poniedziałek, 4 listopada 2013

Słoiczkowe grzechy...

Tak. Mamilla jest winna. Przyznaje się i pójdzie do piekła za grzech ciężki. Mamilla nie uczy się na błędach i codziennie jak na zła matkę przystało pielęgnuje grzech... A nawet i dwa razy dziennie. 
Mamilla popełnia grzech ciężki w dosłownym tego słowa znaczeniu bo słoiczkowy. 
Tak Mamilla jest leniwa i jednocześnie przebiegła bo zapewne dając codziennie małej Steff po 2 słoiczki żarcia znanych firm na B., G czy H, skraca jej życie o kilka dni...
Biedna Steff męczy się i męczy... Raz przy drugim śniadaniu i raz przy obiadku. Męczy się strasznie że aż jej waga w ciągu 1,5mc podskoczyła o ponad 1kg. O zgrozo!
Ska taka straszna opinia o Mamilli? A no ma Mamilla takie sąsiadki... "A cyckiem nie karmisz? Oj bo to sztuczne mleko... A dzieci tyle alergii mają...", " A co więcej je? No nie mów ze te wstrętne słoiczki! Dla mnie jak coś ma rok przydatności do spożycia to nie żadna zupka... Lepiej byś sobie kupiła kurczaka ze wsi, i marchewkę jedną i na porcje i ..." I zaczyna się lament. 
Znacie to? Bo jak można karmić dziecko czymś innym niż cyc? Nosz jakby Mamilla mogła to by karmiła, a że dane nie było to co miała zrobić? Karmić dzieciaka tylko w nocy, na siłę, na śpiocha?  W dzień Steff głodziła się sama, na widok cycka darła się jak cholera. Dwie znerwicowane kobiety w jednym domu to za dużo. 
Więc tak, Mamilla jest słoiczkową mamą. Tak Mamilla karmi alergiczkę MM. Tak Mamilla daje refluksowej Steff tylko gęste,  pozbawiając jej rozkoszy poznania smaku słodkich herbatek i soczków.
Myślicie że Mamilla robi to wszystko żeby szybko zakończyć w miarę zdrowe acz króciutkie życie Stefanki? Że Mamilla jest leniwa, próżna i wygodna?
O tóż... Mamilla bardziej ufa bananom ze słoika z terminem do czerwca p.r. niż lśniącym czy wręcz  brązowym bananom ze sklepowej półki. Woli dać dziecku pełen obiadek z małego słoiczka nad którym stadko specjalistów zrobiło wszystko żeby dopuścić go do sprzedaży w dziale "żywienie niemowląt", niż latać od fermy do fermy i szukać eko kury, która była eko żywiona i w eko sposób ją zabić i oprawić nie mówiąc już o ugotowaniu. Mamilla podziwia mamy które same podejmują się trudu zabijania, ćwiartowania i blendowania. Mamilla nie ocenia, nie krytykuje, nie doradza jak ktoś nie prosi o opinię. Mamilla nie jest doskonałą mamą, nie jest nawet dobra w byciu mamą. Ale jest najlepszą mamą dla Steff i jest słoiczkowa. Ot co.

5 komentarzy:

  1. Mańka też słoiczkowa i mam w nosie opinie innych. Jak mam czas to zrobię jej jakąś paciaję, ale wole słoiki, bo większą różnorodność smakową ma zapewnioną. Tak jestem leniwa, tak nie karmię cycem i w sumie nie miałam pojęcia, że skracam tym dziecku życie :|
    Takowięc w dupsku miej sąsiadki szanowne! Matka też ma prawo do spokoju, a jeśli spokój zapewni żarło ze słoika to dlaczego nie korzystać z tego?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, temat rzeka. Nasza pediatra kazala dawac miesko ze sloiczka (tak tak, u nas to sa i osobne sloiczki tylko z mieskiem), bo lepsze niz to z supermarketu...niby doglebniej sprawdzone. Matka Polka na obczyznie chciala sama przyrzadzac, tak po polsku, ale dyrektywy byly inne i im sie poddala. Zupki gotuje sama (wielki gar raz na tydzien, dziele na porcje i do zamrazarki...bo bym nie wyrobiia co drugi dzien gotowac)...miesko jest ze sloiczka...choc kawaler juz teraz spory jest i zebow prawie 10, wiec dajemy i czasami mu cos do przegryzienia (chleb gryzie, biszkopty tez, banana rowniez - klopsiki i ryba = bunt). Owoce sezonowe swieze, pozostale sloiczek. Poza tym Stefo zje ladnie ze sloiczka np. gruszke i jablko, ale swiezych startych nie...woli banana, z ktorym bardziej sie nameczy bo musi pogryzc. A, ze banana mu codziennie dawac nie chce to dostaje rowniez owoce sloiczkowe.Owocow i warzyw staramy sie nie kupowac w markecie a w lokalnym warzywniaku. Sokow ani herbatek nie mial jeszcze ani razu w ustach - chcielismy, zeby nauczyl sie pic wode, bo to ona tak naprawde gasi pragnienie. Sokow to on sie jeszcze zdarzy napic. Ja karmie jak powyzej, ale nikogo nie osadzam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje dzieci też słoiczkowe. A co. Niech mama też ma chwilę dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze mi się przypomniało, jak tato uraczył mnie trzy dni temu królikiem kupionym w hipermarkecie dla dzieci, bo takie zdrowe mięso. Ugotujesz im zupkę -mówił. Nie dość, że nie pokroje nawet tego króla, bo mi psa przypomina, to nawet go nie będę gotować. Lezy w lodówce i trzeba cos z nim zrobić, bo się data skończy ważności. Może teściowej dam to pasztet zrobi.

      Usuń
  4. Misiaki też słoiczkowe, chociaż od jakiegoś czasu zaczęłam im gotować różne różności, coby spróbowały "prawdziwego" życia hehe. I wcale nie uważam, że słoiczkowe znaczy gorsze i że z lenistwa (czego się nasłuchałam, ehh).

    OdpowiedzUsuń