W życiu każdej matki są momenty gdy z utęsknieniem czeka aż jej pierworodne latorośle wyda na świat pierwsze świadome " mama" no i powiedzmy że "tata", choć nie oszukujmy się to " tata" będzie w słowniku malucha zdecydowanie rzadziej używane. A najczęściej w związku z zapytanie " tata? gdzie mama?". Po tym pierwszym " mama" idzie z górki... Baba,ko, daj, am, NIE! - nagminnie nadużywane. Zmęczona domysłami na temat kolejnego warkotu płynącego z ust nieświadomego swojego niemoctwa maleństwa, zapragnie w końcu usłyszeć choć 2, 3 wyrazowe, choćby kalekie zdanie. I pada w końcu wyczekiwane " mamo! sio sąd! tam!". Matka ręce załamuje, skąd to to wzięło to "sio", czego to piosenek nie śpiewa, tylko głupoty powtarza. Ano właśnie! POWTARZA! Nadszedł ten sądny dzień! Dziecko słuchało te 2,5l czy tam trzy i teraz ono ci matko powie... Coś Ty po kątach szeptała, co ci się "wypsnęło" przy zacięciu w palec, co tatuś zaklął przy oglądaniu meczu, i jak ochrzcił tą " babę" wciskającą się przed jego auto na autostradzie. O teraz będzie... Dziecko słuchało, zakodowywało, ćwiczyło wszystkie " krrr..., wrrr" i inne mocne akcenty. I w końcu usłyszysz...
Steff ogląda bajkę. Mamilla wymknęła się do sypialni, wyciąga stroje wyjściowe. W końcu może bez nadzoru córci (oraz pytania o cyce, szarpania za bieliznę, chowania się do szafy i żądań " ja teś chcem śuknie!) przez 3 min przepatrzeć w czym może się skompromitować na weselu koleżanki - oczywiście tej jeszcze pięknej i szczupłej, niedzieciatej, co z tego że równolatki, może nikt nie zauważy. Mamilla w nadziei wciska na siebie "najlepsze" z najgorszych, bo te bezpieczne "kamuflarze". Szamoce się biedna z zamkiem i z jedną łapą nad głową a drugą między cycami próbuje bezszelestnie i expresowo dokonać przymiarki. I dupa, sukienka nie włazi, za to włazi Steff. Opiera łapencje w miejscu gdzie kiedyś po matce w spadku odziedziczy biodra i z mega zmarchą na czole, pojawiajacą się przy ściągniętych brwiach ( fcuk identyko jak u matki), lustruje wnętrze sypialni . Mamilla kuli się w sobie, zamiera, może w słabym świetne gadzina jej nie wypatrzy. Ale gdzież tam... Mamilla słyszy gromkie: "Oooo! Co tu robi? Mamo! Sio stąd! Juś do pokoju!" i głośno tupiąc odmaszerowuje z sypialni. Mamilla bije się z myślami, nie gorzej niż z sukienką... Wie że to dopiero początek.
sobota, 14 listopada 2015
czwartek, 22 października 2015
Nietykalne... Niewidzialne...
Mamilla chciałaby czasem aby Steff była niewidzialna. Gad Mamilllowy za bardzo rzuca się w oczy. Dziecko brzydkie, marudzące, niesforne też rzuca się w oczy, tak samo jak to niezwykłej urody, śmiałe i bystre. Steff jest tej drugiej kategorii. Nie to żeby Mamilla w pychę obrosła jakie to ona ma dziecko naj, o nie... To by było za proste - matka sądzi że jej dziecko jest " naj", no a która tak nie sądzi o swoim? Steff rzuca się w oczy, za bardzo... Wyróżnia się. Jest wielbiona przez tłumy starszych pań i panów w podeszłym wieku. Przyciąga wzrok zachwyconych jej słodkością nastolatek. Czym i dla czego? A bo Mamilla wie?
Autobus miejski to dla Mamilli miejsce gdzie ćwiczy swoją cierpliwość i silną wolę, aby komuś nie odpysknąć, albo nie stać się złośliwą małpą. Wolne miejsce obok Mamilli i Steff zawsze zajmuje jakaś "miła" starsza pani/pan/nastolatka. O ile nastolatki mówią "jaką ładną ma Pani córcię" czy " jakie Ty masz piękne oczy" ( of corse do Steff ;) o tyle gorsze są staruchu bo chcą znać historię życia, podróży i ewentualnych planów na przyszłość dziecka Mamillowego.
Czy zdarzyło Wam się drogie mamy, że zaczepiały Was w młodości starsze Panie i prawiły dyrdymały o Waszej urodzie? Ubraniu? Zachowaniu? Wypytywały gdziesz to jedziecie i z kim i po co? A na co wam, to czy tamto, co akurat macie ze sobą, na sobie, przy sobie? Toż to jawne przesłuchanie. Na cholirę wiedzieć osobnikowi Wam nieznajomemu po grzyba gdzieś jedziecie? Z kim? I czy robiliście dziś już kupkę? HE? No po co? Czego ktoś wypytuje Wasze ledwo sensownie składające zdania 2,5 - 3letnie dziecię gdzie to je matka/ojciec/babka wiezie? Ja się pytam kto dał obcym babom prawo przepytywania dziecka Mamillowego i jakiegokolwiek innego? Kto dał ludziom prawo naruszania nietykalności dziecka, wyciągając do niego łapę żeby złapać za rączkę, za nóżkę, pogłaskać po główce?
Uczy się maluchy żeby nie rozmawiały z nieznajomymi, nie ufały ludziom których nie znają, nie wsiadały do obcych samochodów, nie brały od nikogo słodyczy. No jak ma się to wszystko do tego zaczepiania dzieci? A bo małe takie fajne... Bo słodkie, bo to nie da się nie pogłaskać, nie wyciągnąć łapy "na cześć" nie mrugnąć okiem. Jak to się nie da? Niedźwiedzie też są fajne, ładne słodkie a nie lecisz i nie ściskasz się z nim przy spotkaniu w lesie. Dziecko samo się nie obroni, nie umie dosłownie powiedzieć " odpieprz się". Maleństwa tulą się w mamine ramiona, zakrywają dłońmi oczy, inne zaczynają marudzić i kwilić bo ta czy tamta pani czy pan wyciągają do nich łapy. No a co Ty byś dorosły człowieku zrobił, jakby obcy chłop czy baba złapał Cię za rękę? Uszczypnął w policzek czy pogłaskał po głowie? Czy każdemu kto nas zapyta, od tak na ulicy o cel naszego spaceru, opowiemy gdzie z czym i po co się udajemy? Zdradzamy nasz dane personalne i teleadresowe?
Mamilla nie rozumie zachowania takiego wobec dzieci. Dziecko czy ładne czy brzydkie, grzeczne czy rozrabiające nie powinno samo w sobie być pretekstem do jakichkolwiek zaczepek. Steff potrafi już mówić "odczep się", przeszkoliła ją babka. Potrafi osobie obcej, która pogłaska ją po głowie powiedzieć " hej! to moja gowa (głowa), ręka, noga..." - co ma być równoznaczne z tym że nie chce być dotykana przez obcych, bo to jej ciało. Sama nikogo dorosłego nigdy nie zaczepia, nawet do dzieci ma dystans. Zaczepiana chowa się za Mamillą, zakrywa się Mamillowymi rękami, nie odpowiada na pytania i zaczepki. Ma do tego prawo. Jest tylko nieufnym dzieckiem, ma prawo być zawstydzona, przestraszona i ma prawo do nietykalności nie tylko tej cielesnej ale i słownej. Nie musi obcej babie nie pytającej jej matki o zgodę odpowiadać na żadne pytania, a matka ma prawo chronić swoje dziecko przed wścibską osobą postronną.
Mamilla mówi NIE, zaczepianiu i przesłuchiwaniu dzieci. Mamilla mówi NIE głaskaniu i dotykaniu. Mamilla jest na NIE, dla oceniania MOJEGO dziecka, przez osoby obce. Traktujmy dzieci jak równe nam, dorosłym w nietykalności i wolności osobistej.
Autobus miejski to dla Mamilli miejsce gdzie ćwiczy swoją cierpliwość i silną wolę, aby komuś nie odpysknąć, albo nie stać się złośliwą małpą. Wolne miejsce obok Mamilli i Steff zawsze zajmuje jakaś "miła" starsza pani/pan/nastolatka. O ile nastolatki mówią "jaką ładną ma Pani córcię" czy " jakie Ty masz piękne oczy" ( of corse do Steff ;) o tyle gorsze są staruchu bo chcą znać historię życia, podróży i ewentualnych planów na przyszłość dziecka Mamillowego.
Czy zdarzyło Wam się drogie mamy, że zaczepiały Was w młodości starsze Panie i prawiły dyrdymały o Waszej urodzie? Ubraniu? Zachowaniu? Wypytywały gdziesz to jedziecie i z kim i po co? A na co wam, to czy tamto, co akurat macie ze sobą, na sobie, przy sobie? Toż to jawne przesłuchanie. Na cholirę wiedzieć osobnikowi Wam nieznajomemu po grzyba gdzieś jedziecie? Z kim? I czy robiliście dziś już kupkę? HE? No po co? Czego ktoś wypytuje Wasze ledwo sensownie składające zdania 2,5 - 3letnie dziecię gdzie to je matka/ojciec/babka wiezie? Ja się pytam kto dał obcym babom prawo przepytywania dziecka Mamillowego i jakiegokolwiek innego? Kto dał ludziom prawo naruszania nietykalności dziecka, wyciągając do niego łapę żeby złapać za rączkę, za nóżkę, pogłaskać po główce?
Uczy się maluchy żeby nie rozmawiały z nieznajomymi, nie ufały ludziom których nie znają, nie wsiadały do obcych samochodów, nie brały od nikogo słodyczy. No jak ma się to wszystko do tego zaczepiania dzieci? A bo małe takie fajne... Bo słodkie, bo to nie da się nie pogłaskać, nie wyciągnąć łapy "na cześć" nie mrugnąć okiem. Jak to się nie da? Niedźwiedzie też są fajne, ładne słodkie a nie lecisz i nie ściskasz się z nim przy spotkaniu w lesie. Dziecko samo się nie obroni, nie umie dosłownie powiedzieć " odpieprz się". Maleństwa tulą się w mamine ramiona, zakrywają dłońmi oczy, inne zaczynają marudzić i kwilić bo ta czy tamta pani czy pan wyciągają do nich łapy. No a co Ty byś dorosły człowieku zrobił, jakby obcy chłop czy baba złapał Cię za rękę? Uszczypnął w policzek czy pogłaskał po głowie? Czy każdemu kto nas zapyta, od tak na ulicy o cel naszego spaceru, opowiemy gdzie z czym i po co się udajemy? Zdradzamy nasz dane personalne i teleadresowe?
Mamilla nie rozumie zachowania takiego wobec dzieci. Dziecko czy ładne czy brzydkie, grzeczne czy rozrabiające nie powinno samo w sobie być pretekstem do jakichkolwiek zaczepek. Steff potrafi już mówić "odczep się", przeszkoliła ją babka. Potrafi osobie obcej, która pogłaska ją po głowie powiedzieć " hej! to moja gowa (głowa), ręka, noga..." - co ma być równoznaczne z tym że nie chce być dotykana przez obcych, bo to jej ciało. Sama nikogo dorosłego nigdy nie zaczepia, nawet do dzieci ma dystans. Zaczepiana chowa się za Mamillą, zakrywa się Mamillowymi rękami, nie odpowiada na pytania i zaczepki. Ma do tego prawo. Jest tylko nieufnym dzieckiem, ma prawo być zawstydzona, przestraszona i ma prawo do nietykalności nie tylko tej cielesnej ale i słownej. Nie musi obcej babie nie pytającej jej matki o zgodę odpowiadać na żadne pytania, a matka ma prawo chronić swoje dziecko przed wścibską osobą postronną.
Mamilla mówi NIE, zaczepianiu i przesłuchiwaniu dzieci. Mamilla mówi NIE głaskaniu i dotykaniu. Mamilla jest na NIE, dla oceniania MOJEGO dziecka, przez osoby obce. Traktujmy dzieci jak równe nam, dorosłym w nietykalności i wolności osobistej.
sobota, 22 sierpnia 2015
Ehem... Ktoś tęsknił?
Ehem ehem... Ktoś tęsknił? Nie... A szkoda.
Pusto i głucho...
A Mamilla nie wie za jakie TOP Trendy Parentingu wakacyjnego się wziąć.
Odpieluchowywanie? Jak przeżyć wakacje z dzieckiem? Czy posłać i w czym dziecko do przedszkola/szkoły? A może gołe pupy na plaży? Hm... Ciężka sprawa..
Ale co tu dużo mówić, prawie wszystkie tematy u Mamilli w czasie nieobecności blogowej były przerobione ;)
To tyle ;) Ciau ;)
Pusto i głucho...
A Mamilla nie wie za jakie TOP Trendy Parentingu wakacyjnego się wziąć.
Odpieluchowywanie? Jak przeżyć wakacje z dzieckiem? Czy posłać i w czym dziecko do przedszkola/szkoły? A może gołe pupy na plaży? Hm... Ciężka sprawa..
Ale co tu dużo mówić, prawie wszystkie tematy u Mamilli w czasie nieobecności blogowej były przerobione ;)
To tyle ;) Ciau ;)
niedziela, 19 lipca 2015
Nie ucz dziecka czułości!
Pamiętaj! Nie ucz dziecka czułości! Całusów, przytulania, podawania rączki na przywitanie, obejmowania i innych przejawów czułości! Mamilla pisze to z całą świadomością absurdalnego oddźwięku, nie ucz dziecka czułości wobec obcych! OBCYCH! Dzieci na placu zabaw, w piaskownicy, spotkanych na spacerze zwierząt i dorosłych mijanych w sklepie.
Mamilla i Steff są z Babą na zakupach. Targ, żwirowa alejka, niewiele ludzi i upał. Steff prowadzona jest za rękę, na zmianę Mamillową i Babkową. Oglądamy towar, Steff grzecznie stoi, ale dostrzega jakieś 3 metry dalej bawiącą się dziewczynkę. Wyczekująco patrzy na Mamillę. Prosta droga, wszystko widać jak na dłoni, zero potencjalnego zagrożenia. Mamilla zgadza się aby Steff podeszła bliżej na oko niewiele starszej dziewczynki. Steff podchodzi i obserwuje dziewczynkę, Mamilla obserwuje oba szkraby. Nagle dziewczynka wyciąga do Steff rączkę chcąc się przywitać, Steff nieśmiało odwzajemnia dotyk. W tej chwili dziewczynka dosłownie rzuca się z ramionami na Steff i ściska ją za szyję, ciągnie ją do siebie i obie tracą równowagę, Steff ląduje na oprawcy i leżą jak długie. Matka dziewczynki pojawia się znikąd i powoli próbuje rozmotać spętane płaczące maluchy. coś mamrocząc. Mamilla jest sekundę później, z sercem na ramieniu zdejmuje Steff z dziewczynki. Czarne łapki oplatają Mamillę. Steff jest w lekkim szoku, bardziej skupia się na podartym bilecie który do tego momentu sobie nosiła w rączkach. Bidulka ma czarne kolana, łapki... Zanosi się płaczem. Mimo że wylądowała na "koleżance" ucierpiała bardziej, jej rączki splecione na szyi dziewczynki posłużyły na poduszkę dla głowy tamtej. Na oko nawet widać że Stefulson odniósł większe obrażenia. Nic nie mówiąc, a Mamilla ma w tej chwili w głowie milion "zjazd" dla sprawczyń zajścia, zabiera Steff do toalety aby obmyć gada ze żwiru. Kolano starte, nadgarstek obity i pokaleczony, żwir miesza się z krwią. Łokieć lekko starty ale nie krwawiący. Buciki w których wędrowała Steff, tragedia... Nadają się tylko porządnego prania. Mamilla jest zła i rozżalona. Zła na siebie że pozwoliła dziecku odejść, zła na dziewczynkę i jej matkę że praktykują takie metody "zapoznawania się". Zła na dzieci w ogóle że mają silny instynkt stadny i wszędzie ciągną do siebie.
Mamusie, nie uczcie dzieci okazywania zbyt wielkiej czułości wobec innych dzieci i dorosłych. O zwierzętach nie wspomnę. Niech dzieciaki wiedzą że buziaki daje się mamie i tacie, a niech tam i babci, ale nie napotkanym sąsiadkom. Niech maluchy nie ściskają innych dzieci przy "ochach" i "achach" zachwyconych wylewem czułości u swoich pociech - nie każde dziecko lubi być dotykane przez inne dzieci a co dopiero całowane i ściskane. Nigdy nie wiadomo czy drugi maluch nie jest zaziębiony, wrażliwy na dotyk, niema jakiś urazów fizycznych czy psychicznych które po takiej konfrontacji spowodują większy uraz. Szanujmy strefę intymności swojego malucha i innych dzieci, nie zmuszajmy do witania się i całusków, kiedy maluch niema na to ochoty. Nie uczmy malucha że może wyskoczyć do każdego innego szkraba z łapkami i go przytulić, może nie tyle on by nie miał nic przeciwko, ale może jego mama/tata/opiekun ma ale. Jeszcze jednym argumentem jest przytoczona przez Mamillę historia dnia dzisiejszego. Nigdy nie wiadomo co się stanie, a o wypadek z maluchem naprawdę nie trudno.
Mamilla i Steff są z Babą na zakupach. Targ, żwirowa alejka, niewiele ludzi i upał. Steff prowadzona jest za rękę, na zmianę Mamillową i Babkową. Oglądamy towar, Steff grzecznie stoi, ale dostrzega jakieś 3 metry dalej bawiącą się dziewczynkę. Wyczekująco patrzy na Mamillę. Prosta droga, wszystko widać jak na dłoni, zero potencjalnego zagrożenia. Mamilla zgadza się aby Steff podeszła bliżej na oko niewiele starszej dziewczynki. Steff podchodzi i obserwuje dziewczynkę, Mamilla obserwuje oba szkraby. Nagle dziewczynka wyciąga do Steff rączkę chcąc się przywitać, Steff nieśmiało odwzajemnia dotyk. W tej chwili dziewczynka dosłownie rzuca się z ramionami na Steff i ściska ją za szyję, ciągnie ją do siebie i obie tracą równowagę, Steff ląduje na oprawcy i leżą jak długie. Matka dziewczynki pojawia się znikąd i powoli próbuje rozmotać spętane płaczące maluchy. coś mamrocząc. Mamilla jest sekundę później, z sercem na ramieniu zdejmuje Steff z dziewczynki. Czarne łapki oplatają Mamillę. Steff jest w lekkim szoku, bardziej skupia się na podartym bilecie który do tego momentu sobie nosiła w rączkach. Bidulka ma czarne kolana, łapki... Zanosi się płaczem. Mimo że wylądowała na "koleżance" ucierpiała bardziej, jej rączki splecione na szyi dziewczynki posłużyły na poduszkę dla głowy tamtej. Na oko nawet widać że Stefulson odniósł większe obrażenia. Nic nie mówiąc, a Mamilla ma w tej chwili w głowie milion "zjazd" dla sprawczyń zajścia, zabiera Steff do toalety aby obmyć gada ze żwiru. Kolano starte, nadgarstek obity i pokaleczony, żwir miesza się z krwią. Łokieć lekko starty ale nie krwawiący. Buciki w których wędrowała Steff, tragedia... Nadają się tylko porządnego prania. Mamilla jest zła i rozżalona. Zła na siebie że pozwoliła dziecku odejść, zła na dziewczynkę i jej matkę że praktykują takie metody "zapoznawania się". Zła na dzieci w ogóle że mają silny instynkt stadny i wszędzie ciągną do siebie.
Mamusie, nie uczcie dzieci okazywania zbyt wielkiej czułości wobec innych dzieci i dorosłych. O zwierzętach nie wspomnę. Niech dzieciaki wiedzą że buziaki daje się mamie i tacie, a niech tam i babci, ale nie napotkanym sąsiadkom. Niech maluchy nie ściskają innych dzieci przy "ochach" i "achach" zachwyconych wylewem czułości u swoich pociech - nie każde dziecko lubi być dotykane przez inne dzieci a co dopiero całowane i ściskane. Nigdy nie wiadomo czy drugi maluch nie jest zaziębiony, wrażliwy na dotyk, niema jakiś urazów fizycznych czy psychicznych które po takiej konfrontacji spowodują większy uraz. Szanujmy strefę intymności swojego malucha i innych dzieci, nie zmuszajmy do witania się i całusków, kiedy maluch niema na to ochoty. Nie uczmy malucha że może wyskoczyć do każdego innego szkraba z łapkami i go przytulić, może nie tyle on by nie miał nic przeciwko, ale może jego mama/tata/opiekun ma ale. Jeszcze jednym argumentem jest przytoczona przez Mamillę historia dnia dzisiejszego. Nigdy nie wiadomo co się stanie, a o wypadek z maluchem naprawdę nie trudno.
środa, 15 lipca 2015
Czas...
Czas wolny... Czy matka ma czas wolny? Czy Mamilla ma czas wolny? Eeee zależy na co i kiedy. Mamilla odkąd została matką, pojęcie "czasu wolnego" pojmuje inaczej niż wcześniej. Teoretycznie przecież każda matka "siedząca" z dzieckiem w domu, niepracująca zawodowo ma czas wolny, czyż nie? Dobre sobie... Wolne może i ma ale od pracy czysto zarobkowej rozumianej jako siepanie 8h dziennie przez 5dni w tygodniu na pensję raz w mc ( przy dobrym układzie), ale niema "czasu wolnego" od bycia matką. Wiec kiedy matka ma czas wolny, jako matka?
Mamilla ma czas wolny! Jupi! Kiedy?
1. Kiedy dziecko uda się na drzemkę...
2. Kiedy dziecko bawi się zawzięcie nową zabawką/maluje/ogląda bajkę
3. Kiedy dziecko sprzeda babce/ wygoni z ojcem w teren
4. Kiedy dziecko siedzi w piaskownicy
5. Kiedy dziecko idzie spać...
A jak to wygląda w praktyce?
Jeśli któraś z mam ma podobnie jak Mamilla tzw mamoholizm domowy, to w czasie wolnym robi praktycznie to samo co w czasie nie wolnym. Nawet jak dzieciaka niema pół dnia w domu. Tzn, zmywa gary, pierze, sprząta i gotuje z tym że bardziej na lajcie i bez przerw "mamoooo!!! choo!" i innych przecinków spowalniających całą procedurę. Inna bajka to czas kiedy dzieciak idzie spać na noc... Oj wtedy się dzieje, można pazury spiłować bez trucia tyłka że "mamo! I ja!" i konieczności malowania maleńkich paznokietków, można i se kielicha wińska wypić ( u Mamilli raczej się nie sprawdza, gad w nocy się kręci podwójnie niż zwykle jeśli wyczuje matkę na cyku), można obejrzeć film a nie bajkę w TV czy na kompie i w sumie tyle. Lekko się odświeżyć przed nocnym "czuwaniem". I to i tak lipa bo często wszystko odbywa się kosztem snu, szczególnie gdy dziecko dało "odpocząć" matce przez godzinę w dzień podczas drzemki i sen dał maluchowi +3h do późniejszego pójścia spać. Stara wtedy ma pozamiatane po całości, bo gdy dzieciak jeszcze harcuje i narzeka że skończyła nadawać stacja bajkowa w TV, matka ledwo żyje i łaknie tylko jednego - SNU! Noc zaczyna się zbyt późno aby choć odrobinę z niej uszczknąć "czasu wolnego", człowiek więc odkłada kinowe produkcje szmuglowane w sieci na czasy późnej emerytury i pada jak mucha... Kiedy by to nie było i tak dziecko zawsze wstanie zbyt wcześnie rano, albo zafunduje noc rozrywki w formie cyklicznych pobudek i nawoływania matki przez sen.
W piaskownicy/ na placu zabaw niestety nie da się odpocząć jak należy, luksusem jest posiedzenie na ławce przy piaskownicy, niestety częściej kończy się dosłownym kopaniem rowów w piaskownicy. A obciążona psychika z zakodowanym obrazem starty garów do umycia nawołuje do natychmiastowego końca " wypoczynku". Więc ni jak ma się to do czasu wolnego.
Jakiż z tego morał? Czas wolny Mamilli ustala Stefania Józefina w swojej łaskawości nam panująca, przeważnie na przekór sugestiom matki swej niewolnicy. A jak jest u Was z czasem wolnym? ;)
Mamilla ma czas wolny! Jupi! Kiedy?
1. Kiedy dziecko uda się na drzemkę...
2. Kiedy dziecko bawi się zawzięcie nową zabawką/maluje/ogląda bajkę
3. Kiedy dziecko sprzeda babce/ wygoni z ojcem w teren
4. Kiedy dziecko siedzi w piaskownicy
5. Kiedy dziecko idzie spać...
A jak to wygląda w praktyce?
Jeśli któraś z mam ma podobnie jak Mamilla tzw mamoholizm domowy, to w czasie wolnym robi praktycznie to samo co w czasie nie wolnym. Nawet jak dzieciaka niema pół dnia w domu. Tzn, zmywa gary, pierze, sprząta i gotuje z tym że bardziej na lajcie i bez przerw "mamoooo!!! choo!" i innych przecinków spowalniających całą procedurę. Inna bajka to czas kiedy dzieciak idzie spać na noc... Oj wtedy się dzieje, można pazury spiłować bez trucia tyłka że "mamo! I ja!" i konieczności malowania maleńkich paznokietków, można i se kielicha wińska wypić ( u Mamilli raczej się nie sprawdza, gad w nocy się kręci podwójnie niż zwykle jeśli wyczuje matkę na cyku), można obejrzeć film a nie bajkę w TV czy na kompie i w sumie tyle. Lekko się odświeżyć przed nocnym "czuwaniem". I to i tak lipa bo często wszystko odbywa się kosztem snu, szczególnie gdy dziecko dało "odpocząć" matce przez godzinę w dzień podczas drzemki i sen dał maluchowi +3h do późniejszego pójścia spać. Stara wtedy ma pozamiatane po całości, bo gdy dzieciak jeszcze harcuje i narzeka że skończyła nadawać stacja bajkowa w TV, matka ledwo żyje i łaknie tylko jednego - SNU! Noc zaczyna się zbyt późno aby choć odrobinę z niej uszczknąć "czasu wolnego", człowiek więc odkłada kinowe produkcje szmuglowane w sieci na czasy późnej emerytury i pada jak mucha... Kiedy by to nie było i tak dziecko zawsze wstanie zbyt wcześnie rano, albo zafunduje noc rozrywki w formie cyklicznych pobudek i nawoływania matki przez sen.
W piaskownicy/ na placu zabaw niestety nie da się odpocząć jak należy, luksusem jest posiedzenie na ławce przy piaskownicy, niestety częściej kończy się dosłownym kopaniem rowów w piaskownicy. A obciążona psychika z zakodowanym obrazem starty garów do umycia nawołuje do natychmiastowego końca " wypoczynku". Więc ni jak ma się to do czasu wolnego.
Jakiż z tego morał? Czas wolny Mamilli ustala Stefania Józefina w swojej łaskawości nam panująca, przeważnie na przekór sugestiom matki swej niewolnicy. A jak jest u Was z czasem wolnym? ;)
sobota, 20 czerwca 2015
Dorosłych rozmowy...
Mamilla ostatnio odkryła że w rozmowach ze starym nie trzeba szyfru, żeby dziecko uchronić od ewentualnego "złego". Stary jest mistrze gadania zagadkami, jego tajny kod jest nie do złamania dla osób które nie łapią w lot i nie składają jak puzzli wyrwanych z kontekstu faktów. Dodatkowe zabezpieczanie w rozszyfrowaniu " wtf on pierdzieli?" stanowi fakt że rzadko rejestruje wypowiadane do niego słowa - jakaś dziwna odmiana wczesnego Alzheimera, zaczęła się objawiać po ślubie...
M - Mamilla
S - Stary
Gadka przez Skype...
M: Używasz tej szafy zewnętrznej?
S: Eee... Ale że jakiej? Ja mam normalną, taką co się ciuchy do środka chowa...
M. Matko, zewnętrzną! No taką... Co sam szkielet jest, Steffowe ciuchy na tym wisiały w Niemczech.
S: AAA... No gdzieś chyba jest... A po co Ci?
M: To masz czy nie? No po co? No na ciuchy...
S. To nie zabrałem jej do Polski?
M: No jak proszę żebyś przywiózł to chyba raczej jej tu nie mam...
S: Eeee... Zaraz...
5 min później
S: No jest, ale niema jednej nogi. Nie ma w piwnicy u rodziców? Pewnie się reszta nie zmieściła i tylko nogę przywiozłem.
M: Że co???!!! Nic tu niema! Szukaj! A jak nie to może u Twoich rodziców...
S: To się poszuka jak przyjadę... Eeee... Czekaj... Jest noga!
M: Bosh... Weź się tam rozejrzyj może masz jeszcze coś co mi potrzebne a pisałeś że nie zabrałeś bo miejsca brak... A wieszaki na ciuchy Steffowe? Są?
S: Niema, wywaliłem, nie zmieściły się...
M: Kur... Wieszaki? Się nie zmieściły? 20sztuk? Jakbyś nie przywoził dywaników skitrnych w pralce, które miały iść do wywalenia to by się może zmieściły wieszaki! I mata do wanny, i moja skrzynka...
S: Yyy no ale jak dywany do wywalenia? Jak one są u mojej mamy i mama sobie je wzięła.
M: Cooo?? Nie te! Ja mówię o tych białych kudłatych! Miały iść do wywalenia a je do pralki schowałeś, i wlekłeś je na dodatek brudne 1200km! A zabawki, ze szmatami co też miały iść do wywalenia przywiozłeś w piekarniku!
S: Eee... Tak? To ja nie wiem, dawno to było... Nie pamiętam. Chcesz lampę? Przywieźć?
M: Że co?! Która? Brązową? Przecież stoi u nas w sypialni....
S: Nie ta... Ta wysoka... Stojąca....
M: Bez klosza?! Przecież miałeś ją zostawić w starym mieszkaniu... Jeżu...
Ps. Kiedyś już byłą gada o odkurzaczu. Prośba o przywiezienie spotkała się z odmową. Powód? Odkurzacz został sprzedany? Wtf???!!!
M - Mamilla
S - Stary
Gadka przez Skype...
M: Używasz tej szafy zewnętrznej?
S: Eee... Ale że jakiej? Ja mam normalną, taką co się ciuchy do środka chowa...
M. Matko, zewnętrzną! No taką... Co sam szkielet jest, Steffowe ciuchy na tym wisiały w Niemczech.
S: AAA... No gdzieś chyba jest... A po co Ci?
M: To masz czy nie? No po co? No na ciuchy...
S. To nie zabrałem jej do Polski?
M: No jak proszę żebyś przywiózł to chyba raczej jej tu nie mam...
S: Eeee... Zaraz...
5 min później
S: No jest, ale niema jednej nogi. Nie ma w piwnicy u rodziców? Pewnie się reszta nie zmieściła i tylko nogę przywiozłem.
M: Że co???!!! Nic tu niema! Szukaj! A jak nie to może u Twoich rodziców...
S: To się poszuka jak przyjadę... Eeee... Czekaj... Jest noga!
M: Bosh... Weź się tam rozejrzyj może masz jeszcze coś co mi potrzebne a pisałeś że nie zabrałeś bo miejsca brak... A wieszaki na ciuchy Steffowe? Są?
S: Niema, wywaliłem, nie zmieściły się...
M: Kur... Wieszaki? Się nie zmieściły? 20sztuk? Jakbyś nie przywoził dywaników skitrnych w pralce, które miały iść do wywalenia to by się może zmieściły wieszaki! I mata do wanny, i moja skrzynka...
S: Yyy no ale jak dywany do wywalenia? Jak one są u mojej mamy i mama sobie je wzięła.
M: Cooo?? Nie te! Ja mówię o tych białych kudłatych! Miały iść do wywalenia a je do pralki schowałeś, i wlekłeś je na dodatek brudne 1200km! A zabawki, ze szmatami co też miały iść do wywalenia przywiozłeś w piekarniku!
S: Eee... Tak? To ja nie wiem, dawno to było... Nie pamiętam. Chcesz lampę? Przywieźć?
M: Że co?! Która? Brązową? Przecież stoi u nas w sypialni....
S: Nie ta... Ta wysoka... Stojąca....
M: Bez klosza?! Przecież miałeś ją zostawić w starym mieszkaniu... Jeżu...
Ps. Kiedyś już byłą gada o odkurzaczu. Prośba o przywiezienie spotkała się z odmową. Powód? Odkurzacz został sprzedany? Wtf???!!!
środa, 17 czerwca 2015
Problem bo nie masz problemu...
Problemy matek bywają różne. Niektóre mają prawdziwe problemy, inne tworzą problemy na własne życzenie, a jeszcze inne mają problem z tym że inna rodzicielka niema problemy z tym w czym one widzą problem.
Jak to możesz nie widzieć problemu z tym że dziecko 1, 5, 15 mc nie przesypia całej nocy?
Jak Ty możesz nie mieć problemu z tym że roczniak nie chce siadać na nocnik?
Jak Ty możesz jeszcze pozwalać dziecku ponad rocznemu pić z butli?
Jak można pozwalać spać/zasypiać ze smokiem?
Itd itp... O butlach, cycach, smokach i im podobnych można godzinami, tylko po co?
A wynajdywanie innym mamom problemów w ich systemie wychowywania malucha to już szczyt.
Jeśli matka karmiąca cycem do 3 roku życia nie widzi w tym nic złego, to jej sprawa nie robi tego Twoimi piersiami.
Dlaczego piętnowana jest matka która wstaje w nocy na każde jękniecie malucha? Która nie pozwala mu płakać za długo? Ciągle modna jest tresura niemowląt w długo dystansowym spaniu nocnym. Napchaj dziecko wieczorem - nie wstanie w nocy jeść, jak już wstanie to daj wodę - odzwyczai się od jedzenia w nocy, daj syrop - uśnie raz dwa, nie reaguj na płacz - oduczy się wołania matki...
Jeśli 2 latek ciągnie z butli mleko bo tak a nie inaczej, a ni widać ni słychać u niego objawów próchnicy butelkowej, to po cholerę mówić że matka ma problem? Boisz się że zostaniesz w drodze losowania wyłoniony jako sponsor ewentualnych kosztów leczenia dentystycznego?
Smok, temat rzeka... Dasz źle, bo trzeba oduczać, nie dasz dziecko cmokta paluszki, troczki od bluz czy inne zamienniki. Wiadomo smok to zło, bo zgryz, bo mowa, bo nałóg... A jakoś żaden dorosły smoka nie ciuma, a są tacy co obgryzają paznokcie, memlają końcówki długopisów, ołówków... Ba! Ssą kciuk do snu, za dewiację nikt tego nie uważa. A smok ciągle w legalnej sprzedaży.
Nocnik, kibelek... Bo 2 latek nie woła, albo woła ale nie tak jak trzeba, bo 2latek już za duży na pieluchę... Norma według lekarzy moczenia dziennego to 3l, nocnego 5l. A zdarza się i starszym maluchom "nie zdążyć". Mamilla niema nic przeciwko sadzaniu kilku mc dzieciaków na nocnik ( jeśli już same siedzą, of course ;), choć nie widzi w tym sensu, a czego ktoś ma "ale" że 2 latek jeszcze z pieluchą biega? Przecież nikt od nikogo nie wyłudza na ten proceder kasiory.
Matki idealne szukają problemów u innych matek, tych niby nie idealnych. Matki wiedzące wszystko i znające się na wszystkim, tresują malucha według własnego widzi mi się. Zapominają że dziecko to nie lalka na baterie, że jak im się wymknie spod kontroli i zabawa nie idzie po ich myśli to robią "off" i już, po kłopocie. A zabawa nie przewiduje " awarii" w postaci chorób i odstępstw od normy.
Nie masz problemu z tym że jesteś dla malucha w dyspozycji prawie 24/h na dobę? Nie masz problemu z tym że Twoje życie w większości uzależnione jest od dzieciaków? Że musisz się czasem, a nawet i często "dostosować" do malucha? Że kosztem snu, życia intymnego, zawodowego, osobistego czy wszystkich ich na raz zdecydowałaś się stać matką? Oj... Masz problem... ;)
Ps. Wiadomo że wszelkie "głupie" pomysły matek "chcących za dobrze" trzeba delikatnie mówiąc prostować, adekwatną wiedzą i nauką, tam gdzie jest taka konieczność, ale należy wyważyć w którym momencie zaczyna się tworzyć problem tam gdzie go niema :)
Jak to możesz nie widzieć problemu z tym że dziecko 1, 5, 15 mc nie przesypia całej nocy?
Jak Ty możesz nie mieć problemu z tym że roczniak nie chce siadać na nocnik?
Jak Ty możesz jeszcze pozwalać dziecku ponad rocznemu pić z butli?
Jak można pozwalać spać/zasypiać ze smokiem?
Itd itp... O butlach, cycach, smokach i im podobnych można godzinami, tylko po co?
A wynajdywanie innym mamom problemów w ich systemie wychowywania malucha to już szczyt.
Jeśli matka karmiąca cycem do 3 roku życia nie widzi w tym nic złego, to jej sprawa nie robi tego Twoimi piersiami.
Dlaczego piętnowana jest matka która wstaje w nocy na każde jękniecie malucha? Która nie pozwala mu płakać za długo? Ciągle modna jest tresura niemowląt w długo dystansowym spaniu nocnym. Napchaj dziecko wieczorem - nie wstanie w nocy jeść, jak już wstanie to daj wodę - odzwyczai się od jedzenia w nocy, daj syrop - uśnie raz dwa, nie reaguj na płacz - oduczy się wołania matki...
Jeśli 2 latek ciągnie z butli mleko bo tak a nie inaczej, a ni widać ni słychać u niego objawów próchnicy butelkowej, to po cholerę mówić że matka ma problem? Boisz się że zostaniesz w drodze losowania wyłoniony jako sponsor ewentualnych kosztów leczenia dentystycznego?
Smok, temat rzeka... Dasz źle, bo trzeba oduczać, nie dasz dziecko cmokta paluszki, troczki od bluz czy inne zamienniki. Wiadomo smok to zło, bo zgryz, bo mowa, bo nałóg... A jakoś żaden dorosły smoka nie ciuma, a są tacy co obgryzają paznokcie, memlają końcówki długopisów, ołówków... Ba! Ssą kciuk do snu, za dewiację nikt tego nie uważa. A smok ciągle w legalnej sprzedaży.
Nocnik, kibelek... Bo 2 latek nie woła, albo woła ale nie tak jak trzeba, bo 2latek już za duży na pieluchę... Norma według lekarzy moczenia dziennego to 3l, nocnego 5l. A zdarza się i starszym maluchom "nie zdążyć". Mamilla niema nic przeciwko sadzaniu kilku mc dzieciaków na nocnik ( jeśli już same siedzą, of course ;), choć nie widzi w tym sensu, a czego ktoś ma "ale" że 2 latek jeszcze z pieluchą biega? Przecież nikt od nikogo nie wyłudza na ten proceder kasiory.
Matki idealne szukają problemów u innych matek, tych niby nie idealnych. Matki wiedzące wszystko i znające się na wszystkim, tresują malucha według własnego widzi mi się. Zapominają że dziecko to nie lalka na baterie, że jak im się wymknie spod kontroli i zabawa nie idzie po ich myśli to robią "off" i już, po kłopocie. A zabawa nie przewiduje " awarii" w postaci chorób i odstępstw od normy.
Nie masz problemu z tym że jesteś dla malucha w dyspozycji prawie 24/h na dobę? Nie masz problemu z tym że Twoje życie w większości uzależnione jest od dzieciaków? Że musisz się czasem, a nawet i często "dostosować" do malucha? Że kosztem snu, życia intymnego, zawodowego, osobistego czy wszystkich ich na raz zdecydowałaś się stać matką? Oj... Masz problem... ;)
Ps. Wiadomo że wszelkie "głupie" pomysły matek "chcących za dobrze" trzeba delikatnie mówiąc prostować, adekwatną wiedzą i nauką, tam gdzie jest taka konieczność, ale należy wyważyć w którym momencie zaczyna się tworzyć problem tam gdzie go niema :)
czwartek, 11 czerwca 2015
Mamilla nie zdążyła..
Wiadomo o co chodzi, nie? Reklama, kampania, manifest... Zwał jak zwał, burza niczym tajfun przeszła przez internet. Posypały się hejty, gromy i inne epitety. Mamilla miała się nie odzywać, bo to nie ona byłą grupą docelową. Ale cóż no najwięcje do powiedzenia właśnie mają te grupy zainteresowanych, których całe to "zmuszanie" nie powinno zupełnie interesować. Why? A dlatego że albo już ktos ich kiedyś "zmusił" i dawno są matkami, albo nie są i nie będą matkami w najbliższym czasie bo nawet nie mają stałych partnerów żeby coś podziałać w tej kwestii. Ba! Odezwali się przeciwnicy posiadania dzieci, zagorzali fani bycia bezdzietnym - ok, ich wybór, nie każdy ma powołanie, nie każdy musi, nikt na siłę nie zapładnia.
Z autopsji Mamilla wie że najwięcej " nie stać mnie" słychać z ust ludzi zamożniejszych, lepiej sytuowanych. A to dlatego że w ich mniemania "nie stać mnie" = "nie zbywa mi". A no nie zbywa... Bo to trudny wybór, kiedy trzeba rozważyć "odkładanie" na dziecko, a zakup nowszego modelu auta. Kiedy to "nie stać mnie" = "nie mam dodatkowego pokoju w apartamencie". No ale nie o tym...
Nie wie Mamilla czy komuś przyszło do głowy, że spot skierowany jest do osób wąchających się w kwestii posiadania dzieci. Abstrahując od tego że w reklamówce jest tylko kobieta, problem dotyczy par, małżeństw. Kobiety często właśnie w wyścigu szczurów odkładają wszystko na ostatnią godzinę. Ale kiedy jest ta ostatnia godzina naszej fizjologii rozrodczej? A no właśnie i tu rodzi się pytanie, czy te odkładające choć chcące posiadać dzieci kobiety nie mają swojego " czasu" już za sobą. No i pretensje do kogo? Raz się jest młodym, raz się dorasta i niestety okres płodności też jest ograniczony. Zostań matka kiedy chcesz, ale nie oszukasz organizmu. Po 40stce wiele kobiet już czeka na wnuki, a nie stara się o pierwsze dziecko.
Mamilla nie namawia, nie neguje, nie kwestionuje... Nie krytykuje, nie hołduje, nie przyklaskuje... Każdy człowiek dokonuje wyborów w życiu, każdy ma prawo żyć i żyje jak chce. Masz wybór to super! Wiele osób go nie ma... Wiele osób chce, a nie może, inne nie chcą a zostają matkami, inne chciałyby ale nie mają możliwości, inne nie mają powołania, jeszcze inne mają powołanie za dwoje. Wciąganie w to polityki rodzinnej, pro rodzinnej i innej takiej która praktycznie i teoretycznie nie jest doskonała w naszym kraju to już inna bajka. Wiele osób zapomniało że w latach 80tych nie było w ogóle wspierania rodzin, socjali z racji urodzenia dzieci i innych gratisów, a standardowe pytanie u ginekologa na dzień dobry po stwierdzeniu ciąży, brzmiało: " to co? donosimy i urodzimy, czy usuwamy?".
Społeczeństwo się starzeje, dzieci nie znajduje się w kapuście, z drugiej strony samą miłością się ich nie wykarmi. Ale co niektórzy hejtujący temat piszą że " teraz nie opłaca się rodzić dzieci...", a to dzieci się hoduje jak świnie na ubój? Czy z posiadania dzieci są jakieś nad przeciętne korzyści, o których Mamilla niema pojęcia? Po nocy tkają złoto ze słomy czy jak? Troszkę brak w tym rozsądku...
Gdyby Mamilla do tej pory rozważała czy ją "stać" na dziecko, zapewne dalej tkwiła by w martwym punkcie. Brak chałupy, brak magisterki. brak pensji z czterema zerami na koncie... Od tamtej pory nie wiele się zmieniło, ale Mamilla ma Steff, a Steff jest warta wszystkiego, i ją nie obchodzi że Mamilla niema magistra, że nie pływają w kasie, że nie mają (jeszcze) domu z kilkoma sypialniami. A dziecko chowa się nad wymiar dobrze, nawet bez wsparcia tej całej polityki pro rodzinnej. Ale jak Mamilla pisała spot nie był skierowany do niej ;)
Z autopsji Mamilla wie że najwięcej " nie stać mnie" słychać z ust ludzi zamożniejszych, lepiej sytuowanych. A to dlatego że w ich mniemania "nie stać mnie" = "nie zbywa mi". A no nie zbywa... Bo to trudny wybór, kiedy trzeba rozważyć "odkładanie" na dziecko, a zakup nowszego modelu auta. Kiedy to "nie stać mnie" = "nie mam dodatkowego pokoju w apartamencie". No ale nie o tym...
Nie wie Mamilla czy komuś przyszło do głowy, że spot skierowany jest do osób wąchających się w kwestii posiadania dzieci. Abstrahując od tego że w reklamówce jest tylko kobieta, problem dotyczy par, małżeństw. Kobiety często właśnie w wyścigu szczurów odkładają wszystko na ostatnią godzinę. Ale kiedy jest ta ostatnia godzina naszej fizjologii rozrodczej? A no właśnie i tu rodzi się pytanie, czy te odkładające choć chcące posiadać dzieci kobiety nie mają swojego " czasu" już za sobą. No i pretensje do kogo? Raz się jest młodym, raz się dorasta i niestety okres płodności też jest ograniczony. Zostań matka kiedy chcesz, ale nie oszukasz organizmu. Po 40stce wiele kobiet już czeka na wnuki, a nie stara się o pierwsze dziecko.
Mamilla nie namawia, nie neguje, nie kwestionuje... Nie krytykuje, nie hołduje, nie przyklaskuje... Każdy człowiek dokonuje wyborów w życiu, każdy ma prawo żyć i żyje jak chce. Masz wybór to super! Wiele osób go nie ma... Wiele osób chce, a nie może, inne nie chcą a zostają matkami, inne chciałyby ale nie mają możliwości, inne nie mają powołania, jeszcze inne mają powołanie za dwoje. Wciąganie w to polityki rodzinnej, pro rodzinnej i innej takiej która praktycznie i teoretycznie nie jest doskonała w naszym kraju to już inna bajka. Wiele osób zapomniało że w latach 80tych nie było w ogóle wspierania rodzin, socjali z racji urodzenia dzieci i innych gratisów, a standardowe pytanie u ginekologa na dzień dobry po stwierdzeniu ciąży, brzmiało: " to co? donosimy i urodzimy, czy usuwamy?".
Społeczeństwo się starzeje, dzieci nie znajduje się w kapuście, z drugiej strony samą miłością się ich nie wykarmi. Ale co niektórzy hejtujący temat piszą że " teraz nie opłaca się rodzić dzieci...", a to dzieci się hoduje jak świnie na ubój? Czy z posiadania dzieci są jakieś nad przeciętne korzyści, o których Mamilla niema pojęcia? Po nocy tkają złoto ze słomy czy jak? Troszkę brak w tym rozsądku...
Gdyby Mamilla do tej pory rozważała czy ją "stać" na dziecko, zapewne dalej tkwiła by w martwym punkcie. Brak chałupy, brak magisterki. brak pensji z czterema zerami na koncie... Od tamtej pory nie wiele się zmieniło, ale Mamilla ma Steff, a Steff jest warta wszystkiego, i ją nie obchodzi że Mamilla niema magistra, że nie pływają w kasie, że nie mają (jeszcze) domu z kilkoma sypialniami. A dziecko chowa się nad wymiar dobrze, nawet bez wsparcia tej całej polityki pro rodzinnej. Ale jak Mamilla pisała spot nie był skierowany do niej ;)
piątek, 5 czerwca 2015
Nienawidzę... Wrrr...
Za co Mamilla nienawidzi miasta i blokowisk?
- Za ściemniających sąsiadów
"No nie możliwe żeby u nas grała muzyka... U nas wszystko wyłączone" - 5min Mamilla stoi pod drzwiami i słucha, dla pewności. Muzyka milknie wraz z bimbnięciem dzwonka do drzwi.
- Za niekulturalne towarzystwo w czasie jazdy MPK
"O ja pier... Co za ku..." itp itd... Zwykłą rozmowa nastolatków w komunikacji miejskiej, jada sami, nie liczy się nikt i nic. Co tam staruszki, co tam małe dzieci, ważne aby się popisać znajomością jak największej ilości epitetów. O "ludziach dyskotekach" i ich mini głośniczkach i muzie z komóry Mamilla nie wspomni.
- Za psy, bez smyczy bez kagańców, sikające i srające gdzie popadnie... W sumie Mamilla nie lubi właścicieli tych psów, bo pies to pies, robi tam gdzie mu pasuje.
Widok psa przechadzającego się po aptece za plecami robiącej zakupy właścicielki... Bezcenny i odpychający.
- Za brak prywatności
Oni słyszą co Mamilla robi w kiblu, nawet jeśli tylko robi to co tam się robi. Mamilla słyszy co ONI sobie i kiedy golą, piorą, zmywają, gotują...
- Za dresów, imprezowiczów, panienki lekkich obyczajów
A co tam że 2ga w nocy, niech się osiedle całe bawi. Nie ważne że człowiek śpi po ciężkim dniu, nie ważne że zaraz musi wstać. Ważna jest zabawa, muza i darcie pyska. Ważne jest że RKS i inne Arki... Alkohol power! Niech inni co robią na Wasze zasiłki, wyśpią się po śmierci.
- Za poczucie "więzi społecznej"
Odpowiedzialność za wychowanie cudzych dzieci, o którym Mamilla pisała w jednym z postów. A za razem poczucie tego że "każdy sobie rzepkę skrobie". Jesteś w ciąży? Twoja wina! Stój w kolejce jak inni nie wychylaj się! Starość Cię dopadła? A zgnij w tej poczekalni, bo masz czas. Że z dzieckiem na zakupy wyszłaś? Twój problem, najwyżej Ci zwieje zanim dojdziesz do kasy. Nadmieńmy że stoisz matko, do kasy z pierwszeństwem ;)
Cud miód i orzeszki... Mamillę na bezludna wyspę! Zrzucicie się na bilet? ;>
- Za ściemniających sąsiadów
"No nie możliwe żeby u nas grała muzyka... U nas wszystko wyłączone" - 5min Mamilla stoi pod drzwiami i słucha, dla pewności. Muzyka milknie wraz z bimbnięciem dzwonka do drzwi.
- Za niekulturalne towarzystwo w czasie jazdy MPK
"O ja pier... Co za ku..." itp itd... Zwykłą rozmowa nastolatków w komunikacji miejskiej, jada sami, nie liczy się nikt i nic. Co tam staruszki, co tam małe dzieci, ważne aby się popisać znajomością jak największej ilości epitetów. O "ludziach dyskotekach" i ich mini głośniczkach i muzie z komóry Mamilla nie wspomni.
- Za psy, bez smyczy bez kagańców, sikające i srające gdzie popadnie... W sumie Mamilla nie lubi właścicieli tych psów, bo pies to pies, robi tam gdzie mu pasuje.
Widok psa przechadzającego się po aptece za plecami robiącej zakupy właścicielki... Bezcenny i odpychający.
- Za brak prywatności
Oni słyszą co Mamilla robi w kiblu, nawet jeśli tylko robi to co tam się robi. Mamilla słyszy co ONI sobie i kiedy golą, piorą, zmywają, gotują...
- Za dresów, imprezowiczów, panienki lekkich obyczajów
A co tam że 2ga w nocy, niech się osiedle całe bawi. Nie ważne że człowiek śpi po ciężkim dniu, nie ważne że zaraz musi wstać. Ważna jest zabawa, muza i darcie pyska. Ważne jest że RKS i inne Arki... Alkohol power! Niech inni co robią na Wasze zasiłki, wyśpią się po śmierci.
- Za poczucie "więzi społecznej"
Odpowiedzialność za wychowanie cudzych dzieci, o którym Mamilla pisała w jednym z postów. A za razem poczucie tego że "każdy sobie rzepkę skrobie". Jesteś w ciąży? Twoja wina! Stój w kolejce jak inni nie wychylaj się! Starość Cię dopadła? A zgnij w tej poczekalni, bo masz czas. Że z dzieckiem na zakupy wyszłaś? Twój problem, najwyżej Ci zwieje zanim dojdziesz do kasy. Nadmieńmy że stoisz matko, do kasy z pierwszeństwem ;)
Cud miód i orzeszki... Mamillę na bezludna wyspę! Zrzucicie się na bilet? ;>
niedziela, 31 maja 2015
Sałatkowy terror....
Steff wpiernicza rosół. W sumie to same kluski, ale ubabrane w tłuszczyku lepiej się łyka niż suche. Przy okazji może i wciągnie trochę wody o smaku kurczaka. Wchrzania aż jej się uszy trzęsą, dużą łyżką, bo małej ciotka zapomniała podrzucić. Trochę przypraw, zioła... Klusków coraz mniej, Gadzina daje znać Mamilli, aby swoją łyżką narzuciła na jej łyżkę resztki ześlizgujących się do miseczki makaronowych niteczek. Mamilla cieszy się że dziecko je, nawet ten cienki rosół, bo czasem nie je wcale. Z racji imprezy rodzinnej obok przy stole zasiada chłopiec, Mamilla zna go tylko ze słyszenia, dalsza rodzina gospodarzy, notabene za którą Mamilla nie przepada. Matka dzieciaka nadzoruje karmienie kilkulatka, 6-7? Coś koło tego. Nagle dzieciak mało nie spada z krzesła, odkrywa że w rosole jest marchew. Z oburzeniem wyraża swoje niezadowolenie głośnym "ja nie chcę marchewki!". Matka dzieciaka posłusznie wydłubuje intruza z miseczki i pociesza chłopca " o już, widzisz nic nie ma... możesz spokojnie jeść". Brakuje jeszcze tylko "przepraszam" ze strony zażenowanej kobiety. Mamilla kątem oka patrzy na nią żeby dostrzec jakiś cień ironii w całym zajściu, ale nie, no wszystko było tak na serio serio. Mamillowe dziecko odkłada łyżkę, szybko łapie łyk zapojki i zmyka do zabawy. Mamilla zostaje przy stole, po kluskach w miseczce ani śladu. Po chwili przed Mamillą ląduje drugie danie. Dżentelmen ze stanowiska obok lustruje Mamillowy talerz. Nagle wrzeszczy " ja też chcę! z sałatką!". Zastraszona kobieta patrzy zdziwiona na chłopca " z sałatką? no co ty? przecież nie lubisz... nie będziesz jadł... nie najadłeś się rosołem?", "Z sałatką!" ponawia "prośbę" synuś. Matka posłusznie drepcze do kuchni poprosić o "specjalną porcję drugiego". Po chwili i młody dostaje talerz jadła, z sałatką, a jakże... No i wcina tą sałatkę. Mamilla wsuwa w milczeniu, ileż by dała żeby jej dziecko chciało cokolwiek z sałatką. Steff nigdy nie chce, ale Mamilla nakłada wszystko co się należy na Gadzinowy talerz, daje wybór, bo może kiedyś w końcu niejadek skusi się na coś innego niż mięcho, czy makaron.
Jaki z tego morał? Matko, daj dziecku wybór! Nie lubi? Może od dziś polubi, jak ma polubić coś nowego jak na talerzu ma tylko stare, sprawdzone przysmaki. Proponuj nowości, może kiedyś się skusi na brokuły czy mizerię. Nie każdy lubi to samo, dziecko nie jest inne, też ma swoje "smaczki", ale daj mu szansę je odkryć. Najadło się? Nie je? Głodne? Przecież samo wie najlepiej, matko daj na luz...
Jaki z tego morał? Matko, daj dziecku wybór! Nie lubi? Może od dziś polubi, jak ma polubić coś nowego jak na talerzu ma tylko stare, sprawdzone przysmaki. Proponuj nowości, może kiedyś się skusi na brokuły czy mizerię. Nie każdy lubi to samo, dziecko nie jest inne, też ma swoje "smaczki", ale daj mu szansę je odkryć. Najadło się? Nie je? Głodne? Przecież samo wie najlepiej, matko daj na luz...
niedziela, 24 maja 2015
Sztuka naśladowania....
Nadchodzi taki dzień w życiu matki gdy jej maleńka córunia, zaczyna zmieniać się w nią samą. A jak? A tak.
Mamilla stoi w łazience przed lustrem. Bezszelestnie wyciąga kosmetyki i nerwowymi ruchami wykonuje szybki make'up. Byle tylko gadzina nie oderwała oczu od świniaka w TV. Ale nie... Po chwili słuchać nawoływanie "mamooo! maaaa-mooo!". Mamilla stoi bez ruchu, może Grzyb się nie zorientuje co matka robi i gdzie. Dylemat chwili - odezwać się czy nie. Łapsko Mamilli zamiera w bezruchu gdy dobiega ją coraz to głośniejszy tupot gołych nóżek. Mało co nie traci oka, przy pomocy szczotki do malowania rzęs, kiedy do łazienki wpada Gadzina i wrzeszczy "buuuuu!!!". Udając straszliwego dinozaura. W chwili ujrzenia matczynego ekwipunku, ustaje proces próby przyprawienia starej o zawał. Gadzina szybko ogarnia sytuację. "Oooo... Mama! Oko, ja! Tu, o!". I już Gnida smaruje paluchami po zamkniętej powiece, wichrząc sobie rzęsiska nadnaturalnej długości. Ehhh... No weź tu teraz udawaj że nic nie robisz, jak Gad dobrze wie co i po co, i jak i z czym... Mamilla każe intruzowi zamknąć oczyska, dyskretnie zakręca tusz, końcówką opakowania delikatnie dotyka przerośniętych, ciemnych wachlarzy. Szybkie "już" i podlotek pakuje do lustra dumny jak paw aby podziwiać swoje lico. Matka w tym czasie szybko zgarnia resztę zabawek do kosmetyczki, coby nie przyszło Gadzinie wrócić po inne upiększacze.
Wychodzimy z domu. Mamilla w ostatniej chwili odruchowo wyciąga z torebki pomadkę ochronną, dyskretnie i szybko przeciąga nią po spierzchniętych wargach, już ma chować ją do torebki gdy czuje lekkie szczypanie w udo. Gadzina szczypie matkę, domagając się uwagi. Nic nie gada bo usta wydęła w dziurek i wymownie maźia po nim paluchem. Po chwili skomlenia, wraca Gadzinie głos: "Mamooo! Ja! Daj!". Mamilla z westchnieniem wykręca sztyft i aby, aby smaruje Steff ściągniętego dzioba. Zgryźliwie Mamilla pyta czy już. Gad potwierdza skinieniem głową, bo jęzorem zlizuje słodką chemię z buziaka, po czym klepie się po szyi i rzecze: "śale" ( czyt. szalik, szal, apaszka). A no tak... Matka nie do ubierała Gada, szybko nadrabia ten błąd bo czas leci. Sama też postanawia coś dołożyć do swojego ubioru.... Ale niema szans, Gad głośno wali pięścią w drzwi wołając "Mamoooo chooo! Dzwiiii!".
Mamilla stoi w łazience przed lustrem. Bezszelestnie wyciąga kosmetyki i nerwowymi ruchami wykonuje szybki make'up. Byle tylko gadzina nie oderwała oczu od świniaka w TV. Ale nie... Po chwili słuchać nawoływanie "mamooo! maaaa-mooo!". Mamilla stoi bez ruchu, może Grzyb się nie zorientuje co matka robi i gdzie. Dylemat chwili - odezwać się czy nie. Łapsko Mamilli zamiera w bezruchu gdy dobiega ją coraz to głośniejszy tupot gołych nóżek. Mało co nie traci oka, przy pomocy szczotki do malowania rzęs, kiedy do łazienki wpada Gadzina i wrzeszczy "buuuuu!!!". Udając straszliwego dinozaura. W chwili ujrzenia matczynego ekwipunku, ustaje proces próby przyprawienia starej o zawał. Gadzina szybko ogarnia sytuację. "Oooo... Mama! Oko, ja! Tu, o!". I już Gnida smaruje paluchami po zamkniętej powiece, wichrząc sobie rzęsiska nadnaturalnej długości. Ehhh... No weź tu teraz udawaj że nic nie robisz, jak Gad dobrze wie co i po co, i jak i z czym... Mamilla każe intruzowi zamknąć oczyska, dyskretnie zakręca tusz, końcówką opakowania delikatnie dotyka przerośniętych, ciemnych wachlarzy. Szybkie "już" i podlotek pakuje do lustra dumny jak paw aby podziwiać swoje lico. Matka w tym czasie szybko zgarnia resztę zabawek do kosmetyczki, coby nie przyszło Gadzinie wrócić po inne upiększacze.
Wychodzimy z domu. Mamilla w ostatniej chwili odruchowo wyciąga z torebki pomadkę ochronną, dyskretnie i szybko przeciąga nią po spierzchniętych wargach, już ma chować ją do torebki gdy czuje lekkie szczypanie w udo. Gadzina szczypie matkę, domagając się uwagi. Nic nie gada bo usta wydęła w dziurek i wymownie maźia po nim paluchem. Po chwili skomlenia, wraca Gadzinie głos: "Mamooo! Ja! Daj!". Mamilla z westchnieniem wykręca sztyft i aby, aby smaruje Steff ściągniętego dzioba. Zgryźliwie Mamilla pyta czy już. Gad potwierdza skinieniem głową, bo jęzorem zlizuje słodką chemię z buziaka, po czym klepie się po szyi i rzecze: "śale" ( czyt. szalik, szal, apaszka). A no tak... Matka nie do ubierała Gada, szybko nadrabia ten błąd bo czas leci. Sama też postanawia coś dołożyć do swojego ubioru.... Ale niema szans, Gad głośno wali pięścią w drzwi wołając "Mamoooo chooo! Dzwiiii!".
piątek, 15 maja 2015
Gloryfikacja versus użalanie się...
Ostatnie trendy jakie Mamilla wyłapała na matczynych blogach i instagramie to zdecydowanie dwa nurty: gloryfikacja ciała matczynego i użalanie się matczyna nad stanem ciała po ciąży, porodzie, karmieniu piersią itp. Dla Mamilli oba "te trendy" są jednakowo żenujące. Why? A to dlatego że Mamilla nie rozumie jak można wychwalać pod niebiosa to ile ml mleka wyprodukowały matczyne piersi do wykarmienia w takim a takim czasie, takiego a takiego dziecka. Przecież kobiety od zawsze karmiły piersią, te co nie karmiły to miały inne od karmienia, a jak nie miały innych mamek to było mleko krowie i inne ssacze. No tak to ktoś już wymyśli że kobiety karmią dzieciaki, zwierzątka płci żeńskiej młode i nigdy nie słyszałam żeby ktoś robił akcje w starożytnym Rzymie czy Grecji pod hasłem " pokaż ile mleka wyprodukowałaś kobieto". Chwała wilczycy! Tej od Remusa i Romulusa, no. Co jeszcze w kwestii gloryfikacji? Poród naturalny... "Chwalenie się" tym że dziecko przyszło na świat siłami natury, że CC to nie poród. Baby! Cieszcie się że dzieci macie zdrowe! Po to nosiłyście je pod sercem 9 mc ( niektóre krócej, czy dłużej) żeby mieć "niezapomniane wrażenia" z porodu? No hallooo... Nie da się sprowadzić dziecka na świat pomijając ten "moment kulminacyjny". Ty jesteś matka boś parła kilka/kilkanaście h, a Ty nie boś leżała i kwitła na sali operacyjnej czekając na "gotowe". No jak tak można? Przecież w tej kwestii niema wyjścia idealnego, są + i są - obu porodów, nigdy nie jest idealne.
Pomiędzy nurtem gloryfikacji, a użalania się jest jeszcze coś co łączy te dwa stany. Gloryfikacja siebie poprzez użalanie się. Dla przykładu: "Rodziłam w bólach 20h, ale jestem dumna że urodziłam bez znieczulenia... Ale to nacięcie... Kiepska sprawa..".
No i ten nurt "użalania się". Publiczne obdzieranie się z resztek godności i intymności. Pokazywanie "pamiątek" porodu CC - głównie blizny po cięciu ( dodajmy że w towarzystwie prawie w całości widocznych miejsc intymnych). Ukazywanie śladów po przebytej ciąży w postaci rozstępów głównie na brzuchu ( ukazywane w towarzystwie wywalonych na wierzch cycorów i nieciekawych okolic bikini - nie wie Mamilla, może i tam się robią...). Pokazywanie zwisających piersi po karmieniu, pogryzionych sutków, naderwanych brodawek w trakcie karmienia piersią. Tak Mamilla myśli że musi zacznie ukazywać swój żal z zaistniałego faktu i opublikuje zdjęcia swojej blizny po nacięciu krocza, bo jeszcze tego nikt nie pokazywał. A butelkowo - cycowa wojna? A starcie na linii gotowanie dla malucha a słoiczki? No ludzie...
Sorry kobietki jeśli kogoś uraziły Mamillowe wywody, ale ileż można niechcący natykać się na takie kwiatki w sieci, i to w miejscach w ogóle nie związanych z tematem ciąży, porodu czy parentingu. Każda historia macierzyństwa jest inna, ale pewne sprawy powinny zostać tylko w domowym zaciszu, chroniąc naszą intymność i godność, co komu pomoże publiczne pokazywanie tego czy tamtego, zmniejszy nam się blizna? Cycki podskoczą w górę? Dostaniemy medal za bycie hiper, super matką za ilość wyprodukowanego mleka, czy naukę szybkiego sadzania na nocnik? I tak ocene za to jakimi jesteśmy matkami wystawią nam nasze dzieci a nie Pani Kasia z FB, czy inna nieznajoma z Instagramu.
A na koniec tak dla odmiany. Myślicie że tatusiowie też mają swoje "ciche wojny"? Np. w kwestii poczęcia dziecka? Że jak klasycznie to cacy a od tyłu to już poczęcie do du...?
Pomiędzy nurtem gloryfikacji, a użalania się jest jeszcze coś co łączy te dwa stany. Gloryfikacja siebie poprzez użalanie się. Dla przykładu: "Rodziłam w bólach 20h, ale jestem dumna że urodziłam bez znieczulenia... Ale to nacięcie... Kiepska sprawa..".
No i ten nurt "użalania się". Publiczne obdzieranie się z resztek godności i intymności. Pokazywanie "pamiątek" porodu CC - głównie blizny po cięciu ( dodajmy że w towarzystwie prawie w całości widocznych miejsc intymnych). Ukazywanie śladów po przebytej ciąży w postaci rozstępów głównie na brzuchu ( ukazywane w towarzystwie wywalonych na wierzch cycorów i nieciekawych okolic bikini - nie wie Mamilla, może i tam się robią...). Pokazywanie zwisających piersi po karmieniu, pogryzionych sutków, naderwanych brodawek w trakcie karmienia piersią. Tak Mamilla myśli że musi zacznie ukazywać swój żal z zaistniałego faktu i opublikuje zdjęcia swojej blizny po nacięciu krocza, bo jeszcze tego nikt nie pokazywał. A butelkowo - cycowa wojna? A starcie na linii gotowanie dla malucha a słoiczki? No ludzie...
Sorry kobietki jeśli kogoś uraziły Mamillowe wywody, ale ileż można niechcący natykać się na takie kwiatki w sieci, i to w miejscach w ogóle nie związanych z tematem ciąży, porodu czy parentingu. Każda historia macierzyństwa jest inna, ale pewne sprawy powinny zostać tylko w domowym zaciszu, chroniąc naszą intymność i godność, co komu pomoże publiczne pokazywanie tego czy tamtego, zmniejszy nam się blizna? Cycki podskoczą w górę? Dostaniemy medal za bycie hiper, super matką za ilość wyprodukowanego mleka, czy naukę szybkiego sadzania na nocnik? I tak ocene za to jakimi jesteśmy matkami wystawią nam nasze dzieci a nie Pani Kasia z FB, czy inna nieznajoma z Instagramu.
A na koniec tak dla odmiany. Myślicie że tatusiowie też mają swoje "ciche wojny"? Np. w kwestii poczęcia dziecka? Że jak klasycznie to cacy a od tyłu to już poczęcie do du...?
niedziela, 10 maja 2015
Histeryczko, giń!
Po raz kolejny Steff rozlewa na stolik sok z kubeczka, rozmazuje palcem plamę i lepiącymi się łapskami chwyta plastikowe garnuszki, po czym zatapia je w fioletowej kałuży. Sok z cieka ze stolika na dywan, kapie z małych łapek na bluzeczkę, nadmiar zostaje wytarty w gaciorki, pojedyncze krople lądują na skarpetkach. Mały kubeczek soku w magiczny sposób rozmnaża się w hektolitry lepkiego, uporczywego płynu, Gadzina prawie w nim pływa, a na pewno pływają zabawki na stoliku. Mamilli puszczają nerwy, taki dzień jeden na jakiś czas kiedy małe "coś" podnosi ciśnienie i rośnie do rangi problemu międzynarodowego. Innym razem Mamilla by dała Gadowi do zabawy preparowany ryż i w nosie miała że będzie go godzinami wydłubywać pazurami ze wszelkich, niedostępnych dla odkurzacza szpar w chacie. Ale nie... Nie dziś. Dziś dzień histeryczki, jedno spojrzenie i Mamilla ma milion myśli w głowie, a wszystkie na "k" i "ch" + kilka innych równie nieodpowiednich do wieku sprawcy owej "tragedii". Ostatnie resztki przyzwoitości pozwalają żeby z Mamilli ust wyrwało się tylko głośne ryknięcie + słowotok a pro po zaistniałej sytuacji, bo co to to matka nie mówiła, nie tłumaczyła, bo jak to Steff mogła, co ona zrobiła, jak wygląda, ile od prania, ile do wycierania + w głowie po każdym wyrzucie słowo na "k". Steff patrzy na matkę jak na zjawisko nie z tej ziemi, rączki wyświnione jaku świnki zwisają bezwiednie, buzia z zaznaczonym fioletowym uśmiechem wokół ust otwiera się i zamyka raz po raz, oczka wielkości 5zł zachodzą mgłą. Mamilla w końcu przestaje ochrzaniać małego chemika. Kuca i na spokojnie znów zaczyna tym razem lament: - Steff... Ile razy mówiłam że nie można się tak bawić piciem? Dziecko... Mamilla przestaje gadać, bo w tym momencie Gad podchodzi i obejmuje Mamillę z całej siły, lepkie rączki wczepiają się w Mamillową szyję, małe stópki wspinają się na matczyne kolana. Trollson odrywa się od matki, patrzy na zdębiałą staruszkę i rzecze: - Mamo! Ko-chooo... (po Steffowemu "kocham"), i znów smaruje matkę lepkimi ręcami tym razem po rozwrzeszczanej gębie, po czym zeskakuje z histeryczki, pędzi do kuchni i wraca ze ścierką do wytarcia stołu. I kto tu jest dorosły? Mamilla musi nie.
wtorek, 5 maja 2015
Jak dyscyplinowć dziecko...
1. Metoda na szantaż
- Steff układasz jeszcze te puzzle? Pyta niby od niechcenia Mamilla. Nowe puzzle "Tomek i przyjaciele" w wersji XXL warlają się gdzie popadnie.
- Nieee....- odpowiada niespiesznie Steff szarpiąc się z drzwiami witryny.
- Kotku, jak się nie bawisz to sprzątnij puzzle, pozbieraj ładnie do pudełka tak jak były - prosi stara.
Reakcji brak, Steff wyciąga jedna po drugiej książeczki z witryny.
- Steff, słyszysz? Pozbieraj puzzle zanim wyciągniesz kolejną rzecz do zabaw.
- Nie! Wrzeszczy Trollson i w akcie sprzeciwu rozkopuje nogą puzzle po pokoju.
- O nie... Tak się nie będziemy bawić... - Zaczyna Mamilla - Jak nie pozbierasz zaraz puzzli, to ja je zbiorę i wyrzucę do śmieci. Co Ty na to?
Steff stoi i myśli... Podchodzi do puzzli, zbiera wszystkie do kupki. Mamilla się cieszy, szantaż działa. W tym momencie Steff przygarnia do siebie zebrane puzzle i ostentacyjnie wynosi z pokoju, po chwili słuchać klapnięcie drzwi szafki kuchennej. Steff wraca i wymownie patrząc na Mamillę oznajmia "Ooo!" i wraca do książeczek. Mamilla nie wierzy, idzie do kuchni, zagląda po kolei do szafek, znajduje puzzle starannie ułożone na stosie śmieci w koszu. Mamillowa szczena opada na brudną podłogę.
- Steff układasz jeszcze te puzzle? Pyta niby od niechcenia Mamilla. Nowe puzzle "Tomek i przyjaciele" w wersji XXL warlają się gdzie popadnie.
- Nieee....- odpowiada niespiesznie Steff szarpiąc się z drzwiami witryny.
- Kotku, jak się nie bawisz to sprzątnij puzzle, pozbieraj ładnie do pudełka tak jak były - prosi stara.
Reakcji brak, Steff wyciąga jedna po drugiej książeczki z witryny.
- Steff, słyszysz? Pozbieraj puzzle zanim wyciągniesz kolejną rzecz do zabaw.
- Nie! Wrzeszczy Trollson i w akcie sprzeciwu rozkopuje nogą puzzle po pokoju.
- O nie... Tak się nie będziemy bawić... - Zaczyna Mamilla - Jak nie pozbierasz zaraz puzzli, to ja je zbiorę i wyrzucę do śmieci. Co Ty na to?
Steff stoi i myśli... Podchodzi do puzzli, zbiera wszystkie do kupki. Mamilla się cieszy, szantaż działa. W tym momencie Steff przygarnia do siebie zebrane puzzle i ostentacyjnie wynosi z pokoju, po chwili słuchać klapnięcie drzwi szafki kuchennej. Steff wraca i wymownie patrząc na Mamillę oznajmia "Ooo!" i wraca do książeczek. Mamilla nie wierzy, idzie do kuchni, zagląda po kolei do szafek, znajduje puzzle starannie ułożone na stosie śmieci w koszu. Mamillowa szczena opada na brudną podłogę.
wtorek, 28 kwietnia 2015
Kłam Pinokio... Kłam!
Wszyscy wiemy że kłamstwo ma krótkie nogi. Poza tym jakoś to tak niemoralnie okłamywać, czy nawet oszukiwać własne dziecię... Mamilla o tym wie, niestety ale i tak zdarza jej się naginać prawdę ile się da. Bo czyż tonący brzytwy się nie chwyta?
Mijamy super hiper... Już z daleka po oczach biją neony i kolorowe bilbordy. Nie da się ominąć wszystkich super, hiper, sam sram tadam... bo by człowiek do domu nie dojechał przez 2 dni. Steff jak na zawołanie zaczyna lament.
- Mamooo! Tam! Ja!!! Tammm!!! - drze się skrzeka, próbując rozbroić pasy fotelika samochodowego
- Oj Steff... Dziś tam nie jedziemy... - Zaczyna litanię Mamilla
- Błeeee.... Tam!!! Łeeee... - stara się litością wymusić Gad
- Oj dziecko... Dziś już sklep zamknięty... - Łże Mamilla ignorując falę napływających zakupowiczów do jaskini wydatków. Steff niestety nie jest pryszczata na jedno oko i patrzy na starą z niedowierzaniem. W sumie Mamilla jej się nie dziwi bo tylko durny albo ślepy by coś takiego wymyślił. Choć manewr niezamierzony i z góry skazany na porażkę to jakimś cudem skutkuje - Steff zamiera ze zdziwka i tylko lustruje wzrokiem Mamillę.
Stary również zerka na Mamillę w lusterku samochodowym.
- Oj... Pójdziesz Ty do piekła Pinokio, oj pójdziesz... - prawi z przekąsem.
- Ano pójdę... i to jeszcze jako wariatka... - mruczy pod nosem Mamilla.
Jaki z tego morał? A no taki... Że kłamstwo pozwala wyjść z twarzą z pewnych sytuacji... Szczególnie z twarzą człowieka niepoczytalnego.
Mijamy super hiper... Już z daleka po oczach biją neony i kolorowe bilbordy. Nie da się ominąć wszystkich super, hiper, sam sram tadam... bo by człowiek do domu nie dojechał przez 2 dni. Steff jak na zawołanie zaczyna lament.
- Mamooo! Tam! Ja!!! Tammm!!! - drze się skrzeka, próbując rozbroić pasy fotelika samochodowego
- Oj Steff... Dziś tam nie jedziemy... - Zaczyna litanię Mamilla
- Błeeee.... Tam!!! Łeeee... - stara się litością wymusić Gad
- Oj dziecko... Dziś już sklep zamknięty... - Łże Mamilla ignorując falę napływających zakupowiczów do jaskini wydatków. Steff niestety nie jest pryszczata na jedno oko i patrzy na starą z niedowierzaniem. W sumie Mamilla jej się nie dziwi bo tylko durny albo ślepy by coś takiego wymyślił. Choć manewr niezamierzony i z góry skazany na porażkę to jakimś cudem skutkuje - Steff zamiera ze zdziwka i tylko lustruje wzrokiem Mamillę.
Stary również zerka na Mamillę w lusterku samochodowym.
- Oj... Pójdziesz Ty do piekła Pinokio, oj pójdziesz... - prawi z przekąsem.
- Ano pójdę... i to jeszcze jako wariatka... - mruczy pod nosem Mamilla.
Jaki z tego morał? A no taki... Że kłamstwo pozwala wyjść z twarzą z pewnych sytuacji... Szczególnie z twarzą człowieka niepoczytalnego.
sobota, 25 kwietnia 2015
Coś ty Mamillo uchodowała...
"Pieczareczkę na domowym oborniku" - chciałoby się rzec. Steff taka mała pieczareczka, domowy grzybek. Mamilla se uhodowała okaz, nad okazy. Mały, zgrabnym, urodziwy i pyskato-wredno-bystry.
Mamilla udaje się na posiedzenie, chwila powiedziało by się intymności. Jest intymnie ale przy drzwiach otwartych, spróbuj tylko na milimetr je przymknąć a już masz towarzystwo drące papurę pod drzwiami " Mamoooo! To jaaa! Dźwiiii!!! Więc coby uniknąć kompromitacji w oczach sąsiadów, Mamilla drzwi nie zamyka - spokój na 90% gwarantowany. Ale zostaje jeszcze 10% szans że zaraz Gad wpadnie do kibela i będzie węszył.
- Cio to? - Gad dziubie paluchem w czystą podpaskę leżącą obok kibelka.
- Eeee... Mamy pielucha. - Rzecze Mamilla.
- Moja? - Pyta zaskoczona Gadzina.
- Przecie mówię że moja... Ej noooo! Oddawaj choliro!!! - Drze się Mamilla, nie mogąc się rzucić w pogoń, gdyż kostki zgrabnie pętają jej majciory. Podpaska znajduje się 5 min później - wisi niczym trofeum nalepione na lodówce.
- Mamo! O nieee... - Rzecze Gad zastając Mamillę na posiedzeniu. Wpycha się między Mamillę siedzącą na tronie a ścianę i obłapia wiszącą rolkę papieru.
- Weź nie rwij bo czym się matka podetrze? He? Zmarnujesz wszystko... - Steff słucha, analizuje i po chwili ze sterty nadartego papieru urywa skrawek wielkości 1/4listka i podaje matce.
- Yyyy chyba trochę za mało... - Ocenia Mamilla.
- Malo??? O nie, mamo... - Odparowuje zatroskana Steff, i dokłada drugi jeszcze mniejszy skrawek papieru i podaje matce z promiennym uśmiechem.
- OOO! Tak! Mamo! - Kiwa głową z zadowoleniem Gad i pośpiesznie oddala się z resztą papieru.
Mamilla udaje się na posiedzenie, chwila powiedziało by się intymności. Jest intymnie ale przy drzwiach otwartych, spróbuj tylko na milimetr je przymknąć a już masz towarzystwo drące papurę pod drzwiami " Mamoooo! To jaaa! Dźwiiii!!! Więc coby uniknąć kompromitacji w oczach sąsiadów, Mamilla drzwi nie zamyka - spokój na 90% gwarantowany. Ale zostaje jeszcze 10% szans że zaraz Gad wpadnie do kibela i będzie węszył.
- Cio to? - Gad dziubie paluchem w czystą podpaskę leżącą obok kibelka.
- Eeee... Mamy pielucha. - Rzecze Mamilla.
- Moja? - Pyta zaskoczona Gadzina.
- Przecie mówię że moja... Ej noooo! Oddawaj choliro!!! - Drze się Mamilla, nie mogąc się rzucić w pogoń, gdyż kostki zgrabnie pętają jej majciory. Podpaska znajduje się 5 min później - wisi niczym trofeum nalepione na lodówce.
- Mamo! O nieee... - Rzecze Gad zastając Mamillę na posiedzeniu. Wpycha się między Mamillę siedzącą na tronie a ścianę i obłapia wiszącą rolkę papieru.
- Weź nie rwij bo czym się matka podetrze? He? Zmarnujesz wszystko... - Steff słucha, analizuje i po chwili ze sterty nadartego papieru urywa skrawek wielkości 1/4listka i podaje matce.
- Yyyy chyba trochę za mało... - Ocenia Mamilla.
- Malo??? O nie, mamo... - Odparowuje zatroskana Steff, i dokłada drugi jeszcze mniejszy skrawek papieru i podaje matce z promiennym uśmiechem.
- OOO! Tak! Mamo! - Kiwa głową z zadowoleniem Gad i pośpiesznie oddala się z resztą papieru.
piątek, 24 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
Dress? No stress!
Mamilla na dziecku nie oszczędza! Wróć... Nie oszczędza na jego zdrowiu, i potrzebach pierwszych: żarciu często dużo droższym od tego dla całej familii, pieluchach które nie zsypują dupska jak mak bułki, chusteczkach jednych jedynych Lidlowych które nie odparzają i innych cudach które sprawiają że Gad nie boryka się z alergią i wysypkami nadwrażliwego małego człowieka. Mamilla oszczędza na czymś innym. Na ciuchach. Już kiedyś gdzieś u Mamilli przemknął post na blogu apropo uzależnienia od Ciuchlandów i grzebactwa. Dzięki Mamilli Steff dorobiła się mega szafy pękającej w szwach, kupionej za przysłowiowe "grosze". Stroje na różne okazje, zaczynając od zwyczajnych trampek poprzez bluzeczki, sweterki i gaciorki, kończąc na zimowych paltach i wyjściowych kiecach balowych. Steff jak na razie średnio interesuje się modą, często domaga się założenia jakiejkolwiek kiecki żeby kręcić piruety przed tv, czasem tylko wybrzydza nie chcąc założyć tego czy siego ciucha. Czasem po domy śmiga w kaloszach, a na spacer pomknęłaby boso, czy bez gaciorów. No ale nie o tym. Co Mamilla ma z tego że dziecko ubierane w świecie z drugiej ręki zapsztala? Komfort i spokojną głowę, wewnętrzną harmonie i nie do końca wyczyszczony portfel. Żeby nie było to wiadomo, czasem dzieciakowi skapnie coś ze sklepu, ba! i "firmówka" się trafi, wiadomo czasem jest mus, czasem wypada. Zimowe buty ze Smyka do tej pory Mamilla przeżywa jak stonka wykopki, a jak człowiek pomyśli że to na jedną zimę to cierpi podwójnie. No ale, są SH które ratują oszczędnej matce tyłeczek. Mamilla przerobiła już tonę jednorazowych szmatek Steffowych na ścierki do podłogi. Bo to dziecko jadło zupkę, sosik, serek, Kubusia piło... Bo to farbami mazało, flamastrami rysowało, na kupie ptasiej siadło, na trawę się wyrąbało, dziurę w gaciach pilniczkiem wydłubało, rajstopy długopisem ozdabiało, skarpetą stoliczek sobie wytarło, pazury lakierem malowało no i wszystko co w zasięgu pędzelka miało. Wyklejanki robiło a korektę rękawem wprowadzało, zjechało po murku i zrobiło sobie modne dziurawe spodnie, przecier z owoców robiło i ups wytarło łapki o brzuszek. Przykład z dnia minionego. Steff klęknęła na poduszeczkę z tuszem do pieczątek i jadła pomidorową, resztki zupy do tej pory zalegają śladem na fotelu. Ogólne straty znikome, sukieneczka zalana, gaciorki zaplamione, obie sztuki na szmaty. Mamilla żegna takie okazy bez żalu. Jakby miała wyrąbać od ręki kieckę za nomen omen 50zł i gaciorki za drugie tyle, dziecko w krótkim czasie chodziłoby nagie, bo Mamillowy portfel by nie wydolił. A tak? Dress? No stress! Zużyte, wyrzucone, zapomniane. Na szanowanie ciuchów jeszcze przyjdzie czas, na tą chwilę niech dziecko będzie dzieckiem i niech nie czuje lęku przy każdym potknięciu że matka zerwicowana papurę będzie darła.
Ps. Takich szmatek do kurzu i zmywania podłogi, jak te z byłej Steffowej garderoby, nie kupi nigdzie ;)
Ps. Takich szmatek do kurzu i zmywania podłogi, jak te z byłej Steffowej garderoby, nie kupi nigdzie ;)
środa, 15 kwietnia 2015
Oddaje Pani....?
"Myślała Pani żeby oddać małą do przedszkola?" - pada pytanie z ust młodej mamusi, notabene w 6mc kolejnej ciąży. Mamilla duma czy oby to na bank do niej, no ale jednak tak. "Eeee... Oddać? Znaczy zapisać? No ale to za rok, jak już, jak Steff skończy 3 lata". Młoda mamusia wywala oczy. Mamilla czuje się jak jakaś starucha z przedpotopowymi poglądami. "Bo wie Pani, moja za mc kończy 2 latka i już chodzi do przedszkola żeby się przyzwyczaić, tak na godzinkę, dwie... Myślę że jak pójdzie do przedszkola to jej dobrze zrobi, jak ja urodzę to może być dla niej szok, to lepiej jak będzie z innymi dziećmi". Mamilla słucha i rozważa. Ona urodzi drugie dziecko, starsze wyśle do przedszkola, żeby lepiej się poczuło? Eee coś nie ten teges. Młodziutka ciągnie dalej trzepocząc starannie wytuszowanymi rzęsami: "Teraz w sumie na większość dnia mamy nianię, ale przedszkole to chyba lepsze rozwiązanie, oczywiście prywatne bo tam maluchy w pampersach mogą jeszcze uczęszczać no i personel lepszy. No wiadomo niania nie zastąpi... (Mamilla widzi światło w tunelu i w myślach kończy "mamy", ale po chwili jej nadziej gaśnie bo słyszy...) zabawy z rówieśnikami". Mamilla wrzuciała drugi bieg myślenia. Zbiera do kupy wszystko co wywnioskowała z wcześniejszej rozmowy z kobitką. Ona nie pracuje, pracuje mąż. W sumie nie dziwie jej się bo jest w ciąży, z dzieckiem na spacery chodzi ale na większość dnia ma nianię. Jak się maluch urodzi to starsze odstawi do przedszkola bo... Bo właśnie? Nie będzie miała czasu dla siebie? Czy że jak? Łatwiej jej będzie ogarnąć to mniejsze? No bo na pewno nie po to wysyła dziecko do przedszkola żeby zaakceptowało nową sytuację w rodzinie. Mamilla lustruje młodą rozmówczynię, ba! nawet bardzo młodą, a oko niewiele po 20stce, Mamilla przy niej to rozlatujące się pruchno. Makijaż staranny, włosy umyte i uczesane, pomalowane paznokcie, ciuchy dobrane nie przypadkowo. Pod wózkiem gazety plotkarsko-modowe, wózek też z górnej półki. Mamilla tylko potakuje, bo co będzie dziewczynie pipszyć farmazony że ona dziecko ma dla siebie przez 24h na dobę, z przerwami na przyjazdy męża? Że niania w jej sytuacji to fikcja, a przedszkole ma być wstępem do dalszej edukacji i wprowadzenia dzieciaka do społeczeństwa, a nie "luksusową przechowalnią" z opcją zmiany pieluch dla dzieci w wieku 3 lat. Młodziutka mamusia jeszcze chciała coś dopowiedzieć ale w jej torebce zawibrował telefon, kobitka umawia się na wieczór. Mamilla pomyślała wtedy " no tak... Niania to nie głupi pomysł, można w spokoju by było pójść do fryzjera". A tak serio to Mamilla jest zdania że nie po to wydała małe cudo na świat aby ktoś inny je wychowywał i przeżywał z nim wszystkie pierwsze razy, pewne przywileje się jednak należą rodzicom. Pomijamy tu oczywiście sytuacje wyjątkowe, kiedy to oboje rodziców pracuje itd. Ale o tak o? Nic tylko rodzić ;)
niedziela, 12 kwietnia 2015
Piaskownicowe rewelacje...
Piaskownica. Na samą myśl robi się Mamilli słabo. Bo to przygotować się trzeba jak na starcie wojenne, obładować niezbędnikiem każdego grzebacza piaskowego, prowiant zabrać, wodę, nastawić psychicznie na spotkanie innych matek i ich równie rządnych wrażeń dzieciaków, co nasze. Wrażenia z wyprawy są zawsze bezcenne + darmowa pamiątka w postaci pełnych piachu buciorów i sterty szmat do prania, niestety dla niektórych jest to ostatnie pranie.
Szorujemy na plac zabaw. Mamilla pcha trzykołową zawalidrogę gdzie wygodnie obładowana torbami siedzi Steff, a którą to z całym dobrodziejstwem inwentarza z trzeciego piętra zniosła Mamilla ( świadoma że w drugą stronę nie będzie łatwiej). Godzina przedpołudniowa, słońce grzeje w czerep, na placu zabaw dzieciaków jak mrówków. Steff porzuca rower i drze w stronę piachu, taszczy ze sobą torbę plastikowego badziewia. Małe sępy już lustrują Steffowe klamoty, by po tym jak młoda je wywali na piach móc się na nie rzucić, jak oczywiście po chwili się dzieje. Steff drze ryjca "moje! moje!" i wyrywa sępom co się da, ale po chwili odpuszcza i wertuje porzucone w piachu "stare" zabawki przyniesione przez dzieciaki. Czyli zabawa czas start. Staruchowie w roli strażników siedzą na ławkach w okół piaskownicy, rozmowa raczej się nie klei, chyba że na poziomie rodzic - dziecko. Jak zwykle w takich okolicznościach nie może zabraknąć zakał wnoszących na plac zabaw chrupki, i inne cuksy, bynajmniej nie w potrzebie podzielenia się z innymi współtowarzyszami zabaw, czy też takich których rowerki, wózki, hulajnogi, lalki i inne "ważne" sprzęty są nietykalne i już konflikt gotowy. Steff wypatrzyła że na ławce usiadła dziewczynka wiek ok 6 lat (jak nie więcej) i w towarzystwie babci wpiernicza jej ulubione chrupki. No niestety... Stanął mały sęp i z wyciągniętą ręką woła "daj", babcia widocznie czuła na umizgi gada odpala młodej chrupka. Steff uradowana wpierniczyła jednego w całości, zanim Mamilla zdążyła dojrzeć co się święci. "Dziękuję Pani, ale proszę jej nie dawać chrupków". "Oj tylko jednego... Tak prosiła". Se Mamilla myśli " A jasne "daj" to i ja mogę powiedzieć i ciekawe czy byś wyskoczyła z portfela bo bym chciała". I zabiera marudzącego Trollsona od darmowe jadłodajni. Ale Gad nie daje za wygraną i znów odwala zagłodzone dziecko i już ma drugiego chrupka. Mamilla klnie pod nosem i z większym naciskiem tłumaczy babeczce że "Ona nie może jeść chrupków, bo dwa dni nie robiła kupy...". Niestety stary dokarmiacz nie zrażony niczym, dalej kusi Mamillowego sępa, a pikanterii sytuacji dodaje fakt że przyglądają się temu inne matki i ich dzieciaki, a kochana wnusia babuni dalej wżera ostentacyjnie Monstermancze. Nosz w dupsko węża... Bierzesz dzieciaka na plac zabaw żeby się pobawił, a walczysz sama ze sobą aby nerwy Ci nie puściły. Troll w końcu odpuszcza, z ostatnim zdobytym duchem wali do piachu. A tam kolejny cyrk. Jedna z matek zbiera zabawki dziecka. Dzieciak nadmieńmy bawi się w najlepsze. Matka przegrzebuje piach. Łazi bidulka i niczym kura, nogą przegrzebuje centymetr po centymetrze piaskownicową pustynię i jej okolice. Mamilla myśli że musi co zgubiła, albo ma taki trik nerwowy. Ale nie... Z ust biduliki co raz wydobywa się pełne żalu " chyba zgubiła się twoja żyrafka...", " niestety , niema jej...", "musiała gdzieś się zagrzebać...", " naprawdę nie wiem gdzie ona jest...". Mamilla obserwuje całą sytuację. Dzieciak bawi się w najlepsze, jakimś samochodem, ignorując całą sytuację, matka łazi i gada sama do siebie. Kurde.... Wariatka? Ale ona grzebie dalej, tym razem łopatką przekopuje piaskownicę "no niestety, niema... nie będę szukać synu...". Se Mamilla myśli "jak to szukać nie będzie? Przecież przewróciła całą piaskownicę do góry nogami! No wariatka!". Po chwili kobieta odpuszcza, zbiera inne klamoty, w tym czasie jej "synuś" zagrzebuje pieczołowicie w piaskowej czeluści jakąś plastikową filiżaneczkę.
Szorujemy na plac zabaw. Mamilla pcha trzykołową zawalidrogę gdzie wygodnie obładowana torbami siedzi Steff, a którą to z całym dobrodziejstwem inwentarza z trzeciego piętra zniosła Mamilla ( świadoma że w drugą stronę nie będzie łatwiej). Godzina przedpołudniowa, słońce grzeje w czerep, na placu zabaw dzieciaków jak mrówków. Steff porzuca rower i drze w stronę piachu, taszczy ze sobą torbę plastikowego badziewia. Małe sępy już lustrują Steffowe klamoty, by po tym jak młoda je wywali na piach móc się na nie rzucić, jak oczywiście po chwili się dzieje. Steff drze ryjca "moje! moje!" i wyrywa sępom co się da, ale po chwili odpuszcza i wertuje porzucone w piachu "stare" zabawki przyniesione przez dzieciaki. Czyli zabawa czas start. Staruchowie w roli strażników siedzą na ławkach w okół piaskownicy, rozmowa raczej się nie klei, chyba że na poziomie rodzic - dziecko. Jak zwykle w takich okolicznościach nie może zabraknąć zakał wnoszących na plac zabaw chrupki, i inne cuksy, bynajmniej nie w potrzebie podzielenia się z innymi współtowarzyszami zabaw, czy też takich których rowerki, wózki, hulajnogi, lalki i inne "ważne" sprzęty są nietykalne i już konflikt gotowy. Steff wypatrzyła że na ławce usiadła dziewczynka wiek ok 6 lat (jak nie więcej) i w towarzystwie babci wpiernicza jej ulubione chrupki. No niestety... Stanął mały sęp i z wyciągniętą ręką woła "daj", babcia widocznie czuła na umizgi gada odpala młodej chrupka. Steff uradowana wpierniczyła jednego w całości, zanim Mamilla zdążyła dojrzeć co się święci. "Dziękuję Pani, ale proszę jej nie dawać chrupków". "Oj tylko jednego... Tak prosiła". Se Mamilla myśli " A jasne "daj" to i ja mogę powiedzieć i ciekawe czy byś wyskoczyła z portfela bo bym chciała". I zabiera marudzącego Trollsona od darmowe jadłodajni. Ale Gad nie daje za wygraną i znów odwala zagłodzone dziecko i już ma drugiego chrupka. Mamilla klnie pod nosem i z większym naciskiem tłumaczy babeczce że "Ona nie może jeść chrupków, bo dwa dni nie robiła kupy...". Niestety stary dokarmiacz nie zrażony niczym, dalej kusi Mamillowego sępa, a pikanterii sytuacji dodaje fakt że przyglądają się temu inne matki i ich dzieciaki, a kochana wnusia babuni dalej wżera ostentacyjnie Monstermancze. Nosz w dupsko węża... Bierzesz dzieciaka na plac zabaw żeby się pobawił, a walczysz sama ze sobą aby nerwy Ci nie puściły. Troll w końcu odpuszcza, z ostatnim zdobytym duchem wali do piachu. A tam kolejny cyrk. Jedna z matek zbiera zabawki dziecka. Dzieciak nadmieńmy bawi się w najlepsze. Matka przegrzebuje piach. Łazi bidulka i niczym kura, nogą przegrzebuje centymetr po centymetrze piaskownicową pustynię i jej okolice. Mamilla myśli że musi co zgubiła, albo ma taki trik nerwowy. Ale nie... Z ust biduliki co raz wydobywa się pełne żalu " chyba zgubiła się twoja żyrafka...", " niestety , niema jej...", "musiała gdzieś się zagrzebać...", " naprawdę nie wiem gdzie ona jest...". Mamilla obserwuje całą sytuację. Dzieciak bawi się w najlepsze, jakimś samochodem, ignorując całą sytuację, matka łazi i gada sama do siebie. Kurde.... Wariatka? Ale ona grzebie dalej, tym razem łopatką przekopuje piaskownicę "no niestety, niema... nie będę szukać synu...". Se Mamilla myśli "jak to szukać nie będzie? Przecież przewróciła całą piaskownicę do góry nogami! No wariatka!". Po chwili kobieta odpuszcza, zbiera inne klamoty, w tym czasie jej "synuś" zagrzebuje pieczołowicie w piaskowej czeluści jakąś plastikową filiżaneczkę.
czwartek, 9 kwietnia 2015
Steff niejadek...
Jak Mamilla i Stary są mięsożerni i wszystkożerni, ze wskazaniem na słodycze - Stary ze słodyczy najbardziej lubi śledzie, jak sam o sobie mawia, tak Steff odstaje od starych połowicznie. Połowicznie bo Gad jak na Gada przystało zjada mięcho pod każdą postacią. Słodycze okazjonalnie i wybiórczo, niestety Steff kiepski gust ma i gustuje w gumach typu MAMBA i żelkach, najczęściej czerwonych - nie wiem czy to kwestia smaku czy ściągania na siebie wyprysków alergicznych. ZE starym je słone przekąski, uczulający popcorn i niezdrowe chipsy.
Niestety poza wpierniczaniem mięcha Gad Mamillowy mija szerokim łukiem inne szczeble piramidy żywienia, szczególnie leży i kwiczy kwestia owoców i warzyw. Mamilla na głowie staje, mieli, zgniata ukrywa kamufluje... Owoce Steff je tylko w postaci musów z torebek, w innej postaci służą tylko do zabawy. W grę wchodzą również soki owocowe, ba! nawet przecierowe, więc nie jest najgorzej. Niestety z warzywami już nie jest tak wesoło, bo jeśli Gad wyczuje choćby maleńką odrobinkę warzywka, wielkości ziarenka soli, wszystko z buziaka ląduje na blacie stołu. Łyżeczka lub widelec z hukiem wracają do miseczki, Steff kończy posiłek, głośnym " bleee!!!". Reszteczki wyczutego warzywka są dydłubywane skrupulatnie z maleńkiej buzi, maleńkimi paluszkami.
Mamilla się szarpnęła, coby odbić trochę os kanapek na śniadanie, stoi i smaży naleśniki. Może z kamufluje w nich dla Gada trochę marmolady? Gad głodny, bajkę ogląda może w akcie zaćmienia wciągnie Mamillowe wypociny. Mamilla pełna nadziei obok suchego naleśnika kładzie dwa plasterki banana. Steff budzi się z letargu, patrzy na talerz, jedna ręką zabiera naleśnikowy rulonik, drugą bierze delikatnie plasterek banana, wtyka matce w łapsko z głośnym " o nieeee... Ble!". "O ty... A nie może leżeć na talerzu obok? he? - pyta Mamilla. Gad rzecze stanowczo "nie!". Mamilla oddala się do kuchni. Bierze drugiego naleśnika, rozgniata plasterek banana na mus, delikatnie smaruje nim suchelca, zawija w zgrabny rulonik. Sprawdza czy nic nie wypływa, czy nic nie widać, czy nic nie czuć i niesie zawiniątko Pani Wybrednej. Gad łapie naleśniora, długo się w niego wpatruje, ochoczo odgryza kawałek. Żuje, po chwili buźka wykrzywia się z obrzydzeniem, naleśnior z głośnym plaśnięciem wraca na talerz, Steff zwiewa z kanapy i już jest w kuchni gdzie głośnym " o to! mamo!" domaga się soku, aby popić trutkę którą podstępnie chciała jej wcisnąć zła, wyrodna matka. Na dokładkę oprawczyni obrywa spojrzeniem mówiącym " jak mogłaś...". Mamilla łapie trefnego naleśniora ogląda i gryzie... Nosz co za małpiszon, nic nie czuć, naleśnior smakuje jak suchy naleśnior tyle że trochę bardziej wilgotny. Ale nie... mała Pani Gessler wyczuje każde odstępstwo od normy.
Mamilla niczym szpieg z krainy deszczowców, każdy posiłek knuje jak spisek. Jajecznica? Świetnie, można w niej wiele przemycić... W tej dla Steff tylko szynkę. Sosy i przeciery do mięsa i ryb? Super... Steff nie je wtedy nawet polanego taką mixturą mięsa. Makaron? Steff uwielbia makaron, niestety suchy. Zupa krem? Extra, Trollson wrzuca do niego chleb i ledwo wilgotny czym prędzej pałaszuje, Mamilla myśli że jakby mogła to z pewnością by go odsączyła na papierowym ręczniku. Każdy klops, każdy mielony, pulpet, zraz... Jest przez Mamillowego eksperta żywieniowego rozbierany na części pierwsze, dokładnie przeglądany i skrzętnie badany na obecność ciał obcych niepożądanych, wszelkiego rodzaju dodatków niemięsnych w postaci warzyw wszelkiej maści. Wszelkie odstępstwa od reguły Stefikson natychmiast eliminuje z posiłku, ewentualnie w razie większej ilości trutki nie do wydłubania rezygnuje z jedzenia, a zamiennika szuka w kuchennych szafkach. Woli zjeść suchy makaron z zupki chińskiej zachomikowanej przez Starego na wypadek poimprezowej nocy, niż podjąć się spróbowania mięcha nadzianego warzywnymi minami. Czy Steff to niejadek? Nie no skąd... Ona tylko zawsze coś woli, zawsze coś bez warzyw.
Niestety poza wpierniczaniem mięcha Gad Mamillowy mija szerokim łukiem inne szczeble piramidy żywienia, szczególnie leży i kwiczy kwestia owoców i warzyw. Mamilla na głowie staje, mieli, zgniata ukrywa kamufluje... Owoce Steff je tylko w postaci musów z torebek, w innej postaci służą tylko do zabawy. W grę wchodzą również soki owocowe, ba! nawet przecierowe, więc nie jest najgorzej. Niestety z warzywami już nie jest tak wesoło, bo jeśli Gad wyczuje choćby maleńką odrobinkę warzywka, wielkości ziarenka soli, wszystko z buziaka ląduje na blacie stołu. Łyżeczka lub widelec z hukiem wracają do miseczki, Steff kończy posiłek, głośnym " bleee!!!". Reszteczki wyczutego warzywka są dydłubywane skrupulatnie z maleńkiej buzi, maleńkimi paluszkami.
Mamilla się szarpnęła, coby odbić trochę os kanapek na śniadanie, stoi i smaży naleśniki. Może z kamufluje w nich dla Gada trochę marmolady? Gad głodny, bajkę ogląda może w akcie zaćmienia wciągnie Mamillowe wypociny. Mamilla pełna nadziei obok suchego naleśnika kładzie dwa plasterki banana. Steff budzi się z letargu, patrzy na talerz, jedna ręką zabiera naleśnikowy rulonik, drugą bierze delikatnie plasterek banana, wtyka matce w łapsko z głośnym " o nieeee... Ble!". "O ty... A nie może leżeć na talerzu obok? he? - pyta Mamilla. Gad rzecze stanowczo "nie!". Mamilla oddala się do kuchni. Bierze drugiego naleśnika, rozgniata plasterek banana na mus, delikatnie smaruje nim suchelca, zawija w zgrabny rulonik. Sprawdza czy nic nie wypływa, czy nic nie widać, czy nic nie czuć i niesie zawiniątko Pani Wybrednej. Gad łapie naleśniora, długo się w niego wpatruje, ochoczo odgryza kawałek. Żuje, po chwili buźka wykrzywia się z obrzydzeniem, naleśnior z głośnym plaśnięciem wraca na talerz, Steff zwiewa z kanapy i już jest w kuchni gdzie głośnym " o to! mamo!" domaga się soku, aby popić trutkę którą podstępnie chciała jej wcisnąć zła, wyrodna matka. Na dokładkę oprawczyni obrywa spojrzeniem mówiącym " jak mogłaś...". Mamilla łapie trefnego naleśniora ogląda i gryzie... Nosz co za małpiszon, nic nie czuć, naleśnior smakuje jak suchy naleśnior tyle że trochę bardziej wilgotny. Ale nie... mała Pani Gessler wyczuje każde odstępstwo od normy.
Mamilla niczym szpieg z krainy deszczowców, każdy posiłek knuje jak spisek. Jajecznica? Świetnie, można w niej wiele przemycić... W tej dla Steff tylko szynkę. Sosy i przeciery do mięsa i ryb? Super... Steff nie je wtedy nawet polanego taką mixturą mięsa. Makaron? Steff uwielbia makaron, niestety suchy. Zupa krem? Extra, Trollson wrzuca do niego chleb i ledwo wilgotny czym prędzej pałaszuje, Mamilla myśli że jakby mogła to z pewnością by go odsączyła na papierowym ręczniku. Każdy klops, każdy mielony, pulpet, zraz... Jest przez Mamillowego eksperta żywieniowego rozbierany na części pierwsze, dokładnie przeglądany i skrzętnie badany na obecność ciał obcych niepożądanych, wszelkiego rodzaju dodatków niemięsnych w postaci warzyw wszelkiej maści. Wszelkie odstępstwa od reguły Stefikson natychmiast eliminuje z posiłku, ewentualnie w razie większej ilości trutki nie do wydłubania rezygnuje z jedzenia, a zamiennika szuka w kuchennych szafkach. Woli zjeść suchy makaron z zupki chińskiej zachomikowanej przez Starego na wypadek poimprezowej nocy, niż podjąć się spróbowania mięcha nadzianego warzywnymi minami. Czy Steff to niejadek? Nie no skąd... Ona tylko zawsze coś woli, zawsze coś bez warzyw.
czwartek, 2 kwietnia 2015
To tak serio? Bilans 2 latka.
Dobra, bilans 2latka zaliczony. Znaczy Steff zaliczyła bez błędnie wizytę u pediatry. Dzieciak wyszedł na dziecko prima sort, mega posłuszne i extra współpracujące, Mamilla jak zwykle wyszła na debilkę, na dodatek z wytrzeszczonymi oczami.
30min czekania w poczekalni z inną mamuśką i 3letnią "Aguchą" skłania Mamillę do refleksji. Dzieciak zwany "Aguchą" ma lekko znerwicowaną, przewrażliwioną na punkcie wyglądu matkę generała, uciekającego się do wywołania posłuszeństwa szantażem dość niskich lotów "bo wrócimy zaraz do domu" <- przypominamy rzecz się dzieje pod gabinetem lekarskim, w momencie wyczekiwania na szczepienie ( znaczy dziecko na A. Mamillowe nie). Mamilla patrzy na kobitę i wybałuszając oczyska, myśli " no kurde wariatka...". Zza winkla Stary niczym mim odwala przedstawienie, składa dłonie w niby pistolet i udaje że oddaje strzały, po czym salutuje. Mamilla trafiła w 10, pseudonim idealny.
Steff włazi jak małpa na każde krzesło, ale po chwili bierze również ulotkę "dzidziusiową" i z uwagą studiuje obrazki, energicznie je komentując po swojemu. No zachowanie adekwatne dla nudzącego się dzieciaka, zmuszonego do roli oczekującego na niewiadome. Nie wrzeszczy, nie trenuje gimnastyki artystycznej, przemieszcza się i zwiedza, zadaje pytania "ćio to?" i " ktoi to?" - wskazując na towarzyszkę niedoli. Agucha "szaleje", naśladuje Steff we wspinaczkach, co spotyka się z dezaprobatą generała. Ześlizguje się z krzesła, lądując na podłodze raz pupą, raz kolanami. Generał nie wytrzymuje "Agucha, wstań natychmiast! I stój o tu! Spokojnie masz czekać, zaraz Pani doktor Cię osłucha". "Nie chce osłuchać!" - wrzeszczy zdesperowane dziecko. "Jak to nie chcesz? Musi osłuchać Cię i później da Ci zastrzyk". Mamilla myśli, no ok... Nie bajerujemy dziecka, naświetlamy sytuację... Ale czemu nie tłumaczymy? Drzwi gabinetu się otwierają, Agucha znika w paszczy lwa, ciągnięta za rękę przez generała "chodź... Pani doktor jest naprawdę fajna". Steff musi uwierzyła generałowi bo po chwili skomle przy zamkniętych drzwiach "ja, ja!! tam!". Mamilla tłumaczy gadowi że dzieciak wyjdzie, to wejdzie ona. Czas ucieka, Steff przeczytała wszystkie dostępnie w poczekalni ulotki, zza zamkniętych drzwi słychać coraz to żałośniejsze prośby lekarki " to ile masz latek? powiedź... A na paluszkach mi pokażesz? No nie bądź taka...". 15min "błagania" później w końcu Steff wparowuje taranem do gabinetu. Mamilla jeszcze "dzień dobry" nie powiedziała a gad już zabiera się za porzucone przez poprzedniczkę na stoliku puzzle. Mamilla wybałusza oczy, paraliżuje gada wzrokiem, ale Steff robi swoje. Ba! Matka niemal trupem pada gdy na polecenie Pani doktor gad bez zastanowienia podchodzi, i wykonuje to co obca baba każe. Mamilla rozbiera dzieciaka, pielęgniarka zachęca do wejścia na wagę, gad włazi i jeszcze robi powtórkę. Grzecznie staje pod miarką, po czym szybciutko biegnie do mamusi ubrać się. Grzecznie podchodzi na polecenie Pani doktor i bez błędnie pokazuje gdzie ma nos, oczy i uszy. Szczerzy zębiska i wywala na zawołanie jęzor. Wskakuje na leżankę, lekko zniesmaczona że nie może się przykryć papierem na którym leży. Zapytana czy coś ją boli przy badaniu brzuszka, po namyśle odpowiada "nie...". Nie wrzeszczy, nie pyskuje, nie kombinuje... Prowadzona za rączkę grzecznie chodzi z Panią doktor po gabinecie. No anioł nie dziecko, na pewno nie Mamillowe. W nagrodę za ładnie odegrane przedstawienie pod tytułem "Matka znów została debilem", zgarnia pochwały od obu Pań (Jak to ładnie współpracuje, nie to co ta 3 latka... Jak pięknie się słucha, jaka bystra i śliczna), kartkę do kolorowania i naklejkę "dzielny pacjent". Mamilla cieszy się że niema naklejek dla matek, bo ona by dostała zapewne taką z napisem "wystrychnięta na dudka matka". Na "do widzenia" Trollson, układa dziuba w podkówkę i demonstruje swoje niezadowolenie z opuszczenia gabinetu. Wzruszone pielęgniarki lecą na ratunek dziecku nieszczęśliwemu, Steff chwyta jedną z nich za rękę i bez problemu znika za biurkiem rejestracji, gdzie zgarnia od naiwniar kilka dodatkowych naklejek. Zadowolona ze zdobyczy, daje się w końcu ubrać i uroczo machając wszystkim pielęgniarkom w końcu z żalem opuszcza lokal.
Mamilla ostatni raz w przychodni była z gadem pół roku temu na szczepienie, gdzie Trollson nawet nie pisnął przy ukłuciu, i cieszyła się że tyle czasu udało się mijać to miejsce. Steff widocznie ma inne zdanie na ten temat i wolałaby tam bywać częściej.
30min czekania w poczekalni z inną mamuśką i 3letnią "Aguchą" skłania Mamillę do refleksji. Dzieciak zwany "Aguchą" ma lekko znerwicowaną, przewrażliwioną na punkcie wyglądu matkę generała, uciekającego się do wywołania posłuszeństwa szantażem dość niskich lotów "bo wrócimy zaraz do domu" <- przypominamy rzecz się dzieje pod gabinetem lekarskim, w momencie wyczekiwania na szczepienie ( znaczy dziecko na A. Mamillowe nie). Mamilla patrzy na kobitę i wybałuszając oczyska, myśli " no kurde wariatka...". Zza winkla Stary niczym mim odwala przedstawienie, składa dłonie w niby pistolet i udaje że oddaje strzały, po czym salutuje. Mamilla trafiła w 10, pseudonim idealny.
Steff włazi jak małpa na każde krzesło, ale po chwili bierze również ulotkę "dzidziusiową" i z uwagą studiuje obrazki, energicznie je komentując po swojemu. No zachowanie adekwatne dla nudzącego się dzieciaka, zmuszonego do roli oczekującego na niewiadome. Nie wrzeszczy, nie trenuje gimnastyki artystycznej, przemieszcza się i zwiedza, zadaje pytania "ćio to?" i " ktoi to?" - wskazując na towarzyszkę niedoli. Agucha "szaleje", naśladuje Steff we wspinaczkach, co spotyka się z dezaprobatą generała. Ześlizguje się z krzesła, lądując na podłodze raz pupą, raz kolanami. Generał nie wytrzymuje "Agucha, wstań natychmiast! I stój o tu! Spokojnie masz czekać, zaraz Pani doktor Cię osłucha". "Nie chce osłuchać!" - wrzeszczy zdesperowane dziecko. "Jak to nie chcesz? Musi osłuchać Cię i później da Ci zastrzyk". Mamilla myśli, no ok... Nie bajerujemy dziecka, naświetlamy sytuację... Ale czemu nie tłumaczymy? Drzwi gabinetu się otwierają, Agucha znika w paszczy lwa, ciągnięta za rękę przez generała "chodź... Pani doktor jest naprawdę fajna". Steff musi uwierzyła generałowi bo po chwili skomle przy zamkniętych drzwiach "ja, ja!! tam!". Mamilla tłumaczy gadowi że dzieciak wyjdzie, to wejdzie ona. Czas ucieka, Steff przeczytała wszystkie dostępnie w poczekalni ulotki, zza zamkniętych drzwi słychać coraz to żałośniejsze prośby lekarki " to ile masz latek? powiedź... A na paluszkach mi pokażesz? No nie bądź taka...". 15min "błagania" później w końcu Steff wparowuje taranem do gabinetu. Mamilla jeszcze "dzień dobry" nie powiedziała a gad już zabiera się za porzucone przez poprzedniczkę na stoliku puzzle. Mamilla wybałusza oczy, paraliżuje gada wzrokiem, ale Steff robi swoje. Ba! Matka niemal trupem pada gdy na polecenie Pani doktor gad bez zastanowienia podchodzi, i wykonuje to co obca baba każe. Mamilla rozbiera dzieciaka, pielęgniarka zachęca do wejścia na wagę, gad włazi i jeszcze robi powtórkę. Grzecznie staje pod miarką, po czym szybciutko biegnie do mamusi ubrać się. Grzecznie podchodzi na polecenie Pani doktor i bez błędnie pokazuje gdzie ma nos, oczy i uszy. Szczerzy zębiska i wywala na zawołanie jęzor. Wskakuje na leżankę, lekko zniesmaczona że nie może się przykryć papierem na którym leży. Zapytana czy coś ją boli przy badaniu brzuszka, po namyśle odpowiada "nie...". Nie wrzeszczy, nie pyskuje, nie kombinuje... Prowadzona za rączkę grzecznie chodzi z Panią doktor po gabinecie. No anioł nie dziecko, na pewno nie Mamillowe. W nagrodę za ładnie odegrane przedstawienie pod tytułem "Matka znów została debilem", zgarnia pochwały od obu Pań (Jak to ładnie współpracuje, nie to co ta 3 latka... Jak pięknie się słucha, jaka bystra i śliczna), kartkę do kolorowania i naklejkę "dzielny pacjent". Mamilla cieszy się że niema naklejek dla matek, bo ona by dostała zapewne taką z napisem "wystrychnięta na dudka matka". Na "do widzenia" Trollson, układa dziuba w podkówkę i demonstruje swoje niezadowolenie z opuszczenia gabinetu. Wzruszone pielęgniarki lecą na ratunek dziecku nieszczęśliwemu, Steff chwyta jedną z nich za rękę i bez problemu znika za biurkiem rejestracji, gdzie zgarnia od naiwniar kilka dodatkowych naklejek. Zadowolona ze zdobyczy, daje się w końcu ubrać i uroczo machając wszystkim pielęgniarkom w końcu z żalem opuszcza lokal.
Mamilla ostatni raz w przychodni była z gadem pół roku temu na szczepienie, gdzie Trollson nawet nie pisnął przy ukłuciu, i cieszyła się że tyle czasu udało się mijać to miejsce. Steff widocznie ma inne zdanie na ten temat i wolałaby tam bywać częściej.
środa, 25 marca 2015
Drugie urodziny Steff - Part I
Tak tak... Mamilla od jutra g, 20:00 będzie miała w domu oficjalnie 2latkę. Hip hip, hura! Sto lat Mamilli tu śpiewać, a nie małemu terroryście - szatankowi w jednej osobie. W końcu to Mamilla się omęczyła nie? I coby tradycji stało się za dość, brnie w to bagienko dalej...
No więc tak... Mamilla żadnego kindeksralu i innych przyjątek dla rodzinki nie chciała wyprawiać. Powód? Wiadomo kto wszystko będzie musiał zorganizować i po tym posprzątać. A wiadomo kto i co zgarnie w zamian. Ale nie... Stary się czepił, dziecku radochę zrobić. Aha... Jasne... Chyba rodzince okazję do zmoczenia ryjca uczynić, bo niby co najważniejsze? % i tort... Małż pod groźbą focha zarządał wyprawienie młodej urodzin. Mamilla olała sprawę, takie szantaże jej nie biorą, ale jak stary orzekł że tort "zamówi" nie w cukierni a u swojej mamusi, Mamilli ciśnienie się podniosło niebezpiecznie. O nie! Tak to my się bawić nie będziemy. Mamilla sama tor upiecze! I "upiekła". Znaczy posklejała z półproduktów, bo niczego tak się nie lęka jak pieczenia biszkopta. Efekty poniżej... Statystyki zachorowań po spożyciu, w poście "Part II".
Tak więc, Mamilla spędził urocze popołudnie (przedpołudnie to tragedia w terenie, czyt. 3 na 2 czyli zakupy w trójkę w dwóch sklepach) na sklejaniu pseudo tortu, porządkowaniu lodówki (czyt. jak ugościć i nie przepłacić jak trza będzie wywalić niezjedzone resztki), ogarnianiu niedociągnięć poremontowych w mieszkaniu ( zmywanie farby z oklein podłogowych, szorowanie zasyfionych kafelków w łazience), usuwaniu bieżącego syfu ogólnego ( Steffowe zabawki, ślady łap na wszystkim co tylko możliwe, zdrapywanie żarcia z podłogi i ścian). Mamilla bawiła się przednie, przy zajęciach iście relaksujących, stary dopomagał jak mógł - czyli był nieobecny, plusem była również nieobecność Steff - podrzucenie do dziadków. I co z tego? I gówno! Stary wrócił. Na środek korytarza pierdyknął zabłocony Steffowy rowerek, zdejmując buty łapę odbił na lustrze. Steff wniosła wiaderko z zabawkami z piachu, wróć... z piachem, i wywaliła je na środek przedpokoju. Stary udał się dokuchni, rzucił okiem na Mamillowe wypociny i oświecony światłem z lodówy, mądrze stwierdził że ta tasiemka to pewnie dla tego żeby ciastka nie odpadły, po czym zawalił miskę popcornu sprzed 2 dni stojącą do wyrzucenia i okruchami uraczył wypucowaną tapicerkę fotela. Wyciągnąwszy kopyta przed tv, coby Mamillę wspomóc w przygotowywaniu michy pod % na jutrzejszy wieczór, małż ukochany uradził żeby " no wiesz... ale jutro to za bardzo nic nie szykuj, jakąś obiadokolację i starczy...". A miał być tylko tort, bez oficjalnych fanfar, bo w sobotę powtórka z rozrywki! Bo się ludzi na raz do Mamillowej chaty nie zmieszczą! Ale co to dla Mamilli przy takim wsparciu. Dwa torty to pryszcz, więc co tam, jeszcze jakieś coś extra Mamilla przygotuje, może salto do tyłu z podskokiem przy wyskoku? A z tortu wyskoczy króliczek!
Dobrze że Steff jak aniołek, wymęczona hasaniem po wsiowych kupach kurzych i siedzeniu w psiej budzie, padła zaraz po przebraniu w piżamkę, bo pewnie jeszcze o tej porze Mamilla by darła podłogę z brudu, a odkurzacz krztusiłby się z przepracowania, tyle co on nawciąga jutro to żaden narkoman nie wwącha przez całe życie. Ale czego nie robi się dla dziecka? Zapewne na pytanie "Steffi ile masz już lat? " Młoda i tak walnie wszechobecne i lubiane " tsi!". Wrażenia bezcenne, nerwy zszargane.
Ps. Właśnie Mamilla uświadomiła sobie że nie posiada w domu żadnych narzędzi do podpalenia świeczki na torcie... Nawet kuchenka w Mamillowej chacie jest na prąd.
Ps 2. Mamilla dostała rachunek za prąd, myślicie że da się zwrócić żarcie do spożywczaka? Mamilla bardziej potrzebuje prądu niż zapasu masła...
No więc tak... Mamilla żadnego kindeksralu i innych przyjątek dla rodzinki nie chciała wyprawiać. Powód? Wiadomo kto wszystko będzie musiał zorganizować i po tym posprzątać. A wiadomo kto i co zgarnie w zamian. Ale nie... Stary się czepił, dziecku radochę zrobić. Aha... Jasne... Chyba rodzince okazję do zmoczenia ryjca uczynić, bo niby co najważniejsze? % i tort... Małż pod groźbą focha zarządał wyprawienie młodej urodzin. Mamilla olała sprawę, takie szantaże jej nie biorą, ale jak stary orzekł że tort "zamówi" nie w cukierni a u swojej mamusi, Mamilli ciśnienie się podniosło niebezpiecznie. O nie! Tak to my się bawić nie będziemy. Mamilla sama tor upiecze! I "upiekła". Znaczy posklejała z półproduktów, bo niczego tak się nie lęka jak pieczenia biszkopta. Efekty poniżej... Statystyki zachorowań po spożyciu, w poście "Part II".
Tak więc, Mamilla spędził urocze popołudnie (przedpołudnie to tragedia w terenie, czyt. 3 na 2 czyli zakupy w trójkę w dwóch sklepach) na sklejaniu pseudo tortu, porządkowaniu lodówki (czyt. jak ugościć i nie przepłacić jak trza będzie wywalić niezjedzone resztki), ogarnianiu niedociągnięć poremontowych w mieszkaniu ( zmywanie farby z oklein podłogowych, szorowanie zasyfionych kafelków w łazience), usuwaniu bieżącego syfu ogólnego ( Steffowe zabawki, ślady łap na wszystkim co tylko możliwe, zdrapywanie żarcia z podłogi i ścian). Mamilla bawiła się przednie, przy zajęciach iście relaksujących, stary dopomagał jak mógł - czyli był nieobecny, plusem była również nieobecność Steff - podrzucenie do dziadków. I co z tego? I gówno! Stary wrócił. Na środek korytarza pierdyknął zabłocony Steffowy rowerek, zdejmując buty łapę odbił na lustrze. Steff wniosła wiaderko z zabawkami z piachu, wróć... z piachem, i wywaliła je na środek przedpokoju. Stary udał się dokuchni, rzucił okiem na Mamillowe wypociny i oświecony światłem z lodówy, mądrze stwierdził że ta tasiemka to pewnie dla tego żeby ciastka nie odpadły, po czym zawalił miskę popcornu sprzed 2 dni stojącą do wyrzucenia i okruchami uraczył wypucowaną tapicerkę fotela. Wyciągnąwszy kopyta przed tv, coby Mamillę wspomóc w przygotowywaniu michy pod % na jutrzejszy wieczór, małż ukochany uradził żeby " no wiesz... ale jutro to za bardzo nic nie szykuj, jakąś obiadokolację i starczy...". A miał być tylko tort, bez oficjalnych fanfar, bo w sobotę powtórka z rozrywki! Bo się ludzi na raz do Mamillowej chaty nie zmieszczą! Ale co to dla Mamilli przy takim wsparciu. Dwa torty to pryszcz, więc co tam, jeszcze jakieś coś extra Mamilla przygotuje, może salto do tyłu z podskokiem przy wyskoku? A z tortu wyskoczy króliczek!
Dobrze że Steff jak aniołek, wymęczona hasaniem po wsiowych kupach kurzych i siedzeniu w psiej budzie, padła zaraz po przebraniu w piżamkę, bo pewnie jeszcze o tej porze Mamilla by darła podłogę z brudu, a odkurzacz krztusiłby się z przepracowania, tyle co on nawciąga jutro to żaden narkoman nie wwącha przez całe życie. Ale czego nie robi się dla dziecka? Zapewne na pytanie "Steffi ile masz już lat? " Młoda i tak walnie wszechobecne i lubiane " tsi!". Wrażenia bezcenne, nerwy zszargane.
Ps. Właśnie Mamilla uświadomiła sobie że nie posiada w domu żadnych narzędzi do podpalenia świeczki na torcie... Nawet kuchenka w Mamillowej chacie jest na prąd.
Ps 2. Mamilla dostała rachunek za prąd, myślicie że da się zwrócić żarcie do spożywczaka? Mamilla bardziej potrzebuje prądu niż zapasu masła...
poniedziałek, 16 marca 2015
Nagroda i kara...
Steff drańskim dzieckiem jest. Wrednym po matce, a matka po babce a jak. Głuchota u dziecka Mamillowego przyszła z czasem, z czasem kiedy Mamilla naumiała się mówić "nie" na niektóre zachcianki i poczynania dziecięcia swego prawie 2 letniego. Steff olewa Mamillę, śmieje jej się w twarz, konfrontacja doprowadza do tego że Trollson małymi łapkami zatyka sobie uszy i nuci "la la laaa". Stary nie strzępi jęzora, w sumie pogadanki to konik Mamillowy jak i zrzędzenie, oraz siadanie na ambicji o czym sam się przekonał nie raz. Stary działa. Działa jak działa... Jak komornik, zabiera na poczet długu "dobrego zachowania". Wprowadził system kary i nagrody, tej drugiej na razie niema bo niema ku temu powodów. Więc na razie Steff jest karana. Za każde " niewłaściwe użytkowanie sprzętów zabawkarskich" stary rekwiruje daną "niewłaściwie użytkowaną rzecz". Ponieważ u Mamilli na chacie miejsca nie wiele, minusem stało się też nieposiadanie piwnicy i strychu, oraz mały balkon o przepełnionej jednej szafie nie wspominając. Stary więc rekwiruje i kombinuje.
Młoda wlazła na kierownicę jeździka, ćwiczy sztuczki rodem z cyrku Zalewskich. Ostrzeżenie jedno, drugie... Jeździk za sprawą magicznych mocy małża Mamillowego zaparkował na 2 noce na balkonie. Steff wspina się na mały plastikowy domek strażacki ( ot, taki Mamillowy pomysł na domek dla lalek prosto ze szmateksu ), balansuje gadzina na krawędzi plastikowej zawalidrogi, sięga na szafki, bach... Remizja ląduje na szczycie regału. Krzyk, lament, przez całe 5 min. Ponieważ Steff ma od dziada, wszelkiego badziewia i czego tam dusza małego kombinatora by zapragnęła, metoda " na komornika" zdała egzamin na krótką metę, właśnie z braku miejsca, a i za dużego arsenału Steffowych zabawiaczy. Mamilla ma już na lodówce naturalnej wielkości kucyka, słonia-bujak na szafce kuchennej, remizję na regale zaraz obok plastikowego krzesełka (niestety nie dało rady już tam wcisnąć zielonego stolika), w sypialni na półce stację kolejową wraz z torami i mini plac zabaw dla kuleczek, na balkonie stoi rowerek, sanki oraz jeździk... W szafie warlają się piłki wszelakiej maści, oraz przykrywki od plastikowych pojemników na zabawki. W kuchni pod narożnikiem ukrywa się spacerówka dla lalek, po tym jak Steff wciągała ją na kanapę i próbowała w nim siadać, wcześniej tej samej sztuczki próbowała na kuchennym stole, Mamilla ledwo wytrzymała pod wpływem wrażeń - zawał serca był blisko... A w skrytce owego narożnika kryje się pianinko świnki Peppy - pewnie każda z mam przerabiała temat, iście irytująco, wkuwiających grająco-pierdzących zabawków w typie FP - są super, jak chcesz ukarać sąsiadów za złe zachowanie nocne.
Jak na razie wyżej wymienione ograniczenia metrażowe zmuszają Mamillę i Starego do poszukiwania innej metody dyscyplinowania Steff... A Wy drogie czytelniczki Mamillowych wypocin? Jakie macie metody na grzeczność dzieci swych?
Młoda wlazła na kierownicę jeździka, ćwiczy sztuczki rodem z cyrku Zalewskich. Ostrzeżenie jedno, drugie... Jeździk za sprawą magicznych mocy małża Mamillowego zaparkował na 2 noce na balkonie. Steff wspina się na mały plastikowy domek strażacki ( ot, taki Mamillowy pomysł na domek dla lalek prosto ze szmateksu ), balansuje gadzina na krawędzi plastikowej zawalidrogi, sięga na szafki, bach... Remizja ląduje na szczycie regału. Krzyk, lament, przez całe 5 min. Ponieważ Steff ma od dziada, wszelkiego badziewia i czego tam dusza małego kombinatora by zapragnęła, metoda " na komornika" zdała egzamin na krótką metę, właśnie z braku miejsca, a i za dużego arsenału Steffowych zabawiaczy. Mamilla ma już na lodówce naturalnej wielkości kucyka, słonia-bujak na szafce kuchennej, remizję na regale zaraz obok plastikowego krzesełka (niestety nie dało rady już tam wcisnąć zielonego stolika), w sypialni na półce stację kolejową wraz z torami i mini plac zabaw dla kuleczek, na balkonie stoi rowerek, sanki oraz jeździk... W szafie warlają się piłki wszelakiej maści, oraz przykrywki od plastikowych pojemników na zabawki. W kuchni pod narożnikiem ukrywa się spacerówka dla lalek, po tym jak Steff wciągała ją na kanapę i próbowała w nim siadać, wcześniej tej samej sztuczki próbowała na kuchennym stole, Mamilla ledwo wytrzymała pod wpływem wrażeń - zawał serca był blisko... A w skrytce owego narożnika kryje się pianinko świnki Peppy - pewnie każda z mam przerabiała temat, iście irytująco, wkuwiających grająco-pierdzących zabawków w typie FP - są super, jak chcesz ukarać sąsiadów za złe zachowanie nocne.
Jak na razie wyżej wymienione ograniczenia metrażowe zmuszają Mamillę i Starego do poszukiwania innej metody dyscyplinowania Steff... A Wy drogie czytelniczki Mamillowych wypocin? Jakie macie metody na grzeczność dzieci swych?
środa, 11 marca 2015
Jak to Mamilla skalpela ćwiczyła...
Późne wieczory to czas kiedy dzieciak przeważnie już dawno śpi, a rodzić może poszaleć. Przeważnie te szaleństwa kończą się z dupską na kanapie i pilotem w ręce ot takie małe wariactwo... Ale czasem przychodzą chwile refleksji. Mamilla należy do tych stworzeń co to siedzenie po nocy mają we krwii, niestety Steff Mamillowych upodobań do nadrabiania nocnych szaleństw, porannym leniuchowaniem nie podziela. No ale.... Przychodzi wieczór, Mamilla kmini. Naoglądała się durna babina jakiś metamorfoz i innych cudów niewidów jak to z poczwarnej, kanapowiej matki-bestii zrobić pięknego i zgrabnego lachona. BA! Nawet Mamilla otarła się o myśl coby się zapisać na jakiś areobik albo inną zumbę. Ale nie... po co? Mamilla sama potrafi. Ale nie dziś, dziś już... ups g. 1:00 czas się zatoczyć do łóżka. Ok, od jutra. Mamilla może poszuka, może poczyta, może jednak przekona się do tej Trzewkowej czy innej takiej, co to za sprawą niejakiego skalpela odmienia życia potworów kanapowych w całej Polsce? O tak... Już Mamilla śni o nowej figurze i ochach i achach... Odmłodzeniu i wyprostowaniu tego i tamtego. Ba! Może nawet wstanie wraz z małym potworkiem skoro świt? Wciągnie do wspólnego ćwiczenia Steff? O tak! Cudnie! Mamilla i córa...
7:00
-Mamooo!!! Mamooo!!!
-Bosh... Steff, weź sobie otwórz łóżeczko i wyjdź... Ja śpię...
7:15
-Mamooo... Baja!
- Ehe... Ja śpię dziecko, właź i dawaj komórę. Pingu jest ok?
- Taaa...
- Kładź się obok. Mama śpi jeszcze...
8:00
-Mamoooo!!!
W Mamillowej głowie tupią dwie maleńkie nóżki, niestety nie w głowie a po głowie bo właśnie, coś włazi jej na głowę.
- Steff! No co ty? Skąd masz mambę? O nie... Na śniadanie nie je się mamby. Dawaj!
-Łeeeee Nieee!!! Łeeeee...
- Idimy na śniadanie, dawaj skarpety...
Tak Mamilla poszła na śniadanie, dziecię nakarmiła, kawę zrobiła, o sobie zapomniała, kawa wyzimniała. Bowiem na Mamillę z kuchennego zlewu kiwał paluchem tłustym stos garów niemytych, a odmaczających się dzień trzeci. No nic... Trza zmyć, bowiem talerzy brak, a zlew się zapycha od odmaczanych zwłok obiadowych. Mamilla pozmywała, przy okazji pościerała blaty, zmiotła podłogę, wywlekła do prania dywaniki, opróżniła lodówkę z żarcia zmieniającego samoistnie kolor i zapach. Raptem chęć gotowania obiadu Mamillę dopadła, ok, dziś zdrowo cebulowa, coby dziecko odżywić i zgodnie z zamiarem poćwiczenia się jakoś dostosować do przyszłej diety. Ciach ciach, zupa zrobiona, grzaneczki podpieczone. Z zamiarem chwilowej wizyty na tronie Mamilla powlekła się do łazienki, zahaczyła o sypialnię pościele pościągała, w łazience namoczyła ciuchy do odplamienia, załadowała pralkę i... Stop. Pranie później, Mamilla przypomniała sobie że paczkę na na poczcie do odbioru, siłą ciągnie małego Trolla na pocztę, z domu wyjść nie chce ale i później wrócić nie bardzo. Ot taka przekorność. Wyjątkowo Steff na drzemkę po spacerze się udawszy dała Mamilli czas na relaks. Mamilla nie myśląc wiele, przecie się narobiła, do kuchni się udała... W szafce cuksy wygrzebała i przy trzecim pomyślała o skalpelu. Hm... No jak to tak ? Popołudniu? Ćwiczenia? Nawet nie miała czasu poszukać, poczytać.... Zobaczyć... Tyle spraw... Trzeba odpocząć, pomyśleć, zaplanować. No to może kawka i cuks, ok ostatni, do tego szukania. Poza tym co to dziś Mamilla nie ćwiczyła? Na 3 piętro Mamilla z siatami śmigała, Steff taszczyła, zamiatała i zmywała, pranie rozwieszała, zabawki sprzątała i inne "ćwiczenia" robiła. Skalpel zaliczyła.... No może nożyk.
7:00
-Mamooo!!! Mamooo!!!
-Bosh... Steff, weź sobie otwórz łóżeczko i wyjdź... Ja śpię...
7:15
-Mamooo... Baja!
- Ehe... Ja śpię dziecko, właź i dawaj komórę. Pingu jest ok?
- Taaa...
- Kładź się obok. Mama śpi jeszcze...
8:00
-Mamoooo!!!
W Mamillowej głowie tupią dwie maleńkie nóżki, niestety nie w głowie a po głowie bo właśnie, coś włazi jej na głowę.
- Steff! No co ty? Skąd masz mambę? O nie... Na śniadanie nie je się mamby. Dawaj!
-Łeeeee Nieee!!! Łeeeee...
- Idimy na śniadanie, dawaj skarpety...
Tak Mamilla poszła na śniadanie, dziecię nakarmiła, kawę zrobiła, o sobie zapomniała, kawa wyzimniała. Bowiem na Mamillę z kuchennego zlewu kiwał paluchem tłustym stos garów niemytych, a odmaczających się dzień trzeci. No nic... Trza zmyć, bowiem talerzy brak, a zlew się zapycha od odmaczanych zwłok obiadowych. Mamilla pozmywała, przy okazji pościerała blaty, zmiotła podłogę, wywlekła do prania dywaniki, opróżniła lodówkę z żarcia zmieniającego samoistnie kolor i zapach. Raptem chęć gotowania obiadu Mamillę dopadła, ok, dziś zdrowo cebulowa, coby dziecko odżywić i zgodnie z zamiarem poćwiczenia się jakoś dostosować do przyszłej diety. Ciach ciach, zupa zrobiona, grzaneczki podpieczone. Z zamiarem chwilowej wizyty na tronie Mamilla powlekła się do łazienki, zahaczyła o sypialnię pościele pościągała, w łazience namoczyła ciuchy do odplamienia, załadowała pralkę i... Stop. Pranie później, Mamilla przypomniała sobie że paczkę na na poczcie do odbioru, siłą ciągnie małego Trolla na pocztę, z domu wyjść nie chce ale i później wrócić nie bardzo. Ot taka przekorność. Wyjątkowo Steff na drzemkę po spacerze się udawszy dała Mamilli czas na relaks. Mamilla nie myśląc wiele, przecie się narobiła, do kuchni się udała... W szafce cuksy wygrzebała i przy trzecim pomyślała o skalpelu. Hm... No jak to tak ? Popołudniu? Ćwiczenia? Nawet nie miała czasu poszukać, poczytać.... Zobaczyć... Tyle spraw... Trzeba odpocząć, pomyśleć, zaplanować. No to może kawka i cuks, ok ostatni, do tego szukania. Poza tym co to dziś Mamilla nie ćwiczyła? Na 3 piętro Mamilla z siatami śmigała, Steff taszczyła, zamiatała i zmywała, pranie rozwieszała, zabawki sprzątała i inne "ćwiczenia" robiła. Skalpel zaliczyła.... No może nożyk.
czwartek, 5 marca 2015
Bunt - srunt... Nast to nie tyka...
A i dupka... Zbita i blada. Bunt 2 latka? Co to niby jest? Ha ha! Śmiała się Mamilla.... I skończyła, mina jej zrzedła, powaga zagościła na ryjcu Mamillowym. Steff nigdy aniołkiem nie była, chociaż czasem jej się udało stworzyć takowe pozory.
Jak ostatnio pogoda zmienna, wiadomo w marcu jak w garncu, tak i Steff sieje postrach swym humorem. Strach cokolwiek proponować, cokolwiek zrobić... Krzyk, wrzask i terror. Steff przechodzi bunt... Nie od dziś, nie od wczoraj... Proces destrukcjo Mamillowych nerwów trwa i trwa... Trollson żąda, wymaga, chce i musi! Teraz i już! Czasem mama jest "bleee...", czasem tata, albo baba. Innym razem wszyscy są "blee!".
Gdy Twoje dziecko kładzie się na ziemi w miejscu publicznym, to wiedz że nie słucha płyt chodnikowych. Gdy Twoje dziecko wyje niczym wyjec nocny, tudzież inny wilk wyleniały, lejąc przy tym krokodyle łzy, no czasem nawet i mokre, to nie nawołuje do rozejmu reszty małych terrorystów, ale wymusza! Wymusza posłuszeństwo rodzica, wymusza zachciankę, wymusza COŚ. Coś to straszna rzecz... Zabawka, słodycz, plac zabaw.... Wszystko to co do tej pory było poza zasięgiem wzroku czy łapsk dziecięcia Twego. Teraz mały terrorysta wie skąd się biorą słodycze i zabawki. Z jadącego auta paluchem pokazuje na wesołego robala, lśniącego na dachu budynku i krzyczy "to! tam!". Wprowadzone do sklepu, ekspresowo wyłapuje "coś", a jak już dorwie w łapska upatrzone "coś"to spitala ile sił w nogach, nie koniecznie do kasy aby zapłacić. Złapany złodziejaszek, łatwo nie puszcza zdobyczy. Próba pertraktacji kończy się fiaskiem. Krzyk i płacz wypełnia sklepowe alejki. Zalega cisza przerywana spazmami wrzasku 2 latka. Bardziej od bólu uszu bolą Mamillowe plecy, dźgane milionami zabójczych zniewieściałych spojrzeń. Steff po wyfroterowaniu sklepowej posadzki zostaje na siłę wyprowadzona z sali tortur, niestety z wypatrzoną zdobyczą. Wyrzuty sumienia i łatka " wyrodnej matki" dołączyły do przyniesionych do domu zakupów. Że o Trollu niesionym na 3cie piętro pod pachą, Mamilla nie wspomni.
Ot tak wygląda u Mamill bunt niespełna 2 letniej Stefy. Poza tym, dochodzi do tego negowanie wybranej garderoby na dany dzień "nie! Bleee!!!". Domaganie się na dzień dobry słodyczy " zele! zela! zela! moje" (żelki), czy niesłuchanie poprzez zatykanie uszu paluchami i nucenie pod nosem. O oszukiwaniu nie wspominając... Kto rozwalił te puzzle? "mama... ha haha!" albo "ja, nieee!". Ehem... Jest wesoło... Będzie jeszcze weselej, bo Steff szlifuje język. Słówko ostatniego tygodnia brzmi "budy!" - co znaczy "do budy!", nie koniecznie kierowane do wsiowego psa podwórkowego...
poniedziałek, 16 lutego 2015
Społeczne wychowanie dziecka...
Mamilla zmotywowana wydarzeniami ostatnich dni, postanawia podjąć temat bardzo ważny i jakże dosłownie nękający matki wszelakie.
Pamiętacie taką piosenkę, pewnej zwariowanej ( by nie powiedzieć zidiociałej) kobity w ciulach? Leciało to tak... "Wszystkie dzieci nasze są! Basia, Michael, Małgosia, John...". Tak zapewne pod nosem wyśpiewują stare dewoty osiedlowe, które umoralniają nie jedną świeżo upieczoną matkę, jak nie serwując jej łatkę ciamajdy która nie potrafi dziecka uspokoić "A co on tak płacze maleńki?", to za wszelką cenę chcąc odciążyć matki i trud wychowania pociech wkraczających w trudny wiek buntu 2, 3 czy 10latka, pomagają jak mogą... Głównie strasząc niedokońca świadome złego zachowania latorośle. Nie raz i nie dwa Mamilla słyszała texty kierowane do uszu obcych szkrabów "Chłopczyku! Bądź grzeczny, bo jak nie to Cię zabierze Baba Jaga...", "Hej dziewczynko! Słuchaj się mamy bo Cię zabierze zły Pan!". To te kobity, biedne starowinki, wycieńczone wychowaniem swych dzieci i wnuków, pomagają Tobie matko wychować dziecko Twe w przekonaniu iż świat jest pełen złych Pań i Panów, albo innych stworzeń, gotowych w każdej chwili porwać dziecko od matki.
No cóż... Dla starego nic strasznego. Dla małego, koniec świata.
Mamilla zabiera Steff na przechadzkę wieczorową porą. Trollson przebimbał 3h drzemy, jak nigdy,a Mamilla ma sprawunki. Za 5 dwunasta wali na pocztę - tzn przed samym zamknięciem. Ufff Mamilla się wyrobiła, Trollson się rozbrykał i choć piździ jak nigdy i pora już nie spacerowa ani myśli o powrocie do ciepłej chaty. Mamilla w swoja stronę dziecko w swoją. Mamilla umoralnia "Steff, tu za rękę się przechodzi bo ulica, samochody jeżdżą a Ciebie mało co widać". Steff ostentacyjnie wyrywa łapsko zostawiając w matczynej ręce jedynie rękawiczkę i wali przed siebie. Nagle za Mamillowymi plecami rozlega się skrzekliwy, ledwo słyszalny głos "Nie chcesz iść z mamą? To choć do mnie, ja lubię takie małe dzieci..." Mamilla na wzór Steff udaje że ogłuchła. Strach na trzech nogach oddala sią waląc kijasem o oblodzony chodnik. Mamilla dyskretnie zerka czy obiekt zniknął w pola widzenia i szybkim ruchem zgarnia kuszącą "przekąskę" pod pachę i wali na chatę.
Innego dnia, zwiastującego lawiną błocka zbliżającą się wiosnę Mamilla zabrała Trolla na przechadzkę. Słońce wali w ślipia, Mamilla z Trollsonem przemierzają osiedle mijając większe kałuże i inne atrakcje. Fajnie jest... 20min stania pod schodami, czekając aż dziecko zakończy maraton wspinaczkowy oraz wizyta w krainie wiecznej rozpusty - znaczy na placu zabaw w czasie roztopów, lekko zmęczyły Mamillę. W brzucholu starej jeździ. Młoda ni myśli wracać, ni Peppa ni obiad ni zabawki ni co, nie są w stanie oderwać Steff od grzebania w jeszcze przywianym śniegiem piachu. Prośba, groźba, przekupstwo, nagroda i zachęta... - żadna ze znanych Mamilli metod nakłaniania dziecięcia do współpracy nie dają rezultatów. Plac opustoszał, widocznie inne matki mają lepszy dar przekonywania. Z obawy przed ewentualnym odmrożeniem łap przez Trolla, Mamilla decyduje się na metody drastyczne. Bierze Grzyba pod pachę i lota z placu zabaw. Niestety Steff twarda zawodniczka, krzykiem i piskiem pokazuje swoje niezadowolenie. Wymachy kopytkami oblanymi błotem dopadają Mamillę, niestety na równi ze wzrokiem przechodniów. W połowie drogi Mamilla puszcza Trolla, pokonały ją opadające z tyłka gacie. Zapłakany Troll korzystając z okazji daje nogę. Mamilla ostatkiem sił " Choć do mnie! Bo idę sama do domu!". I naraz Mamilla słyszy " Choć z nami! Nam brakuje takich dzieci do zabawy!". Mamilla nie wierzy, już kolejna ciocia dobra rada przyszła jej z pomocą w trudnej sytuacji. Mamilla udaje że nie słyszała, Steff widocznie naprawdę nie słyszała, bo jak stała w miejscu tak biegusiem udaje się na wcześniej zmordowane wspinaczką schody. I w tej chwili Mamilla słyszy " Wróć się!!!" - drze się stara raszpla. O nie... Tego dla Mamilli za wiele. Pędem leci za Steff i dopadającą ją u szczytu schodów babą. Babsztyl już Mamillowe dziecko za łapkę trzyma i rzecze "To jak? Idziesz ze mną? Nie oddam Cię mamie..." Jak Mamilla nie ryknie "Co Pani mi tu dziecko straszy??? Żeby mi po nocy wstawało z krzykiem?! Zdurniała Pani?!" Mamilla już ma epitety na końcu języka, ale lekko zdezorientowana obecnością obcego Steff zaczyna wyć. Mamilla gryzie się w język i porywa na ręce przestraszone dziecię, klnąć pod nosem.
Za Chiny Ludowe Mamilla nie wie skąd w obcych ludziach taki zapał i drzemiący obowiązek wkładu swoich 3 groszy w wychowanie obcych dzieci. Czy każda matka z płaczącym maluchem to zaraz jakaś nie dojda której trzeba pomóc, dając dobrą radę? Czy każdy buntujący się maluch jest efektem bezstresowego wychowania jakiegoś rodzica patałacha, któremu nie chce się poświęcić czasu dziecku? Czy to trzeba tak w imię dobra ogółu wpierniczać się między wódkę a zakąskę? I rodzicom dodatkowej pracy przysparzać przy nocnym moczeniu i krzykach przez sen? Nie no teraz już Mamilla lekko dramatyzuje... Ale na pewno dla takiego malucha spotkanie z "zabierającą Panią" nie jest niczym miłym. A nowe słówko "boje" właśnie do słownika Steff dołączyło.
Ps. Niech się babeczki wezmą za umoralnianie młodzieży tej co to z pieśnią o jakiś pojazdach i innych Paniach lekkich obyczajów o 3ciej w nocy przemierza osiedle, ło!
Pamiętacie taką piosenkę, pewnej zwariowanej ( by nie powiedzieć zidiociałej) kobity w ciulach? Leciało to tak... "Wszystkie dzieci nasze są! Basia, Michael, Małgosia, John...". Tak zapewne pod nosem wyśpiewują stare dewoty osiedlowe, które umoralniają nie jedną świeżo upieczoną matkę, jak nie serwując jej łatkę ciamajdy która nie potrafi dziecka uspokoić "A co on tak płacze maleńki?", to za wszelką cenę chcąc odciążyć matki i trud wychowania pociech wkraczających w trudny wiek buntu 2, 3 czy 10latka, pomagają jak mogą... Głównie strasząc niedokońca świadome złego zachowania latorośle. Nie raz i nie dwa Mamilla słyszała texty kierowane do uszu obcych szkrabów "Chłopczyku! Bądź grzeczny, bo jak nie to Cię zabierze Baba Jaga...", "Hej dziewczynko! Słuchaj się mamy bo Cię zabierze zły Pan!". To te kobity, biedne starowinki, wycieńczone wychowaniem swych dzieci i wnuków, pomagają Tobie matko wychować dziecko Twe w przekonaniu iż świat jest pełen złych Pań i Panów, albo innych stworzeń, gotowych w każdej chwili porwać dziecko od matki.
No cóż... Dla starego nic strasznego. Dla małego, koniec świata.
Mamilla zabiera Steff na przechadzkę wieczorową porą. Trollson przebimbał 3h drzemy, jak nigdy,a Mamilla ma sprawunki. Za 5 dwunasta wali na pocztę - tzn przed samym zamknięciem. Ufff Mamilla się wyrobiła, Trollson się rozbrykał i choć piździ jak nigdy i pora już nie spacerowa ani myśli o powrocie do ciepłej chaty. Mamilla w swoja stronę dziecko w swoją. Mamilla umoralnia "Steff, tu za rękę się przechodzi bo ulica, samochody jeżdżą a Ciebie mało co widać". Steff ostentacyjnie wyrywa łapsko zostawiając w matczynej ręce jedynie rękawiczkę i wali przed siebie. Nagle za Mamillowymi plecami rozlega się skrzekliwy, ledwo słyszalny głos "Nie chcesz iść z mamą? To choć do mnie, ja lubię takie małe dzieci..." Mamilla na wzór Steff udaje że ogłuchła. Strach na trzech nogach oddala sią waląc kijasem o oblodzony chodnik. Mamilla dyskretnie zerka czy obiekt zniknął w pola widzenia i szybkim ruchem zgarnia kuszącą "przekąskę" pod pachę i wali na chatę.
Innego dnia, zwiastującego lawiną błocka zbliżającą się wiosnę Mamilla zabrała Trolla na przechadzkę. Słońce wali w ślipia, Mamilla z Trollsonem przemierzają osiedle mijając większe kałuże i inne atrakcje. Fajnie jest... 20min stania pod schodami, czekając aż dziecko zakończy maraton wspinaczkowy oraz wizyta w krainie wiecznej rozpusty - znaczy na placu zabaw w czasie roztopów, lekko zmęczyły Mamillę. W brzucholu starej jeździ. Młoda ni myśli wracać, ni Peppa ni obiad ni zabawki ni co, nie są w stanie oderwać Steff od grzebania w jeszcze przywianym śniegiem piachu. Prośba, groźba, przekupstwo, nagroda i zachęta... - żadna ze znanych Mamilli metod nakłaniania dziecięcia do współpracy nie dają rezultatów. Plac opustoszał, widocznie inne matki mają lepszy dar przekonywania. Z obawy przed ewentualnym odmrożeniem łap przez Trolla, Mamilla decyduje się na metody drastyczne. Bierze Grzyba pod pachę i lota z placu zabaw. Niestety Steff twarda zawodniczka, krzykiem i piskiem pokazuje swoje niezadowolenie. Wymachy kopytkami oblanymi błotem dopadają Mamillę, niestety na równi ze wzrokiem przechodniów. W połowie drogi Mamilla puszcza Trolla, pokonały ją opadające z tyłka gacie. Zapłakany Troll korzystając z okazji daje nogę. Mamilla ostatkiem sił " Choć do mnie! Bo idę sama do domu!". I naraz Mamilla słyszy " Choć z nami! Nam brakuje takich dzieci do zabawy!". Mamilla nie wierzy, już kolejna ciocia dobra rada przyszła jej z pomocą w trudnej sytuacji. Mamilla udaje że nie słyszała, Steff widocznie naprawdę nie słyszała, bo jak stała w miejscu tak biegusiem udaje się na wcześniej zmordowane wspinaczką schody. I w tej chwili Mamilla słyszy " Wróć się!!!" - drze się stara raszpla. O nie... Tego dla Mamilli za wiele. Pędem leci za Steff i dopadającą ją u szczytu schodów babą. Babsztyl już Mamillowe dziecko za łapkę trzyma i rzecze "To jak? Idziesz ze mną? Nie oddam Cię mamie..." Jak Mamilla nie ryknie "Co Pani mi tu dziecko straszy??? Żeby mi po nocy wstawało z krzykiem?! Zdurniała Pani?!" Mamilla już ma epitety na końcu języka, ale lekko zdezorientowana obecnością obcego Steff zaczyna wyć. Mamilla gryzie się w język i porywa na ręce przestraszone dziecię, klnąć pod nosem.
Za Chiny Ludowe Mamilla nie wie skąd w obcych ludziach taki zapał i drzemiący obowiązek wkładu swoich 3 groszy w wychowanie obcych dzieci. Czy każda matka z płaczącym maluchem to zaraz jakaś nie dojda której trzeba pomóc, dając dobrą radę? Czy każdy buntujący się maluch jest efektem bezstresowego wychowania jakiegoś rodzica patałacha, któremu nie chce się poświęcić czasu dziecku? Czy to trzeba tak w imię dobra ogółu wpierniczać się między wódkę a zakąskę? I rodzicom dodatkowej pracy przysparzać przy nocnym moczeniu i krzykach przez sen? Nie no teraz już Mamilla lekko dramatyzuje... Ale na pewno dla takiego malucha spotkanie z "zabierającą Panią" nie jest niczym miłym. A nowe słówko "boje" właśnie do słownika Steff dołączyło.
Ps. Niech się babeczki wezmą za umoralnianie młodzieży tej co to z pieśnią o jakiś pojazdach i innych Paniach lekkich obyczajów o 3ciej w nocy przemierza osiedle, ło!
Subskrybuj:
Posty (Atom)