czwartek, 25 września 2014

Jak to Mamilla w asertywności sie ćwiczyła...

            Steff ćwiczy się w sztuce "życia dorosłego". Zaczyna być coraz bardziej samowystarczalna... BA! Zaczyna olewać Mamillę i jej "gderanie", nagminnie zatyka sobie uszy i miele języczkiem robiąc "blelelelelleeeeleee" na znak tego że matka ewidentnie przegina z kazaniami. Sama wybiera co woli zjeść i w jakiej to będzie formie, nie ważne że to będzie słony paluszek znaleziony rano na dywanie.
Jak na prawie półtoraroczne dziecko ( za 2 dni ;), Trollson czasem wydaje się za cwany i za wredny.    
              Niema opcji wyjścia na spacer aby nie zahaczyć o sklep. Pal licho jak jest to odzieżowy, wtedy Gad przegląda ciuchy na wieszakach z iście szafiarską uwagą. Gorzej jeśli jest to super-hiper... Uwaga! Drogie matki, błędem jest pokazanie dziecku że prócz dużych wózków sklepowych istnieją wersje mini. I na nic zdaje się rączka na długim trzonku do tzw kontroli jazdy przez dorosłego. Mamillowy Troll wbiega do sklepu, z progu obczaja miejsce postoju wózków. Wybiera pojazd. Małe łapki z mega siłą napierają na maleńki wózeczek sklepowy, ledwo wyrabiając się w bramce wjazdowej. Steff pędzi w alejkę z przetworami. Mamilli aż robi się ciepło na myśl o rachunku jaki przyjdzie jej zapłacić aby pokryć ewidentne straty. W ostatniej chwili Mamilla dosięga "rączki" w wózku. W tej samej sekundzie Gad czując opór wózka wydaje z siebie ryk niczym małą bestia "NIEEE!!!! Wrrrrrr!!!! AAAAaa!!!! NIEEEE!!!". Jeżu... Dziecko zamienia się w potwora, puszcza wózek i wali łapskami w Mamillę, Mamilla zaskoczona puszcza wózek. Gad znów dopada pojazdu i już znika za rogiem. Mamilla po cichu zagląda do sąsiedniej alejki. Troll pakuje do koszyka co ma w zasięgu ręki. Mamilla powoli podchodzi i niepostrzeżenie podmienia towar w wózku. Coby nikt się nie czepił "trefne" zakupy perfekcyjnej zakupoholiczki stara się odłożyć, no prawie na miejsce. Jedziemy dalej, przez pół alejki Troll daje Mamilli w spokoju kontrolować wózek. Nagle mały potwór rzuca się na lodówy z nabiałem. Zbiera najdroższe jogurty, jak na złość stojące najniżej. Mamilla wyciąga i próbuje podmienić na te tańsze. Ale hola hola... Skrzat łapie tańsze zamienniki i z krzykiem "nieee!!!" niosącym się po sklepie, wyrywa Mamilli z dłoni i odkłada na półkę. Mamilla wybałusza oczy, dyskretnie spogląda w lewo i w prawo, teren pusty. Ufff... Dziecko tym czasem zdążyło już zahaczyć o chemię gospodarczą i dorzucić do niezbędników w koszyku kilka par męskich skarpet. Zakupy skończone. Po drodze do kasy Mamilli udaje się pozbyć nadprogramowych fantów i już ostatnia prosta, ale najgorsza... KASA. Steff pędzi do kasy z prędkością światła, zna teren. Mamilla jeszcze szybciej modli się o brak kolejki. Dupa. Jest dwie osoby. Steff prawie wjeżdża w tyłek ostatniej osobie z kolejki. Mamilla nogą robi hamulec do wózka i udaje że nie wie o co kamman, gdy Troll ze złością próbuje ruszyć z miejsca.  Steff zdezorientowana patrzy na Mamillę i już wykrzywia gębę w podkówkę gdy dostrzega cały zastęp odświeżaczy oddechu w postaci pastylek i listków. I już łapa wędruje w górę i słychać wrzask "to!!!". Mamilla ze stoickim spokojem mówi " nie". Troll tupie i jęczy "daj!". Mamilla udaje że to nie do niej i wykłada na taśmę zakupy. Troll zaczyna dramatycznie szlochać, kiedy to za Mamillowymi plecami w kolejce staje starowinka i słodko zaczyna szwargotać do Steff. Z jej zalatującym gwarą niemieckiego, Mamilla łapie co piąte słowo, ale chociaż gad się uspokoił. Mamilla coby nie wyjść na niegrzeczną, zaczyna potakiwać, bo to się zawsze sprawdza. Teraz kolej Mamilli, kasjerka szybko liczy zakupy, Mamilla płaci, Steff z odblokowanym koszem próbuje zaparkować na miejsce postojowe. Nagle kasjerka wyciąga spod lady paczkę kolorowych cuksów. I pyta czy może dać dziecku. Dziecko matki się nie pyta, tylko na widok gratisu wyciąga łapę na znak zgody i się oddala. Mamilla szybko dziękuje po niemiecku, a po polsku klnie pod nosem, że znów dziecko sraki dostanie po słodkim, a jej asertywność ging in die Hölle.

poniedziałek, 15 września 2014

Złośliwość dzieci małych...

           Znacie to uczucie kiedy wasze dziecko robi z Was - matek ( istot ślepo i bezgranicznie zakochanych w małym swym tworze) tą najgorszą z możliwych? Matkę która męczy swe dziecię od rana do nocy, bo wymaga aby chodziło nie głodne, jako tako odziane i w miarę zachowywało chociaż przejawy ludzkich zachowań?
Steff złośliwcem jest, była i będzie. Jak już Mamilla kiedyś pisała - wyssała to z mlekiem matki która z mlekiem swej matki wyssała wszelką wredność... Więc być tak musi, jak jest. No trudno. 

           Małż wraca z pracy. Steff wita go w drzwiach kładąc się na korytarzu i robiąc pseudo foczkę - znacz stary robił pompki przy dzieciaku ( Dobrze że jeszcze nie widziała jak robi pompki na wannie).  Małż podnosi Steff, bierze na ręce i niesie do kuchni. 
Małż: "Co tam Steffi? Grzeczna dziś byłaś?"
Steff kiwa potakująco głową, mało szyi nie zwichnie. Mina Mamilli mówi co innego...
Małż: "A jadłaś z mamą obiadek?"
Steff głośno i dosadnie "Nie!"
Małż: "No jak to? Nie jadła obiadu?"
Mamilla paluchem pokazuje stół z resztkami jedzenia. "Nie no wcale... Nie widać? A buźkę od czego ma brudną?"


           Steff w ostatnim czasie zapałała miłością do mięty. Nagminnie domaga się lizania gum miętowych. W sklepie nie przejdzie obojętnie obok półki z "tik takami". Mamilla chcąc być matką niekonfliktową (chociaż w miejscach publicznych), w zależności od poziomu ewentualnej awantury, wywołanej przez słowo "nie" padające z jej ust, zezwala czasem na zakup cuksów. Cuksy i tak w większości zżera Mamilla. Steff wybiera coś w sklepie, dla samej frajdy z naciągania Mamilli. Ponieważ dziecku jakiś czas temu utknął paluch w małym otworku, małego opakowania "tik taków", tym razem Mamilla kupiła dziecku duża pakę. Steff dumna z posiadania nowego bibelotu maszeruje do Mamilli. Chwyta za jej dłoń i pokazuje jak ma nastawić. Mamilla się cieszy, łapę wystawia, dziecko będzie częstowało, takie grzeczne, uczy się dzielenia. Steff sypie obficie cuksy na Mamillową dłoń, po czym drugą ręką zbiera wszystkie co do jednego i wpycha sobie do buźki. Z uśmiechem na ustach odchodzi. Mamilla zostaje z pustą łapą, wykorzystaną jako podajnik i rozdziawioną (pustą!) chapą. Otwór był za duży...



 Mamilla: "Steffi... Kochasz mamę?"
Steff: "Nieee!!! AaaaAAa!!!"



piątek, 5 września 2014

Wyprowadzka z małżeńskiej sypialni...

Jak wiecie moje drogie, przychodzi taki czas, w którym warto rozważyć ważną kwestię. A mianowicie kwestię wyprowadzki z małżeńskiej sypialni. Dlaczego? A dla wygody, komfortu, spokoju  i intymności... Tylko jak wykonać taką operację? Mamilla głowi się już któryś dzień z kolei. W dzień odchodzi od tej myśli, w nocy budzona jękami stękami i setką innych odgłosów kotułmaniny klnąc pod nosem przysięga że kolejnego dnia wyrąbie starego z małżeńskiej sypialni. Otóż to! Rzecz w tym że stary zawadza Mamilli w sypialni. Ba! Przeszkadza w nocnej egzystencji dziecku i umęczonej żonie. Nie ważne że stary przecież wyspać się musi bo od rana ciepie w pracy, na to cudowne dojczlandzkie więzienie, w którym Mamilla ni jak odnaleźć się nie umie... 
Trollson pierwszy zapada w nocny letarg. Po jakimś czasie do legowicha hucznie zwanego "sypialnią" wtacza się Mamilla. Mamilla raz, dwa ułożona do spania. Kij z tym że pozycja niewygodna, ważne żeby położyć się bezszelestnie i szybko, bo każdy dodatkowy, nieznany Trollsonowi dźwięk wzbudzi nie Daj Boże ciekawość małych czujnych uszek i du... ze spania. Procedurę usypiania Steff należałoby zacząć od początku tj. zmiana pieluchy, butla, lulanko, szukanie smoka, lulanie starty misiów i innych włochatych frajerzynów czekających na tulanko w rogu łóżeczka. Ogólnie godzina przeznaczona na relaks w formie przerobienia zaległości w czytaniu sprośnych książek poszłaby w cholirę. 
               No ale... Skrzypnięcie drzwiami. Do sypialni wtacza się stary. Bose nogi przyklejają mu się do paneli. Ćlapppp, ćlapppp... ćlapppp - że niby jak idzie wolniej, to jest ciszej. Steff robi obrót w łóżeczku. Stary nieruchomieje z jednym kopytem nad łóżkiem, gotowym do zanurzenia w kołdrze. Oczy Mamilli świdrują starego. No! Chwila lęku, nic się nie dzieje. Stary niby najciszej jak umie wtacza się do łóżka. Skrzyp! Skrzzzzyyyyypppp!!! SKRZYYYPPP!!! Stary się mości, poprawia poduszkę, nakrywa kołdrą... Jak na złość sprężyny w materacu po jego stronie, tak jakby szybciej się wysłużyły. W końcu opada na poduszkę. Nie to nie ta pozycja, obrót, noga do góry. SKRZYPPP!!!  Poduszka nie tak leży. SKrzyppp... Stary leży - pozycja jak do trumny. Mamillę aż korci, żeby wsadzić mu świeczkę w łapska i nogami do przodu wynieść z sypialni. Ale nie, stary jeszcze nie padł, bo podnosi się i niby szeptem ogłuszającym Mamillę pyta: " rozmroziłaś mi wędlinę na jutro?". Nie no tego za wiele... Steff kwęka i siada na środku łóżeczka. Ale po chwili bezwładnie opada na poduszkę. Stary z miną spaniela potulnie zamyka się i udaje że nie pytał o nic. 
             Mamilla bezszelestnie wyciąga spod łóżka książkę. Dochodzi do końca pierwszego zdania i słyszy świst. To śwista małż. Po chwili do świstu dołącza gulgotanie. Raz, drugi... Jeb! Stary dostał z łokcia i potulnie przewraca się plecami do Mamilli. Sapie... Ale już nie gulgocze. Nagle zrywa się i przekręca na brzuch. Wrrr... Mamilla zaraz wściku dupy dostanie. Odkłada książkę. Gasi światło bo już nie może znieść widoku tej łóżkowej akrobatyki. Już prawie zasypia, gdy czuje że na jej głowie ląduje małżowa łapsko. Z irytacją strąca balast, ale to tylko pogarsza sytuację bo stary znów się kokosi. Z łóżeczka dobiega kwęk... Mamilla zapala lampkę. Na odległość kontroluje zawartość łóżeczka - niby jest ok. Już ma gasić światło gdy słyszy za plecami: " weź już gaś i idź spać. Później mówisz że niewyspana jesteś...". Jak nic wyprowadzka musi być!