niedziela, 31 maja 2015

Sałatkowy terror....

                Steff wpiernicza rosół. W sumie to same kluski, ale ubabrane w tłuszczyku lepiej się łyka niż suche. Przy okazji może i wciągnie trochę wody o smaku kurczaka. Wchrzania aż jej się uszy trzęsą, dużą łyżką, bo małej ciotka zapomniała podrzucić. Trochę przypraw, zioła... Klusków coraz mniej, Gadzina daje znać Mamilli, aby swoją łyżką narzuciła na jej łyżkę resztki ześlizgujących się do miseczki makaronowych niteczek. Mamilla cieszy się że dziecko je, nawet ten cienki rosół,  bo czasem nie je wcale. Z racji imprezy rodzinnej obok przy stole zasiada chłopiec, Mamilla zna go tylko ze słyszenia, dalsza rodzina gospodarzy, notabene za którą Mamilla nie przepada. Matka dzieciaka nadzoruje karmienie kilkulatka, 6-7? Coś koło tego. Nagle dzieciak mało nie spada z krzesła, odkrywa że w rosole jest marchew. Z oburzeniem wyraża swoje niezadowolenie głośnym "ja nie chcę marchewki!". Matka dzieciaka posłusznie wydłubuje intruza z miseczki i pociesza chłopca " o już, widzisz nic nie ma... możesz spokojnie jeść". Brakuje jeszcze tylko "przepraszam" ze strony zażenowanej kobiety. Mamilla kątem oka patrzy na nią żeby dostrzec jakiś cień ironii w całym zajściu, ale nie, no wszystko było tak na serio serio. Mamillowe dziecko odkłada łyżkę, szybko łapie łyk zapojki i zmyka do zabawy. Mamilla zostaje przy stole, po kluskach w miseczce ani śladu. Po chwili przed Mamillą ląduje drugie danie. Dżentelmen ze stanowiska obok lustruje Mamillowy talerz. Nagle wrzeszczy " ja też chcę! z sałatką!". Zastraszona kobieta patrzy zdziwiona na chłopca " z sałatką? no co ty? przecież nie lubisz... nie będziesz jadł... nie najadłeś się rosołem?", "Z sałatką!" ponawia "prośbę" synuś. Matka posłusznie drepcze do kuchni poprosić o "specjalną porcję drugiego". Po chwili i młody dostaje talerz jadła, z sałatką, a jakże... No i wcina tą sałatkę. Mamilla wsuwa w milczeniu, ileż by dała żeby jej dziecko chciało cokolwiek z sałatką. Steff nigdy nie chce, ale Mamilla nakłada wszystko co się należy na Gadzinowy talerz, daje wybór, bo może kiedyś w końcu niejadek skusi się na coś innego niż mięcho, czy makaron.
                  Jaki z tego morał? Matko, daj dziecku wybór! Nie lubi? Może od dziś polubi, jak ma polubić coś nowego jak na talerzu ma tylko stare, sprawdzone przysmaki. Proponuj nowości, może kiedyś się skusi na brokuły czy mizerię. Nie każdy lubi to samo, dziecko nie jest inne, też ma swoje "smaczki", ale daj mu szansę je odkryć. Najadło się? Nie je? Głodne? Przecież samo wie najlepiej, matko daj na luz...


niedziela, 24 maja 2015

Sztuka naśladowania....

            Nadchodzi taki dzień w życiu matki gdy jej maleńka córunia, zaczyna zmieniać się w nią samą. A jak? A tak.
             Mamilla stoi w łazience przed lustrem. Bezszelestnie wyciąga kosmetyki i nerwowymi ruchami wykonuje szybki make'up. Byle tylko gadzina nie oderwała oczu od świniaka w TV. Ale nie... Po chwili słuchać nawoływanie "mamooo! maaaa-mooo!". Mamilla stoi bez ruchu, może Grzyb się nie zorientuje co matka robi i gdzie. Dylemat chwili - odezwać się czy nie. Łapsko Mamilli zamiera  w bezruchu gdy dobiega ją coraz to głośniejszy tupot gołych nóżek. Mało co nie traci oka, przy pomocy szczotki do malowania rzęs, kiedy do łazienki wpada Gadzina i wrzeszczy "buuuuu!!!". Udając straszliwego dinozaura. W chwili ujrzenia matczynego ekwipunku, ustaje proces próby przyprawienia starej o zawał.  Gadzina szybko ogarnia sytuację. "Oooo... Mama! Oko, ja! Tu, o!". I już Gnida smaruje paluchami po zamkniętej powiece, wichrząc sobie rzęsiska nadnaturalnej długości. Ehhh... No weź tu teraz udawaj że nic nie robisz, jak Gad dobrze wie co i po co, i jak i z czym... Mamilla każe intruzowi zamknąć oczyska, dyskretnie zakręca tusz, końcówką opakowania  delikatnie dotyka przerośniętych, ciemnych wachlarzy. Szybkie "już" i podlotek pakuje do lustra dumny jak paw aby podziwiać swoje lico. Matka w tym czasie szybko zgarnia resztę zabawek do kosmetyczki, coby nie przyszło Gadzinie wrócić po inne upiększacze.
              Wychodzimy z domu. Mamilla w ostatniej chwili odruchowo wyciąga z torebki pomadkę ochronną, dyskretnie i szybko przeciąga nią po spierzchniętych wargach, już ma chować ją do torebki gdy czuje lekkie szczypanie w udo. Gadzina szczypie matkę, domagając się uwagi. Nic nie gada bo usta wydęła w dziurek i wymownie maźia po nim paluchem. Po chwili skomlenia, wraca Gadzinie głos: "Mamooo! Ja! Daj!". Mamilla z westchnieniem wykręca sztyft i aby, aby smaruje Steff ściągniętego dzioba. Zgryźliwie Mamilla pyta czy już. Gad potwierdza skinieniem głową, bo jęzorem zlizuje słodką chemię z buziaka, po czym klepie się po szyi i rzecze: "śale" ( czyt. szalik, szal, apaszka). A no tak... Matka nie do ubierała Gada, szybko nadrabia ten błąd bo czas leci. Sama też postanawia coś dołożyć do swojego ubioru.... Ale niema szans, Gad głośno wali pięścią w drzwi wołając "Mamoooo chooo! Dzwiiii!".



             
               

piątek, 15 maja 2015

Gloryfikacja versus użalanie się...

           Ostatnie trendy jakie Mamilla wyłapała na matczynych blogach i instagramie to zdecydowanie dwa nurty: gloryfikacja ciała matczynego i użalanie się matczyna nad stanem ciała po ciąży, porodzie, karmieniu piersią itp. Dla Mamilli oba "te trendy" są jednakowo żenujące. Why? A to dlatego że Mamilla nie rozumie jak można wychwalać pod niebiosa to ile ml mleka wyprodukowały matczyne piersi do wykarmienia w takim a takim czasie, takiego a takiego dziecka. Przecież kobiety od zawsze karmiły piersią, te co nie karmiły to miały inne od karmienia, a jak nie miały innych mamek to było mleko krowie i inne ssacze. No tak to  ktoś już wymyśli że kobiety karmią dzieciaki, zwierzątka płci żeńskiej młode i nigdy nie słyszałam żeby ktoś robił akcje w starożytnym Rzymie czy Grecji pod hasłem " pokaż ile mleka wyprodukowałaś kobieto". Chwała wilczycy! Tej od Remusa i Romulusa, no. Co jeszcze w kwestii gloryfikacji? Poród naturalny... "Chwalenie się" tym że dziecko przyszło na świat siłami natury, że CC to nie poród. Baby! Cieszcie się że dzieci macie zdrowe! Po to nosiłyście je pod sercem 9 mc ( niektóre krócej, czy dłużej) żeby mieć "niezapomniane wrażenia" z porodu? No hallooo... Nie da się sprowadzić dziecka na świat pomijając ten "moment kulminacyjny". Ty jesteś matka boś parła kilka/kilkanaście h, a Ty nie boś leżała i kwitła na sali operacyjnej czekając na "gotowe". No jak tak można? Przecież w tej kwestii niema wyjścia idealnego, są + i są - obu porodów, nigdy nie jest idealne.                  
           Pomiędzy nurtem gloryfikacji, a użalania się jest jeszcze coś co łączy te dwa stany. Gloryfikacja siebie poprzez użalanie się. Dla przykładu: "Rodziłam w bólach 20h, ale jestem dumna że urodziłam bez znieczulenia... Ale to nacięcie... Kiepska sprawa..".
             No i ten nurt "użalania się". Publiczne obdzieranie się z resztek godności i intymności. Pokazywanie "pamiątek" porodu CC - głównie blizny  po cięciu ( dodajmy że w towarzystwie prawie w całości widocznych miejsc intymnych). Ukazywanie śladów po przebytej ciąży w postaci rozstępów głównie na brzuchu ( ukazywane w towarzystwie wywalonych na wierzch cycorów i nieciekawych okolic bikini - nie wie Mamilla, może i tam się robią...). Pokazywanie zwisających piersi po karmieniu, pogryzionych sutków, naderwanych brodawek w trakcie karmienia piersią. Tak Mamilla myśli że musi zacznie ukazywać swój żal z zaistniałego faktu i opublikuje zdjęcia swojej blizny po nacięciu krocza, bo jeszcze tego nikt nie pokazywał. A  butelkowo - cycowa wojna? A starcie na linii gotowanie dla malucha a słoiczki? No ludzie...
            Sorry kobietki jeśli kogoś uraziły Mamillowe wywody, ale ileż można niechcący natykać się na takie kwiatki w sieci, i to w miejscach w ogóle nie związanych z tematem ciąży, porodu czy parentingu. Każda historia macierzyństwa jest inna, ale pewne sprawy powinny zostać tylko w domowym zaciszu, chroniąc naszą intymność i godność, co komu pomoże publiczne pokazywanie tego czy tamtego, zmniejszy nam się blizna? Cycki podskoczą w górę? Dostaniemy medal za bycie hiper, super matką za ilość wyprodukowanego mleka, czy naukę szybkiego sadzania na nocnik? I tak ocene za to jakimi jesteśmy matkami wystawią nam nasze dzieci a nie Pani Kasia z FB, czy inna nieznajoma z Instagramu. 
           A na koniec tak dla odmiany. Myślicie że tatusiowie też mają swoje "ciche wojny"? Np. w kwestii poczęcia dziecka? Że jak klasycznie to cacy a od tyłu to już poczęcie do du...?

niedziela, 10 maja 2015

Histeryczko, giń!

          Po raz kolejny Steff rozlewa na stolik sok z kubeczka, rozmazuje palcem plamę i lepiącymi się łapskami chwyta plastikowe garnuszki, po czym zatapia je w fioletowej kałuży. Sok z cieka ze stolika na dywan, kapie z małych łapek na bluzeczkę, nadmiar zostaje wytarty w gaciorki, pojedyncze krople lądują na skarpetkach. Mały kubeczek soku w magiczny sposób rozmnaża się w hektolitry lepkiego, uporczywego płynu, Gadzina prawie w nim pływa, a na pewno pływają zabawki na stoliku.  Mamilli puszczają nerwy, taki dzień jeden na jakiś czas kiedy małe "coś" podnosi ciśnienie i rośnie do rangi problemu międzynarodowego. Innym razem Mamilla by dała Gadowi do zabawy preparowany ryż i w nosie miała że będzie go  godzinami wydłubywać pazurami ze wszelkich, niedostępnych dla odkurzacza szpar w chacie. Ale nie... Nie dziś. Dziś dzień histeryczki, jedno spojrzenie i Mamilla ma milion myśli w głowie, a  wszystkie na "k" i "ch" + kilka innych równie nieodpowiednich do wieku sprawcy owej "tragedii". Ostatnie resztki przyzwoitości pozwalają żeby z Mamilli ust wyrwało się tylko głośne ryknięcie + słowotok a pro po zaistniałej sytuacji, bo co to to matka nie mówiła, nie tłumaczyła, bo jak to Steff mogła, co ona zrobiła, jak wygląda, ile od prania, ile do wycierania + w głowie po każdym wyrzucie słowo na "k". Steff patrzy na matkę jak na zjawisko nie z tej ziemi, rączki wyświnione jaku świnki zwisają bezwiednie, buzia z zaznaczonym fioletowym uśmiechem wokół ust otwiera się i zamyka raz po raz, oczka wielkości 5zł zachodzą mgłą. Mamilla w końcu przestaje ochrzaniać małego chemika. Kuca i na spokojnie znów zaczyna tym razem lament: - Steff... Ile razy mówiłam że nie można się tak bawić piciem? Dziecko... Mamilla przestaje gadać, bo w tym momencie Gad podchodzi i obejmuje Mamillę z całej siły, lepkie rączki wczepiają się w Mamillową szyję, małe stópki wspinają się na matczyne kolana. Trollson odrywa się od matki, patrzy na zdębiałą staruszkę i rzecze: - Mamo! Ko-chooo... (po Steffowemu "kocham"), i znów smaruje matkę lepkimi ręcami tym razem po rozwrzeszczanej gębie, po czym zeskakuje z histeryczki, pędzi do kuchni i wraca ze ścierką do wytarcia stołu. I kto tu jest dorosły? Mamilla musi nie.


wtorek, 5 maja 2015

Jak dyscyplinowć dziecko...

1. Metoda na szantaż

- Steff układasz jeszcze te puzzle? Pyta niby od niechcenia Mamilla. Nowe puzzle "Tomek i przyjaciele" w wersji XXL warlają się gdzie popadnie.
- Nieee....- odpowiada niespiesznie Steff szarpiąc się z drzwiami witryny. 
- Kotku, jak się nie bawisz to sprzątnij puzzle, pozbieraj ładnie do pudełka tak jak były - prosi stara.
        Reakcji brak, Steff wyciąga jedna po drugiej książeczki z witryny. 
- Steff, słyszysz? Pozbieraj puzzle zanim wyciągniesz kolejną rzecz do zabaw. 
- Nie! Wrzeszczy Trollson i w akcie sprzeciwu rozkopuje nogą puzzle po pokoju.
- O nie... Tak się nie będziemy bawić... - Zaczyna Mamilla - Jak nie pozbierasz zaraz puzzli, to ja je zbiorę i wyrzucę do śmieci. Co Ty na to?
        Steff stoi i myśli... Podchodzi do puzzli, zbiera wszystkie do kupki. Mamilla się cieszy, szantaż działa. W tym momencie Steff przygarnia do siebie zebrane puzzle i ostentacyjnie wynosi z pokoju, po chwili słuchać klapnięcie drzwi szafki kuchennej. Steff wraca i wymownie patrząc na Mamillę oznajmia "Ooo!" i wraca do książeczek. Mamilla nie wierzy, idzie do kuchni, zagląda po kolei do szafek, znajduje puzzle starannie ułożone na stosie śmieci w koszu. Mamillowa szczena opada na brudną podłogę.