i dlaczego?
5. Czy masz jakas tajemnicę o której nie wie nawet Twój mąż/partner?
6. Uważasz się za dobrą matkę?
7. Czego najbardziej obawiałaś się będąc w ciąży?
8. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek skarcić swojego malucha?
9. Opisz jakąś zabawną sytuację związaną z Twoim macierzyństwem.
10. Masz jakieś hobby?
11. Czy żałujesz czegoś w życiu? 

sobota, 21 grudnia 2013

Niechciejstwo świąteczne...

               Stan niechciejstwa dopada Mamillę ostatnio bardzo często. Choroba lenistwa pospolitego zwana potocznie " nie chce mi się...". Mamilli w okresie przedświątecznym nie chce się nic. A nie przepraszam coś się chce... Przeważnie chce się spać i łoić winiacza. Okres przedświąteczny wywołuje w Mamillowej głowie natrętne pulsowanie w rytm "Last Christmas" grupy Wham. Jak u innych osobników obchodzących Święta Bożego Narodzenia  zwiastunem świątecznego czasu są choinki a u jeszcze innych " Kevin sam w domu", tak u Mamilli niema świat bez "Ostatnich świąt". W tym roku jeszcze nigdzie Mamilla nie dosłyszała tej magicznej melodii. Święta zapewne się odbędą i tak. Ale jakoś tak bez polotu. Mamilla naprawdę była święcie przekonana że pierwsze święta z małym trolem będą tymi magicznymi. Powrócą czasy tych prawdziwych świąt które Mamilla pamięta jeszcze jak sama była wstrętnym, nieznośnym trolem. Niestety jak na razie nawet wizyty w hiper-super świątyniach wypełnionych aż pod metalowe sklepienia wszechogarniającymi dziękami kolędami. Mamilla co roku bardziej odczuwa skutki pchającej się oknami i ekranem tv komrchy, która przewyższa główny powód dla jakiego 25 i 26 grudnia co roku w kalendarzu jest oznaczony czerwonym kolorem. 
              Mamillę w tym okresie zwanym "przedświątecznym" nachodzą mroczne wizje Wigilii jakie mogą zacząć obchodzić małe Steffiki i jej koleżanki i koledzy w dość niedalekiej przyszłości. Wigilii rozpoczynanej przez odśpiewanie hymnu każdej imprezy "Będzie! Będzie się działo...", a zakończonej nad ranem zjedzeniem kebaba z budki pod blokiem i popiciu go kawą z kofi heven. 
Czy jest jeszcze sens ubierać niemowlaka w mikołajkowy strój i pstrykać mu foty z dziadkami w otoczeniu błyszczącej choinki? Może i jest... Choćby po to żeby zobaczyć ile "lajków" zaliczy na Fejsbuku nasz osobisty świąteczny skrzat. 
            Więc już same rozumiecie dlaczego Mamilla choruje ostatnio na niechciejstwo. Niechciejstwo podsycane głośnym "hoł hoł hoł !!!" i obecnością kochanej przyszywanej nie zawsze lubianej rodzinki. A jedno co zostaje po tym okresie niechciejstwa to wspomnienia i paragony z kosztownych zakupów.

piątek, 13 grudnia 2013

O domowym SPA, delegacjach i durnocie Mamillowej...

               Mamilla pisze ostatni raz w tym roku na obczyźnie. Jutro powrót do PL. Mamilla ma mieszane uczucia ale po ostatnim tygodniu okropnie zatęskniła za wyrwanie się choć na 5min z objęć małej szczypawy. Tak Steff dała Mamilli ostatnio popalić. Pasja do raczkowania i siedzenia przemieniła się w pasję do stania i kicania zawsze kończącego się dosłownie jazdą w dół bez trzymanki. Tak więc Steff wiezie musi Mamillowej prezent w postaci siniaka przy oku, owoc dnia dzisiejszego, jednego z gorszych w historii pod tytułem "podróż do kraju lepszej chemii gospodarczej". Zakończenie owej historii jest raczej hm... złe a wręcz tragiczno-koszmarne. Oczywiście tylko dla Mamilli. A wszystko zaczęło się od tego że w zeszła niedzielę małż Mamillowy wyruszył w delegację na cały tydzień. Mamilla po raz kolejny została sama z małym trolem. Trolisko przebrzydłe wykorzystało w tym tygodniu każdą okazję żeby przyprawić Mamillę o zawał. Ból krzyża nawiedził więc Mamillę już we wtorek aby w środę skutecznie znokautować jej szybkość reagowania na poczynania trola. Apogeum tragedii grubymi nićmi szytej przyświecał fakt ciążącego na Mamilli obowiązku spakowania w drogę powrotną wszystkich klamotów przywiezionych do DE. Kto się kiedykolwiek pakował gdziekolwiek mając za pomocnika ciekawskiego niemowlaka wie o co kamman. Co Mamilla nie spakowała, Steff zdążyła rozpakować więc pakowanie zaczęło się wraz z nadejściem wtorkowych bóli krzyża a nie skończyło do dziś dzień. Planowany termin powrotu do PL mimo to nie uległ zmianie i jest to ciągle jutrzejsza sobota godziny wczesno-wieczorne.
               Małż Mamilli ucieszył się z delegacji bo za soboty bierze do łapki i to niezła sumkę. Mamilla się nie ucieszyła. Z zaplanowanych na miniony tydzień zakupowych szaleństw odbyło się tylko sporządzanie listy zakupów. W zamian Mamilla urządziła sobie dzień SPA w domowym zaciszu, oczywiście ukochane dziecko przespało w dzień tylko 2 x 30min więc również uczestniczyło w SPA. SPA odbyło się tak... Najpierw skuteczny manicure za pomocą gąbki i płynu do mycia garów rozmiękczył Mamillowe skórki a raczej całą skórę rąk. Później szorowanie lodówy raczej mało delikatnie usunęło to co nie zostało rozmiękczone przez mycie garów. Opary znad mytych wrzątkiem półek lodówkowych świetnie oczyściły zatkane pory Mamillowej lekko zdezelowanej gęby. W tym czasie wierna mała pomocnica skutecznie wytarła kolanami i dupą to co przez przypadek Mamilla rozlała na podłogę. 
           Dzień zakończył się nieudaną próbą wyprania włochatego dywanu. Po kilkukrotnych przymiarkach do wepchnięcia śmierdzącego włochacza do bębna Mamilla spocona jak po saunie, za pomocą odnóży zamknęła w końcu drzwiczki pralki. Z uruchomieniem jej nie poszło już tak gładko. Dość głośny zgrzyt bębna zakończył Mamillowe porządki. Pralka z przeładowania nie chciała ruszyć. Durna babina prawie zepsuła i tak zdezelowaną pralkę. Lekko wilgotny dywan wylądował w prysznicowym brodziku. Po chwili dołączyła do niego Steff. Pewnie dziecko nie mogło się już doczekać zaplanowanej przez Mamillę kąpieli... Bo jak to bywa durna matka dała dziecku do zabawy kosmetyki, coby troll nie przeszkadzał w psuciu sprzętu AGD. Dziecko umieszczone w chodziki, (który aktualnie skutecznie i w miarę bezpiecznie w porównaniu do łóżeczka unieruchamia trola na kilka minut) zajęło się wywalaniem kosmetyków z łazienkowego koszyka. Coby nie było Mamilla widziała co dziecko bada w swych łapkach, dla dodatkowego bezpieczeństwa zatkała dziecku smokiem buźkę. I nagle trach. Coś się potoczyło pod Mamillowe nogi. Korek od zmywacza do paznokci. Zmywacz a raczej buteleczka po nim w łapkach Steff... Zmywacz na Stefowych nogach i całym chodziku. Zmywacz dołączył więc do listy zakupów kosmetykowych, a Steff postawiła kropkę nad i Mamillowej durnoty.
             Na dobranoc Mamilla pierdzielnęła się w nogę o mega wypaśne łoże małżeńskie, pod nosem przeklinając nieobecnego małża. Na szczęście trollik zlitował się nad durnowatą matką i odpuszczając sobie wieczorną gimnastykę przy szczebelkach łóżeczka zasnął przy butli. Mamilla idzie się więc nastawiać na dwunastogodzinną podróż zawalonym jak cygański tabor autem, modląc się o jak najmniejszą aktywność Steff podczas jazdy. To tak coby wraz z niedzielnym porankiem z uśmiechem powitać starą poczciwą Polskę.

czwartek, 5 grudnia 2013

3.12.2013r. - pamiętny dzień ;)

                Mamilla i Steff będą miały po przyjeździe do PL dla dziadków niespodziankę. Niespodziankę która kończy długo oczekiwany bezzębny czas padalca. 
                Otóż dokładnie tego pamiętnego dnia Mamilla po raz enty wkładała do bezzębnej paszczki padalca swojego palucha. Palucha grzebacza zapuszcza się w paszczę swej latorośli nie w innym celu jak w celu wyciągnięcia pożartych niepożądanych przez jelita przedmiotów. Steff akurat w tamtej chwili dorwała  otwartą paczkę chusteczek higienicznych. Hm... Ciekawe skąd... No przecież żadna mądra matka nie dałaby dziecku do zabawy papieru i folii wraz z dodatkiem kleju i wszystko w jednym pakiecie. No więc Mamilla jest durna i taka zabawkę dziecku wymyśliła. Steff skrzętnie przeżuwała więc kawałek zdrowej 100% celulozy kiedy Mamilla paluchem swym wdarła się w jej szczęki i oooo... Poczuła jak na jej paluchu zaciska się pierwszy maleńki ledwo widoczny ząbeczek. Tak, tak! Ząbeczek! Dolna lewa jedyneczka małego Stefika ukłuła matkę w palucha. Mamilla z niepohamowanej radości i aby na pewno być pewnym swego znaleziska przy najbliższym posiłku maltretowała dziecko przedłużając moment dotarcia łyżeczki do otwartej paszczki dziecka aby zobaczyć małe cudeńko.
                  Tak więc kilkudniowe ślinienie się wydało swój pierwszy plon. Na szczęście oprócz zaślinionego mieszkania, ciuszków, zabawek i Mamilli nic nie wskazywało na nadejście tej długo wyczekiwanej chwili. Brak czerwonych dziąsełek, goraczki, kataru, spadku apetytu, niespania w nocy itp. 
                   No i dobrze że ząbek już jeden jest bo Mamillowy mąż zaczął w ostatnim czasie zadawać głupie pytania między innymi: "czy zdarzyło się kiedyś żeby dziecku nigdy nie wyszły zęby...". Albo: " może ona nie będzie miała mlecznych tylko od razu stałe". No i Steff rozwiała ojcowskie dyrdymały. Tak więc wieczór durnowate rodzice spędzili na grzebaniu w paszczy pierworodnej i szukaniu dalszych objawów pojawienia się kolejnych ząbków. Ufff... Stefania nie będzie skazana na noszenie sztucznej szczęki w wieku ośmiu miesięcy i siedmiu dni. Ojciec nie musi zbierać na protezę.




środa, 4 grudnia 2013

Tęskno Mamilli...

               Mamilla cierpi... Cierpi na brak siły do opieki nad Steff która notorycznie rozwala się gdzie tylko może bo za szybko chce osiągnąć pozycję pionową. 
               Mamilla cierpi na samotność. W Polsce brakowało jej małża... Tutaj maż jest przy niej tylko w nocy i  w weekendy. Jak małż ma poślizg przy powrocie z pracy to Steff już śpi, więc dziecko ojca czasem nawet raz dziennie nie widzi. 
              Mamilla cierpi z braku sklepów i tylko delikatnie z braku cywilizacji. Jedne człowiek widziany raz dziennie przez okno to jednak znikoma cywilizacja. Dobrze że chociaż poczta dociera do mieściny w której przyszło Mamilli chwilowo żyć. A no i dociera internet ;) Czasem słabiutki... Czasem go brak no ale jest. Tv tylko z internetu, jednak brak obciążenia wiadomościami o kataklizmach na świecie przyjemnie satysfakcjonuje.
               Mamilla cierpi okrutnie.... Ale to przeokrutnie na brak CIUCHLANDU!!! Chorobliwe grzebactwo któremu Mamilla nie może dać upustu od prawie miesiąca buzuje w niej i domaga się zaspokojenia. Jak narkoman  łaknie działki, jak alkoholik łyka wódki a matka noworodka odrobiny snu tak Mamilla pragnie pogrzebać. W myślach odwiedza stare znane jej zakątki ciuchlandowe. W wyobraźni ogląda zdobycze i wypełnia nimi puste polskie szafy i szuflady. Kompletuje w snach nową garderobę dla siebie i Steff... Dla małża nie bo ten kazał jej tutaj kupić nowe ciuchy i nie przeliczać cen razy 4. Phi... Już Mamilla kupiła nowe. Dziecku spodnie za 3,00 i 6,00 euro i starczy. Sobie wygrzebie i już. I przeliczać razy 4 w ciuchlandzie nie będzie musiała.
                Mamillowej choroby nie zgłuszył nawet wypad do Hannoveru na Flohmarkt.  Mamilli marzy się ciuchland. Ciuchland za polskie złotówki. Dobrze że zostawiła sobie trochę monet w PL które zaraz po przyjeździe wykorzysta na łowach. 
                Mamilli nie jest źle w Doiczlandzie. Nie męczą telefony, nie pukają i stukają do drzwi niechciani goście. Ale SH... Ehhh... Żal żal i tęsknota... Niby tu taka Europa... A ciuchland najbliższy kilkanaście ładnych km stąd i nic w nim niema. 

                Tęskno Mamilli tęskno...

sobota, 30 listopada 2013

Matki Polki refleksja...


Mamilla jest durna, Mamilla jest naiwna... Bo marzy jej się czasem drugi bobasek. Przeważnie takie myśli nachodzą Mamillę ok godzin wieczornych kiedy to aktualna pani i władczyni Mamillowego życia, czasu i wypadów do toalety wali kimono z miną słodkiego długo-rzęsowego aniołka.

W innych porach dnia niezależnie od niczego myśli takowe są nieaktywne. Ba! Wręcz Mamilla ma amnezję ganiając za małym rozrzutnikiem nawozu, potocznie znanym pod nazwą Steff... Steff jak na złość zmienia się za dnia w osobistego wkurzaczo-wnerwiacza, szczególnie gdy Mamilla ma atak bólu krzyża i "bawi się" w inwalidkę.

Mamilla jest wrzeszczącą, znerwicowaną małpą. Wredną kwoką i zrzędząco dźiamającą małpą. Niema nerwów żeby cały dzień czyli od ok godziny 7:00 do 18:00 z radością na pysku i tryskając radością zabawiać Steff tańcząc wokół niej. Bo Steff zabawić się nie da. Steff swój charakterek ma i w dupie durnowate Mamillowe zabawianie. Lepsza zabawa jest jak matka się wnerwia. A bo to kleik ryżowy na podłogę się wywalił - Steff ryczy ze śmiechu. Mamilla pierdzielnęła się w nogę jak biegła dziecku na pomoc - Steff kwiczy ze śmiechu. W akcie desperacji i za sprawą słabych zwieraczy Mamillowych dziecko zaciągnięte na siłę do kibela wyje ze śmiechu widząc matkę na tronie.  Czyli cała parad atrakcji...

Mamilla myśli wtedy że jakby miała takie podwójne "szczęście" w postaci małej Steff to już dawno obijałaby się między miękką podłogę a ściany. Myśli o kolejnym małym cudeńku zostają skopane łań pustej jak bęben Mamillowej dyńki.

Wiec kim są te kobiety co to mają po troje czy czworo dzieci? Mamilla zna taką jedną... Chyba lubi być masochistką albo pasie dzieci tonami melisy. Albo może ma po prostu grzeczne dzieci? Ale to inny temat, dla Mamilli zupełnie obcy.

No ale miała być refleksja. Mamilla refleksje ma takie. Matką Polką nie zamierzała nie jest i nigdy nie będzie. Choć życie swoje poświęca małej Steff, a jak nie inaczej.  Ale Mamilla narzeka, jęczy, psioczy. A jak? nie można? Do tej pory na wspomnienie porodu który od początku przebiegał nie tak jak trzeba Mamillę boli krocze. W ciąży, a przynajmniej jej dwóch pierwszych trymestrach Mamilla mogłaby być non stop. W ostatnim chyba nie chiałaby być już nigdy. Uroki ciąży każda matka zna. Mamilla zmagała się dodatkowo ze sparaliżowaną prawą dłonią, strzelaniem w miednicy i bólem dupska nie do opisania żadnymi epitetami a przez kiepska Mamillową ginekolog uznanym za normę - co się później okazało nie była to norma a kiepskie ułożenie Steff. 

Poród Steff zaczął się od dupy strony. Mamilla była dzielna, przecież poród to nic. Później było już za późno nawet na jakikolwiek dopalaczo-otumaniacz. Już w szpitalu zaraz po Mamilla miała lekkiego blusa. Pewnie też znacie ten od baby. W domu stan się pogorszył bo Mamillowy mąż po trzech dniach wrócił na obczyznę. Dziecko widział, matkę powkurwiał i z dzieckiem przy cycku zostawił na dwa miesiące. 

Mamilla była dzielna. Choć wyła nad swą bezradnością i nieporadnością jak bóbr. Skarżyć się nie skarżyła bo mamusia mówiła że dzieciaki to ciężki kawałek chleba. 

Trądziki, refluks, uczulenia, ulewania, przeziębienia, zapalenia spojówek, szczepienia, ortopedy i inne atrakcje Mamilla znosiła sama. Ale i pierwsze gaworzenia, uśmiechy, dotykania zabawek, spacery, kąpiele... Wszystko prawie sama. 

Mamilla matką polką nigdy nie będzie bo lubi być czasem sama ze sobą. Lubi film obejrzeć i się wnerwia jak dziecko się drze że akurat zrobiło w pieluchę. Mamilla lubi i wińska się napić, ale nie może za dużo bo wiadomo... Mamilla lubi dobrze wyglądać, choć pomalowane paznokcie ma teraz okazyjnie i zdarza jej się wyjść bez makijażu, a po domu łaźi w obślinionym przez Steff dresie. 

Mamilla jak ma dość to wrzeszczy i przeklina na cztery świata strony. Nie cierpi w ciszy tylko wrzuca współtwórcy małego padalca. 

Czy Mamilla ma ciężko? A skąd. Bo ma słoiczki. Gotować nie musi. Czy trudno? A gdzież... Są jednorazowe pieluchy. Czy musi kombinować? No gdzie... Włącza internet padalcowi i szybko napycha go kaszą. Czy Mamilla ma idealne życie? No jasne! Chusteczki nawilżane są dobre i do dupci i do buzi, i do uwalonego dywanu i przetarcia szkła.

Mamilla jest kiepskim materiałem na idealną matkę. Kiepską żoną, chyba lepsza kochanką. Ale wartościowym człowiekiem. Żyje takim życiem jakie dla niej wydaje się idealne. Nie sili się na dobrą minę do złej gry. Mamilla pluje prosto w oczy jadem, gdy ktoś próbuje wcisnąć jej dobre rady. Jest wredna i chamska, złośliwa i niemiła, ale dla Stefanii jest matką najlepszą jaką potrafi, kochającą bezwarunkowo. A złość jest emocją która super odciąża umysł Mamilli anty matki polki.

piątek, 29 listopada 2013

Oduczanie...

Oduczanie... słowo samo w sobie zawiera już zlepek traumatycznych przeżyć i negatywnych emocji. Dla matek szczególnie. Oduczanie picia z butli, oduczanie ssania smoka czy kciuka, oduczanie spania z rodzicami, oduczanie zasypiania na rękach, oduczanie śikania w pieluchy, oduczanie cyca, oduczanie wstawania w nocy, jedzenia w nocy itp itd... Oduczania co nie miara. Wszystko na własne życzenie i wszystko za sprawą nie kogo innego a właśnie matki.  Czyż nie? Było uczenie to i musi być oduczanie. Ale czy koniecznie?
Mamilla tak dumała i dumała... Przypominała sobie jak to Steff cyca swego czasu sama już nie chciała, jak to pewnej nocy tylko raz wstała na butelkę a kolejnej nie wstała już wcale jeść. Jak to od pewnego czasu tylko na noc dziecko woła smoka, a zasypia bez lulania wypijając wieczorną porcję mleka. No i coby się nie chwalić bo niema czym Mamilla do tego ręki a nawet palca nie przyłożyła. Steff swoje "widzi mi się" ma od zawsze, od zawsze Mamillę zaskakuje. Sama pewnie z czasem odrzuci pieluchy, choć na kupkę już mogłaby siadać na nocnik, bo Mamilla zawsze wie kiedy dziecko będzie smrodziło, ale nocnika przyklejanego do pupki jeszcze Mamilla nie spotkała więc w obawie o ślady kupki rozniesionej po chałupie, przygodę z nocnikiem zostawiamy na później. 
Mamilla Steff niczego nie oducza, Steff oducza się sama jak do tej pory. Nie śpi z Mamillą w łóżku bo nigdy nie spała,  nie ssie kciuka bo ma smoka, ssie smoka tylko do zasypiania a przez sen wypluwa. Całą noc śpi, lulać nie trzeba w dzień jak nie chce spać to i lulanie nie pomoże. Na pozbycie się butli też przyjdzie pora, na razie Steff krztusi się jeszcze płynami więc kubki niekapki odpadają, kubeczki zwykłe i z rurką tym bardziej.
Mamilla ma taką refleksję... Może maluszków niczego nie trzeba oduczać? Może nie potrzebnie stresują się matki i dzieci? Może traumatyczne nauki siadania na nocniku, toalecie i picia z kubeczka, czy pożegnanie smoczka są niepotrzebne? 
Bo czy widział ktoś dorosłego człowieka siadającego na nocnik? A może ssącego smoczka? Odruch ssania piersi potrzebny do wydobycia mleka zanika z wiekiem... 
Więc może to całe oduczanie to lipa?


czwartek, 28 listopada 2013

Apogeum wkurw...

Apogeum wkurw... Czyli ranking najbardziej  wnerwiających hałasów podczas snu Mamillowego dziecka.
A najbardziej wkurzają oczywiście te niezależnie od nas...

1. Wycinka krzaków pod chałupą, piła musi odpocząć co 5 min bo inaczej zabraknie 3min do pełnej godziny pracy.
2. Łażenie w drewniakach po chałupie, zawsze można wyobrazić sobie że to King-Kong chodzi nam po głowie...
3. Spuszczanie wody przy otwartych drzwiach do kibla, poprzedzone walnięciem klapy o sedes, procesem kończącym jest kłapnięciem drzwiami bo przecież żadne w chałupie klamki nie mają.
4. Odgrzewanie żarcia o 4-5 nad ranem z rytualnym odbębnieniem rytmu łyżką o garnek z zupą i łyżeczką o szklankę z herbatą. Istotnym elementem całego zabiegu jest również użycie do każdej wykonywanej czynności innego noża, łyżki czy widelca. Jeden nóż do masła, inny do wędliny jeszcze inny do pomidorka i kolejny do cebulki.
5. Darcie ryjca przez komunikatory typu Skejpaj, ba! Puszczanie w głośnikach rozmowy z odbiorcą bo niech inni widzą jakie ciekawe rozmowy się toczą... Im dalej jest odbiorca tym głośńiej trzeba mówić - logiczne prawda?
6. Włażenie z impetem do pokoju gdzie śpi dziecko z pytaniami w stylu: "Śpi już?", "Śpi jeszcze?"
7. Łazienkowe przyzwyczajenia w stylu: gwizdania pod prysznicem w wersji lajt i wycia niczym pies w wersji harkorowej, obstukiwania maszynki do golenia o zlew, charkanie przez 15 min do umywalki. 
8. Nocne schadzki wszelkiego rodzaju między innymi te pod sypialnianym oknem...
9. Imprezy nocne, dzienne... imprezy, imprezy... Alkohol + muzyka + kobiety w szpilkach + maryśka + tv +++...
10. Wszystko co można ująć pod hasłem "zakłócające spokojny sen nie tylko dziecku i wkurw... o każdej porze dnia i nocy..."

Takie tam Mamillowe wyjazdowo-pobytowe przemyślenia o mieszkaniu z kimś jeszcze poza najbliższą rodziną pod jednym dachem...

czwartek, 21 listopada 2013

Oszukaństwa

Znacie coś takiego jak oszukiwanie samej siebie? Albo zawody z samym sobą? A może branie siebie na przetrzymanie?
Mamilla czyni to wszystko notorycznie z osobna i sporadycznie w różnych proporcjach razem.
A jak? A tak. 
Skoro na obiad nie jadłam ziemniaków to znaczy że kalorii zjadłam mniej, to znaczy że jak zjem pół tej wypaśnej czekolady to wszystko się wyrówna i nic a nic nie przytyję. Czujecie to durnowate naiwniactwo?
I  Mamilla wyciągnie z paczki zielonego żelka to go zje, jak nie to nie. Ale kurcze ten biały też dobry... No dobra to jak wyciągnie białego lub zielonego to zje. 
Albo... Kiedy dziecko było kąpane? Wczoraj nie, przed wczoraj też nie. Oj chyba 3 dni temu. Ale dziś mi się nie chce wykąpię ją jutro i po jutrze to się nadrobi. Dziecko nie ucierpi, niech poczuje co to tłuste włosy. Poza tym może wzmocni się jej odporność? Na wirusy? Bakterie? Brud? Mamilla to ma pomyślunek. 
A może... Mamilla pije raz na jakiś czas kieliszek wina. Kurcze w butelce zostało jakieś półtorej kieliszka. Jakbym wzięła większy kieliszek to będzie jak jeden, nie? Po co ma się zmarnować.
I jeszcze. Cholera ten garnek nie chce się doszorować. A walę to...Umyło się ile się dało. Pamiętać nie używać tego garnka i umyć go... eee yyy kiedyś?
No i... "Niuniu! ( Mamillowy małż ). Goliłaś moją maszynką nogi? Jakaś tępa...". Mamilla: "Ależ skąd... Nie goliłam nóg Twoją maszynką..." - Pewnie że nie bo Mamilla akurat goliła pachy. A co? Dowie się? Pytał o nogi. 

Mamilla to oszukaniec i kłamczuch w jednej osobie. 
Notorycznie zakłada się sama ze sobą.
Poszukiwana żywa lub martwa.



środa, 20 listopada 2013

Geny...

Patrząc na cyrki jakie wyczynia ostatnio Steff, coby była jasność tylko przy Mamilli, Mamilla zaczęła doszukiwać się źródła owych zachowań. Patrząc na członków najbliższej rodziny daleko nie trzeba było szukać. Poza tym Mamillowy małż sam osobiście dał popis cyrkowy przy wieczornej toalecie.
Coby oszczędzić czas i hm... energię, Mamilla z małżem czasem razem idą na wieczorna toaletę. Czujecie ten erotyczny swąd? Mamilla ani trochę. Bo co erotycznego jest we wspólnym korzystaniu z łazienki? Ona na kibelku, on zęby myje. On pod prysznicem szoruje stopy, ona wyciska w lustrze pryszcze... I tu kończy się erotyzm. 
Zeszłego wieczoru Mamilla i małż udali się na intymne co nieco do łazienki. Mamilla zajęła tryumfalnie tron, a małż rozdźiawił paszczę nad umywalką. Każda kobieta wie co mniej więcej robi jej mąż przed lustrem. Zdejmuje koszulkę, napina mięśnie, pręży klatę, z zadowoleniem przeczesuje piórka i stroszy pawi ogon. Mamillowy mąż nie. Mamillowy mąż obnaża swoje bądź co bądź nieźle zbudowane ciało i w samych bokserkach odwala szoł. Mamilla siedzi i patrzy, skupić się nie może na wykonywanej czynności. Małż rozpoczyna występ. Zagląda do lustra, ogląda  twarz i pada: "ale mi się ryj wypryszczył..." Mamilla patrzy, nie widzi żadnych obcych oprócz jednej krostki na szyi. Małż wytrzeszcza zmęczone po pracy oczy i rzuca: " zmarszczki mi się robią pod oczami". Mamilla milczy. Nagle małż odwraca się w stronę Mamilli, przypomniawszy sobie o jej obecności i krzyczy: "coś ci pokażę!". Mamilla z przerażeniem w oczach siedzi dalej bo niema gdzie uciec. Mamillowy mąż łapie za gumkę od bokserek i jednym sprawnym ruchem... Podciąga bokserki aż za pępek. Nogi w kolanach mu się gną, plecy staja się lekko garbate i z uśmiechem na ustach zaczyna śpiewać: " Frytki, frytki, frytki!!!", parodiując pewnego znanego Gracjanka z internetu. Mamilla przekrzywia usta, wstaje z tronu, spuszcza wodę i kwituje występ małża słowami "ale z ciebie debilson...". Mamilla przepycha się do umywalki i rozpościera paszczę. Za plecami wciąż paraduje jej małż. Majciochy wróciły na miejsc. Ręce poszły w górę, obnażając pachy. Zza głowy Mamilli wynurza się  lekko owłosiona pacha małża. Zadowolony wpycha się na Mamillę, wbijając jej w brzuch umywalkę. Przysuwa usta do ucha Mamilli a pachę do jej głowy i szepcąc: " znajdź tarzana w buszu...", ryczy przy tym ze śmiechu, a za sekundę nuci: "bum tarira rira za oknami mrok, czego chcesz dziewczyno ja wiem... TARZANA!". Akurat tego wieczoru Mamilla miała kiepski humor więc znów pada z jej ust obelga "durnowaty ty jeden...". Ale to nie koniec... Mamilla zmywa makijaż, małż szaleje dalej , choć już dawno niema nic do zrobienia w łazience. Napina tzw kaptury ( mięśnie karku), garbi się i sztywno poruszając się pyta: " a może chcesz szczursona? ". W tej chwili Mamilla miała już ochotę tylko na rękoczyny, ani Pan Gracjan R., ani Tarzan ani tym bardziej pan Szczurson nie poruszyli w Mamilli żadnych erotycznych zapędów.
No i po kim to nasze dziecko ma mieć poukładane w głowie? 
 
Ps. O innych erotycznych zapędach łazienkowych w kolejnej notce ;)

wtorek, 19 listopada 2013

Postępy...

No więc przebywanie na obcych landach nie powstrzymało małej Steff przed kolejnym etapem rozwoju którego Mamilla bała się jak cholera, ale teraz jak pomyśli co będzie dalej dostaje palpitacji serca.
W obawie o własne zdrowie Mamilla postanowiła nie myśleć za dużo i z duszą na ramieniu obserwować poczynania małego padalca.
No i stało się nieuniknione. Steff w ciągu ostatniego tygodnia w 2 dni naumiała się pięknie raczkować, teraz już zapiernicza i tylko przystanki robi aby gwacnąć na pupę - czego również naumiała się w ciągu 2 dni, no i pomachać rączką w stronę Mamilli na znak tego że raczej nie zawróci z tej wędrówki za prędko. Całkiem nieźle jej to wszystko wychodzi a najlepiej podczołgiwanie się do nóg osobników pułci brzydkiej czyli tatusia i dwóch wujków żeby Ci naiwniacy brali maleńką laleczkę (Chucky) na ręce i nosili aż do znudzenia. Potem Mamilla dostaje wściku dupy jak owa laleczka ze słodkiego bobaska zmienia się w bachora i żąda noszenia, akurat wtedy kiedy nikogo więcej prócz Mamilli niema w domu. No ale cóż... Panowie już tak mają że ulegają wdziękom małych kobietek, a Ty matka potem cierp...
Okres walenia się w głowę przy próbie ruszenia z miejsca Steff ma za sobą. Ale od przed wczoraj skubana sama podciąga się do stania przy każdej możliwej sposobności. W łóżeczku czepia się szczebli jak małpka i w sumie chyba jak małpka liczy ze spadnie na cztery łapki a nie na ryjek, co niestety dość często się zdarza. Steff już głowę ma poobijaną równo, bo czasem Mamillowe ręce już nie wytrzymują tego siłowania się ze zwierzem. A Steff ciągnie się ile może... Raz przy fotelu, raz przy leżaczku-bujaczku, przy nogach. A dziś nawet przy pudełku chusteczek nawilżanych udało jej się wyprostować nóżki. Mamillowy mąż durny się cieszy że na święta Steff będzie chodziła. Tylko Mamilla przeżywa. Oczami wyobraźni widzi pobojowisko z resztek wigilijnych potraw, choinki i Stefy pod obrusem niczym wigilijne sianko... Ale ewolucji nie da się powstrzymać, nieuniknione już blisko.





 

niedziela, 17 listopada 2013

Versatile Blogger Award - nominacja

Dziękuję dziękuję dziękuję! A wiec zaszczyt kopnął i mnie dzięki Kasi z http://nowoczesnamatka-polka.blogspot.de

A więc tak... Nie wiem z czym to się je ;P Ale postaram się ;P

Siedem faktów o Mamilli:
1. Do toalety na tzw dłuższe posiedzenia zawsze musi mieć książkę lub gazetę, jeśli akurat dłuższe posiedzenie jest zaskoczką czyta etykiety od podpasek lub skład mydła w płynie...
2. Mamilla notorycznie wciąga brzuch, po ciąży stało się to już mniej efektowne niż dawniej...
3. Zanim zaśnie Mamilla macha sobie jedną stopą, jak już zaśnie to raczej nie macha, a może macha ale o tym nie wie...
4. Mamilla nigdy w życiu nie obgryzła żadnego paznokcia! Ani swojego ani cudzego.
5. Mamilla obsesyjnie pilnuje spokojnego snu Steff, do tego stopnia że ma ochotę powybijać wszystkich dookoła wraz ze skrzypiącą podłogą i strzelającymi butelkami
6. Mamilla uwielbia bawić się obrączką Mamillowego małża, nie ważne że ten ma ją ciągle na palcu. Widok wyłysiałego miejsca jakie zostawiła działa dosyć prowokująco ;)
7. Mamilla nienawidzi jak ktoś pije z gwinta wodę, mleko czy cokolwiek innego ze zbiorowego baniaka ale... sama robi to notorycznie i modli się żeby nikt jej nie złapał

Blogi jakie nominuję:
1. http://helowamama.blogspot.de
2. http://nowoczesnamatka-polka.blogspot.de
3. http://matka-pod-napieciem.blogspot.de
4. http://kartkazkalendarza.blogspot.de
5. http://sandrabyla.blogspot.de
6. http://icyignacy.blogspot.de
7. http://majerankowo.pl

I nie wiem co jeszcze i jak dalej ;P

piątek, 15 listopada 2013

Jestem... Żyję... Przeżyłam...

Tak Mamilla & Steff są już na obczyźnie...
Przeżyłyśmy podróż bez żadnych nieprzewidzianych komplikacji. Mamilla w roli strażniczki nie zmrużyła oka przez ponad 12h podróży. Pilnowała żeby Steff spała a Mamillowy mąż nie spał za kierownicą. 
Podróż Mamilla przeżyła, pobyt przeżywa ciągle. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Pierwszego dnia pobytu było nawet ok. Alee... Nie obyło się bez wpadek. Wpadka nr 1. dziecko niema gdzie spać, znaczy ma ale nie do końca. Łóżeczko jest ale polski materac za mały. Dziecko ląduję w wielkim małżeńskim łożu. Efektem czego Mamilla budzi się nad ranem z małymi stópkami pod brodą i małżem przyklejonym do pleców niczym skorupa do żółwia. 
Wpadka nr 2. Brak konkretnych mebli, Mamillowe szmaty wywalone z worków próżniowych warlają się po pudełkach. Wpadka nr 3. Brak wózka. Z braku miejsca karoca jaśnie panny Stefanii została w Polsce. Zakup nowego wózka na miejscu w planach... Ale plany szybko się zmieniły jak po pierwszym dniu zamknięcia w 4 ścianach mieszkania przez 10h z małym potworem Mamillowe plecy niewytrzymały napięcia i pierdykło Mamillę w krzyżu. Wcielając się w rolę przygiętej życiem staruszki zażądała natychmiastowego zakupu wózka coby z mała siadajaco-raczkującuo-wstajaca gadzina nie dobiła jej na amen. Efektem szantażowo-przymilających zabiegów wózek został zakupiony. Piękny, nowy trzykołowy spacerowy cudak przyniósł zabawienie ( trochę przyćmiewał ten blask widok metki z ceną ). Ale nie na długo bo całonocnym odstaniu, nad ranem zeszło powietrze z jednego koła i plany Mamilli o wywiezieniu potwora w cholerę legły w gruzach. Zresztą coby Mamilla miała rozrywkę dnia tegoż samego gad obudził się z katarem odziedziczonym w spadku po ojcu.
Ogólne wrażenia z pobytu na obczyźnie są takie że nie byłoby źle. Domek z zewnątrz ładny, w środku hm.. sprawa dyskusyjna. Okolica spokojna, małe domki, niedaleko sklepy i hiper i super i Rossmann, tanie rzeczy dla dzieci i kosmetyki dla mam ;) Ktoś sobie koniki trzyma, niedaleko  tory kolejowe i słychać pociągi, sporo jeszcze zielonych terenów, cisza spokój, brak natrętnych tel i domokrążców, wrednej młodzieży. Minusem jest cienka podłoga i sąsiad maniak głośnych gier, kocie łby pod oknem a okno przy ulicy oraz rzadki no ale jednak czasem obecny dzwonek do drzwi wejściowych. No i gdy Mamilla nie była tyle godzin ze Steff sama w domu. Gdyby byłoby się do kogoś odezwać. No i te ciągłe Mamillowe myśli że bądź co bądź ale Mamilla ze Steff są tu obce, czego nikt nie wie ale Mamilli się wydaje że ma to wypisane na czole, a jak ktoś się dowie to obie z gadziną zostaną deportowane do kraju jak jakieś emigrantki. Głupota totalna no ale patrząc na przedstawicieli narodu Niemieckiego uśmiechających się do śliczniuchnej Steff, Mamilla ma przed oczami sceny rodem z dobrego filmu sensacyjno kryminalnego. Jakiś porwanko, jakieś uprowadzonko... Może deportacja? Albo chociaż wizyta opieki społecznej bo Steff z nudów wali koncerty na trzy ryki i kwik?
Niby człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego ale czy aż tak... Pełno wątpliwości. Jesteśmy razem to dużo. Ale Steff odczuwa jednak brak babci i innych zwierzaków domowych. Zobaczymy co to z tego będzie... Na razie czekamy do świąt i zjazdu do Polski.
Z rzeczy bardziej optymistycznych, Steff schodzi uczulenie, czego efektem jest brak kaszy manny w diecie. Po powrocie niezbędna konsultacja lekarska ot co.

Ps. Dziękuję za nominację. Kolejna notka apropo tematu ;)

piątek, 8 listopada 2013

Diagnoza...

No i diagnozy konkretnej brak. 
Znaczy w sprawie Steffkowej alergii. Od 3 tygodni mała pije mleko Bebilon pepti. Po Bebilonie AR sam smak i zapach mleka to miła odmiana. Niestety drastycznej poprawy Mamilla nie dostrzegła. Teoria o alergii na białko mleka krowiego w szczególności to w kaszkach Rossmanowych upadła z kretesem. Pomimo Mamillowego pilnowania żeby Steff nie dostała nawet kropli niczego pochodzenia mlekoweg i mlekopodobnego plamy na nóżce i ręce Stefikowej nic a nic  nie zbladły. Ba! Gdy pewnego dnia mała gadzina przez przypadek (wiadomo) dorwała się do cukierka czekoladowego, na drugi dzień do małej kolekcji plamisk dołączyła kolejna znajda. Wtedy teoria o alergii mlekowej jeszcze była żywa. No ale dni leciały a plamy nie bledły... 
Mamilla się wkurzyła, jeszcze raz przeanalizowała dietę Steff. Z zapałem opętanej paranoiczki analizowała każdy składnik słoiczkowych ciap. Wszystkie teoretyczne alergeny zostały wyłapane... i wykluczone. Por - nie, seler - nie, pietruszka - nie. Steff jadła za różnorodne dania żeby po 0,2% pora raz w tygodniu dostała uczulenia. I oto delikatne olśnienie przyszło wraz z nadejściem fali lenistwa Mamilli. Przez 3,4 dni Mamilla w szale pakowania zapominała dziecku ugotować po łyżeczce kaszy manny do obiadu. Po czym żeby nadrobić brak glutenu w diecie Steff, Mamilla dała dziecku nowość. Słoiczek mięska z makaronem durum. Jedyna nowość w przeciągu miesiąca. Ponieważ obsesyjnie Mamilla od pewnego czasu obmacuje Steffikowe nóżki i rączki, kolejnego ranka wymacała w okolicy kolanka małej  nowe znane już szorstkie krostki... Wieczorem już pojawiła się cała plamka. Czyżby gluten był sprawcą całego zamieszania? Być może... Dziś Mamilla nie dała Steff porcji manny, przez 3 dni zobaczy co się będzie działo. Jak plamy znaczną blednąć to niestety, zboża są na wokandzie. Ale czy to możliwe? Akurat podanie kaszki Rossmanowej zbiegło się z próbą glutenową więc wszystko jest możliwe... Dochodzenie trwa. 
Wiem że mama Rak ma doświadczenie z glutenem. Ale czy taka alergia objawia się tak jak każda inna?

czwartek, 7 listopada 2013

Steff siedzi!

Ha! No i dziś całkiem niespodziewanie po raz pierwszy sama usiadła ;) Co prawda było to spowodowane niechcącym wleźieniem na stojący na drodze przepełzu fotelem, no ale liczy się efekt ;P Więc Steff zaparła się odnóżami o fotel i podciągając, gwacła na pupę. Mamilla w krzyk: "musiu! Stefa usiadła sama!", a Steff "fik" i już pełźnie dalej, robiąc po raz kolejny z Mamilli idiotkę co  to dziecko przedwcześnie zachwala. 
Szkoda że rodzic niema w oczach wbudowanej funkcji aparatu albo lepiej kamery która by się włączała przy każdej fantastycznej rzeczy jakiej nauczy się jego dziecko. Ale podobno zachwyt nad tymi "pierwszymi razami" jest tylko przy pierwszym dziecko. Przy drugim zaczyna się porównywanie, bo to potomek A już w tym wieku siedział a potomek B jeszcze niema zamiaru... Przy trzeci już luz... Wiadomo kiedyś dziecko wszystkiego się uczy. Ale to zdanie Mamillowej Musi, Mamilla raczej woli dotrzeć tylko do tego progu kiedy się porównuje potomka A z potomkiem B... Ale nigdy, nie mów nigdy, bo potomek C może być bonusem od życia ;)
Ale wracając do siedzącej Steff. Po poobiedniej drzemce Stefik coraz lepiej radził sobie z siedzeniem i siadaniem. Szalał po podłodze i ku przerażeniu Mamilli na zmianę siadał, podciągał się do pudła z zabawkami i  przewracał na brzuch. Teoria o Stefankowym ADHD ewidentnie znalazła dziś potwierdzenie w czynach, choć istnieje jeszcze podejrzenie że mały gad ma konszachty z szatanem rodem z "Egzorcysty" ;) Ale fakt stał się faktem. Steff sama zaczyna siadać i sama siedzi już bez podparcia ale że samo siedzenie jest mało atrakcyjne, to Mamilla ciągle jest na pozycji asekurującego. No i zbierającego to co w szale zabawy Steff wyrzuci z pudła zabawkowego na mieszkanie. 
Cieszą Mamillę takie osiągnięcia Steffikowe, przeraża wizja upadków i innych wypadków przy dalszym rozwoju małej i smuci brak obecności Mamillowego małża. Ale już niedługo... :)

wtorek, 5 listopada 2013

Pieluchy i pakowanie...

No i wybiła godzina. Czas na pakowańsko. 
Dzięki Mamillowemu mężowi i jego przekonującym argumentom jak i poczynaniom sąsiadów z góry, wyjazd został przyśpieszony. Nowy termin wyprawy - najbliższy weekend. 
Mamilla już od kilku dni zażywa nerwosola na zmianę z melisą z zapałem lekomanki. Wszystko po to żeby przetrwać te 12h jazdy samochodem. 
Pakowanie idzie Mamilli jak krew z nosa... Steff tego nie ułatwia. Jak mała śpi to Mamilla nie może grzebać w szafie, coby nie zbudzić gada. Jak gad nie śpi to nie chce grzecznie usiedzieć na miejscy nawet 5min. Już powoli Mamilla zaczyna w myślach przeklinać małża za to że sama musi  wszystko ogarnąć. No bo kogo by nie trafił szlak jakby przez 3 dni nawet kilku ubrań nie odłożył do spakowania. Dziś Mamilla zaangażowała Steff w porządkowanie dokumentów. Efektem całej operacji było wyrwanie szuflady z prowadnic, przez wieszającą się na niej Steff. Nie wspominając już o wywalonych papierach z szuflady + tych z kosza które Mamilla zdążyła podrzeć w drobny mak... Kiedy Mamilla się wkurzyła i wywaliła Steff z kolan aby pobaraszkowała sobie na dywanie to ta sprytnie wczołgała się tyłem pod komodę i idealnie powyciągała na środek pokoju okrywające się w dziurach kurze i śmieciuchy. Skarpetki gadziny z żółtych zrobiły się szare i włochate. 
Operacja  pakowanie jest codziennie skutecznie przerywana przez jeszcze jeden czynnik - mokrą pieluchę. Steff siedzi, bawi się. Nagle zaczyna się marudzenie. Ocho. Gad się posikał. I zaczyna się jazda. Mamilla wyciąga  Steff z leżaczka. Kładzie na pleckach i bach! Steff już na brzuszku leży i szykuje się do ucieczki. W pozycji na pieska Mamilla ściąga małej pieluchę, ale to nie powstrzymuje gada przed dalszą ucieczką, tym razem na węża. I kolejne 15min to walka w której Mamilla z pomocą nóg i wszelkich możliwych akcesoriów próbuje utrzymać Steff w pozycji na plecach i jako tako zapiać jej pieluchę. Niestety Steff opanowała już sztukę wyswabadzania się z pęt rajstopkowych, i już nic nie powstrzymuje maleńkich sprytnych stópek przed wierzganiem, co skutkuje licznymi siniakami na biednym ciele Mamilli. Mamilla u kresu sił zaczyna w końcu przekrzykiwać radosne krzyki Steff "mamamaaaaa!!! mamamaaaa!!!" i krzyczeć "matka zaraz oszaleje! matka będzie wariatka! wariatka! wariatkaaa!!!", wywołując tym salwy niepohamowanej radości u swojej pierworodnej. Zmiana pieluch w ostatnim tygodniu to mordęga a napis na pampersach marki Pampers jest typowym kłamstwem, bo Steff nie wytrzymuje w mokrej pieluszce nawet 30 min a co dopiero 12 godzin jak zapewnia producent ;)
Koszmarem który może się ziścić jest reakcja Mamillowego małża gdy zobaczy stosy niepopakowanych rzeczy. Zapewne rozważy wynajęcie TIRa lub karawany. Zawsze można jeszcze wysłać Steff kurierem coby zaoszczędzić miejsce w aucie. 
Jedyny postępem w życiu Mamilli jaki zawdzięcza tej sytuacji jest przekonanie o tym jak wiele rzeczy jest jej zbędne, bo nie spakowała dla siebie jeszcze nic! Ale Steffikowa garderoba to wszystko nadrabia z nawiązką ;) Wiadomo matka w porównaniu do dziecka, może chodzić w jednym dresie choćby miesiąc ;)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Słoiczkowe grzechy...

Tak. Mamilla jest winna. Przyznaje się i pójdzie do piekła za grzech ciężki. Mamilla nie uczy się na błędach i codziennie jak na zła matkę przystało pielęgnuje grzech... A nawet i dwa razy dziennie. 
Mamilla popełnia grzech ciężki w dosłownym tego słowa znaczeniu bo słoiczkowy. 
Tak Mamilla jest leniwa i jednocześnie przebiegła bo zapewne dając codziennie małej Steff po 2 słoiczki żarcia znanych firm na B., G czy H, skraca jej życie o kilka dni...
Biedna Steff męczy się i męczy... Raz przy drugim śniadaniu i raz przy obiadku. Męczy się strasznie że aż jej waga w ciągu 1,5mc podskoczyła o ponad 1kg. O zgrozo!
Ska taka straszna opinia o Mamilli? A no ma Mamilla takie sąsiadki... "A cyckiem nie karmisz? Oj bo to sztuczne mleko... A dzieci tyle alergii mają...", " A co więcej je? No nie mów ze te wstrętne słoiczki! Dla mnie jak coś ma rok przydatności do spożycia to nie żadna zupka... Lepiej byś sobie kupiła kurczaka ze wsi, i marchewkę jedną i na porcje i ..." I zaczyna się lament. 
Znacie to? Bo jak można karmić dziecko czymś innym niż cyc? Nosz jakby Mamilla mogła to by karmiła, a że dane nie było to co miała zrobić? Karmić dzieciaka tylko w nocy, na siłę, na śpiocha?  W dzień Steff głodziła się sama, na widok cycka darła się jak cholera. Dwie znerwicowane kobiety w jednym domu to za dużo. 
Więc tak, Mamilla jest słoiczkową mamą. Tak Mamilla karmi alergiczkę MM. Tak Mamilla daje refluksowej Steff tylko gęste,  pozbawiając jej rozkoszy poznania smaku słodkich herbatek i soczków.
Myślicie że Mamilla robi to wszystko żeby szybko zakończyć w miarę zdrowe acz króciutkie życie Stefanki? Że Mamilla jest leniwa, próżna i wygodna?
O tóż... Mamilla bardziej ufa bananom ze słoika z terminem do czerwca p.r. niż lśniącym czy wręcz  brązowym bananom ze sklepowej półki. Woli dać dziecku pełen obiadek z małego słoiczka nad którym stadko specjalistów zrobiło wszystko żeby dopuścić go do sprzedaży w dziale "żywienie niemowląt", niż latać od fermy do fermy i szukać eko kury, która była eko żywiona i w eko sposób ją zabić i oprawić nie mówiąc już o ugotowaniu. Mamilla podziwia mamy które same podejmują się trudu zabijania, ćwiartowania i blendowania. Mamilla nie ocenia, nie krytykuje, nie doradza jak ktoś nie prosi o opinię. Mamilla nie jest doskonałą mamą, nie jest nawet dobra w byciu mamą. Ale jest najlepszą mamą dla Steff i jest słoiczkowa. Ot co.

niedziela, 3 listopada 2013

Ha! Nigdy nie jest tak źle...

No i Mamilla wymyśliła. 
Wymyśliła że się wynosi z PL. Co raz nowe wyskoki sąsiadów czy innych takich człowieków działają bardzo motywująco. 
Tak jak Mamilla pisała u małża warunki na razie jako takie ale Mamillę w PL szlak trafia... No i ileż można tak żyć? Dziecko bez ojca, żona bez męża... Mąż bez... i żona też ;) A na miejscu też można szukać lepszego lokum.
Przezornie Mamilla musi jeszcze sprawdzić czy u małża w Doutschlandzie niema gorszych sąsiadów. Czy nikt w drewniakach po głowie nie chodzi, a wielbiciele disco bawią się w mieście a nie co wieczór w czterech ścianach domowego "zacisza". Ale żeby było ciekawiej to chyba Mamilla bardziej boi się o stan swojego zdrowia psychicznego niż spokojny sen Steff która od 3mc życia nie mając problemów brzuszkowych śpi jak zabita, jeśli naprawdę chce jej się spać ;)
Decyzja zapadła, worki próżniowe zostały zakupione. Mamilla ze Steff wyrusza na podbój ojczyzny Rossmana i zupek Hipp. Chyba Steff jest wszystko jedno gdzie będziemy mieszkać, przynajmniej na razie, byle by miała towarzystwo do zabawy a o to już małż Mamillowy się zatroszczy :)
Wybór transportu na pokonanie 1200km jeszcze niedawno był łatwy... No samolot, bo niby z niemowlęciem łatwiej no i szybciej. Ale po rozważeniu wszystkich plusów i minusów, jednak Mamilla wybrała transport lądowy. Why? Bo... Niby Samolotem szybciej. Lot 2,5h... Aleeee... Trzeba doliczyć w naszym wypadku dojazd do Warszawy, czas spędzony na lotnisku, odprawa itd i dodatkowo już po przylocie ok godzinną jazdę do punktu zamieszkania. Więc w przybliżeniu ok 7-8h... Jazd samochodem 12h... Ale samochód wygodniejszy i jedzie w nocy kiedy Steff śpi. Poza tym małż i tak musiałby przyjechać po klamoty, bo przecież co niektóre nie zbędne bibeloty do samolotu w podręczny się nie zmieszczą ;) No wiecie, leżaczek, wózek, Mamillowa garderoba ;)
Wstępnie wyjazd planujemy za 2 tygodnie. W tym mamy wizyty u lekarzy oraz kilka sprawunków. Mamilla czeka na nowy wypaśny fotelik samochodowy dla Steff i kupuje zapasy. 
Planowany czas pobytu do świąt. No bo jak to? Pozbawić małą pierwszych świąt w gronie dziadków ? ;> 
No i zobaczymy... Naładowana jestem optymizmem aż nad to żeby  przypadkiem nie zacząć tchórzyć... I staram się widzieć tylko plusy.

piątek, 1 listopada 2013

A miało byc tak pięknie...

No i wszystko runęło. 
Była okazja i okazji niema... Mamillowy małż znalazł mieszkanie, piękne z bajerami i co najważniejsze w końcu kąt dla nas. Ale kolega Mamillowego małża się wycofał z propozycji wspólnego najmu. Niestety bez niego koszty wynajmu by nas zjadły, wiadomo tak to by było po połowie.
I Mamilla jest zła, rozżalona i z ledwo zipiąca psychiką. Nastawianie się zajęło  Mamilli kilka dni, ale już dziś kiedy to małż miał podpisywać umowę najmu Mamilla byłą zdecydowana pakować Steff i choćby jutro ruszać w nieznane... No i się skończyło Mamillowe nastawianie. Mamilla przeżywała wyjazd bo wiadomo, inny kraj, obyczaj, język no i małe dziecko uczepione spódnicy. Ale plusy wyjazdu przewyższyły obawy. A teraz klops, lipa. 
Nawet nie chce się już żalić, ale naprawdę jest mi ciężko, bo u "mamusi" już ledwo wytrzymuję. Każdy kto choć przez jakiś czas po ślubie i z dzieckiem na głowie mieszkał u rodziców wie o co chodzi. A żeby było ciekawiej mieszka tu jeszcze moje młodsze rodzeństwo. Mało m2, dużo ludzi i to już budzi konflikt... Psychika siada mimo tego że na każdym kroku człowiek szuka plusów. Plus jest jeden - z rodzina dobrze wychodzi się na fotach. Ot i taki jest ambaras... Tutaj nie pomoże nawet Mamillowe wycie z bezsilności do księżyca...

środa, 30 października 2013

Taki tam Mamillowy fetysz...

Rzecz o rzeczach. 
O rzeczach z odzysku, bowiem Mamilla ma tajemnicę. 
Tajemnicę którą uwielbiała się chwalić na studiach ;) Tak tak Mamilla nie zawsze była Mamillą :) Tajemnica ta to nałogowe grzebactwo. Grzebactwem zaraziła się od Babki - Musi. Musia czyli Mamillowa mama grzebaczem była od dawna. Mamilla kiedyś podpatrzyła co Musia przywlekła w wielgachnej torbie do domu. W torbie były swetry zwane szmatami do prucia, bowiem Musia jest mistrzynią szydełka i drutów. Ale szmaty do prucia były całkiem całkiem modne i całkiem całkiem atrakcyjne i kosztowały grosze. Mamilla się napaliła bowiem wielbicielką taniej i oryginalnej mody była, i kolejnego dnia już razem z Musią obie przytaszczyły po wielgachnej torbie szmat.
I tak Mamilla stała się szmato-maniaczką. Latała od ciucha do szmateksu, ze szmateksu do secondhandu. Ubierała się modnie i na czasie. Często przerabiała i kombinowała jeśli coś nie do końca odpowiadało jej wizji artystycznego looku.
Mamilla wyszła za mąż. Nieszczęsny mąż Mamilli został podstępem wciągnięty w wir szmateksowego szaleństwa: " Zobacz Kotu jaki świetny sweterek Ci kupiłam, i tylko 5zł!". Od tamtej pory Mamilla stała się osobistą stylistką małża, choć ten wcale sobie nie żałował zakupów w sklepach o dużo wyższym standardzie i niestety cenie. Mamilla była oszczędna, gały jej wychodziły na wierzch na widok niektórych cen w sklepach. Przecież taką samą bluzeczkę czy sweterek Mamilla dorwała ostatnio na ciuchu, ba! ubranka miały jeszcze metki... Ale nie miały aż takich cen.
No i Mamilla zachorowała. Nie chciała kupować w normalnych sklepach bo wszystko umiała wygrzebać ;) Dla siebie, dla małża... A później i dla Steff.
Steff jeszcze przed przyjściem na świat została bogato wyposażona w garderobę  na 2,3 miesiące do przodu. Mamilla grzebała i grzebała znosiła do domu coraz to piękniejsze okazy. Nówki z metkami, te nieużywane jak i  z ledwo co zauważalnymi śladami noszenia. Mamilla nie była biedna, nie była skąpa, ale wkurzało ją że ciuchy dla maleństwa w sklepie kosztują tyyyyleee kasy i mogą się wcale nie przydać. Oczywiście Steff posiadała nowe ubranka, jeśli akurat Mamilla nie wygrzebała tego co było potrzeba ;) No i tak zostało do dziś. Mamilla łowi dla Steff cuda nad cudami. Wypycha szafki i szuflady, zaopatruje małą w coraz to atrakcyjniejsze zabawki za niewielka część kwoty tych nowych sklepowych.
Zaleta skąpstwa Mamilli? 
1. Steff ma garderobę która może w każdej chwili być jednorazową - Mamilla daruje sobie od czasu do czasu zabawę w zapłakanego szopa pracza.
2. Dziecko posiada od groma świecąco-grających pierdół których nie będzie szkoda wyrzucić jak się rozgracą.  
3. Małż Mamillowy skacze pod sufit bo jego żona nie wydaje każdej złotówki na nową sukienkę od Versace ;)
4.  Mamilla jest super eko- nowoczesna ;) Recykling ku chwale matki ziemi :)

Coby nie być gołosłowną Mamilla pochwali się zdobyczami ;)

 Sukieneczka from SH, do spodenek była jako tunika ;)

 Sukieneczka from SH

 Czapeczka, kubraczek, spodenki i kozaczki from SH

Czapa i kubraczek from SH

Bluzeczka, mata-kocyk w motylki i wieża PlaySkool from SH

Sukieneczka i gaciorki from SH ;)


I na koniec. 
Niech żyją Second Handy z dziecięcą markową odzieżą! Hip hip hurrraaa!!!

poniedziałek, 28 października 2013

Paranoja goni paranoje...

Znacie to?
Dziecko śpi. 
Gnacie pod prysznic. 
W 100% wszystko odbywa się bezszelestnie, niemal słyszycie jak Wasz ledwo zjedzony obiad przemieszcza się w jelitach. Rozbieracie się odkręcacie wodę i... Kurde! Dziecko płacze ( w Mamillowym przypadku "Stefka jęczy..."). Zakręcacie wodę... Cisza... Hm... Zdawało Wam się. Znów odkręcacie wodę już jedną nogą pod prysznicem. Znów dziecko kwili. Nosz cholera... Zakładacie szlafrok, pędzicie do sypialni, niemal zabijając się o własne nogi dopadacie łóżeczka a tam maleństwo słodko śpi, nawet o milimetr się nie poruszyło od ostatnich 3 minut Waszej nieobecności. Z ulgą w sercu i gęsia skórką na gołych nogach wracacie do łazienki. A tam znów to samo. Zdejmujecie szlafrok, a tu płacz. Wchodzicie pod prysznic i szloch. Odkręcacie wodę - krzyk. I tak się kończy 30sekundowy relaksujący pobyt pod prysznicem. W panice ubieracie się i jeszcze ociekające gdzie nie gdzie wodą gnacie do swojej jak na złość słodko śpiącej pociechy ;)
Swego czasu paranoja obejmowała całe życie Mamilli. Myła się praktycznie stojąc nad śpiącą pierworodną. Nie mogła zjeść w spokoju, zajrzeć na skrzynkę meilową, a o odbyciu posiedzenia w toalecie nawet nie było mowy. 
Paranoja była nieokiełznana. Przerodziła się również w wersję "panikowania na zaś". Bo jak to dziecko do lekarza wziąć? Na bank będzie płacz. Jak tu obcy człowiek ma spojrzeć na Mamillowe dziecko? Na pewno będzie wyła. Jak do samochodu wsadzić? Jak do dziadków zawieść? Jak do kościoła na chrzest? Jak nakarmić, przewinąć w terenie? I tak w kółko... 
A żeby było ciekawiej, Steff miała w nosie Mamillowe paranoje będąc najcudowniejszym, spokojnym, grzecznym, niepłaczącym, niemarudzącym maluszkiem. Spała jak miała nie spać (bo goście, bo lekarz...). Nie płakała jak miała wyć ( bo szczepienie, bo wizyta u ortopedy...) itp.
Z czasem Mamillowa paranoja lekko ustąpiła. Steff zrobiła się troszkę mniej grzecznym niemowlakiem, ale i teraz, raz na jakiś czas zaskoczy Mamillę tak że idzie jej w pięty ;).

sobota, 26 października 2013

Steffi skończyła 7mc!

Dziś krótko i na temat i radośnie. Coby nie rozczulać się nad problemami, mlekami i innymi alergiami.
Stefania Józefina skończyła dziś 7mc!
Zleciało jak z bicza strzelił. A niedawno jęczałam że kiedy to to będzie większe... Teraz tęsknie za czasem kiedy tylko jadła i spała ;)
Co Steffi już potrafi...
Ano Stefanka pięknie pełza po podłodze w tył i przód ze wskazaniem na tył ;)
Robi pieska i próbuje raczkować...
Podciaga się sama do siadu i siedzi prosto z podparciem. Dziś nawet przez sekundę utrzymała równowagę w samodzielnej próbie siadu :)
Cudnie wzreszczy i piszczy. Krzyczy: "mamuuu!!!", "amm" - widząc miseczkę i słoiczek z zupką ( tak my z tych słoikowych ;), oraz kiedy jest głodna. Ale największym osiagnięciem małej jest opanowanie do perfekcji mówienia i krzyczenia słowa "nie". Steff jest pesymistką z prawdziwego zdarzenia ;) Ale nie krzyczy "nie" bez sensu. O dziwo Steff dobrze chyba już wie co to słowo oznacza. Nie chce jeść krzyczy "nie!", niechce tej czy innej zabawki jest "nie", więc chyba mogę pokusić się o stwierdzenie ze Mamillowa córa jest trochę inteligentna ;)
Steff potrafi również pięknie wywalać zabawki, z wózka, łóżeczka, leżaczka.
Stefcia przesypia 10/11h czyli nockę z tylko jedną pobudka na butlę :)
No i powoli mała wyrasta z ulewania. jeśli zdarzy jej się wpadka to tylko raz na jakiś czas i to po naprawdę intensywnym podłogowym tarzaniu się.
Niestety dalej mała dama jest bez zębna ;)

Z okazji  skończenia 7 miesiączków Steff pięknie ćwiczyła mówienie "ma ma ma" no i powiedzmy że była grzeczna i dobra dla Mamilli ;P