Mamilla wakacje w PL zalicza do mało wakacyjnych. Jak był czas na "wakacjowanie" to nie było pogody, jak była pogoda to nie było jak "wakacjować" i tak Państwo J, przebębnili 2,5 tygodnia u Mamillowych rodziców, w między czasie zaliczając dwa weselicha.
Wesele z dzieckiem. Otóż to. Na początku jest fajnie. Och i achy, jakie to śliczne maleństwo. Steff była atrakcją każdej z uroczystości. Dawała czadu na parkiecie i niestety i w kościele przy Hymnie do Ducha Świętego. Nawet Mamilla nie zdawała sobie sprawy jak muzykalne ma dziecko, do momentu kiedy Steff nie zaczęła mamrotać pod nosem niestworzone wyrazy, aby nie odstawać przy innych śpiewających "Ojcze Nasz...". Niestety Kościół nie jest miejscem w którym Steff ulega przeobrażeniu z małego diabełka w grzecznego aniołka. Skubaniec łaźi po Kościele jak po własnym podwórku, siada na klęcznikach i wspina się na boczne ołtarze, drze papure przy próbie grzecznego usunięcia delikwenta poza teren przykościelny. Metoda "co 15min zmian" nie pomogła. Jak dziecko pilnował łojciec, to dziecko darło się "mama" jak pilnowała Mamilla to dziecko szukało łojca. Obecność innych łazików nie pomagała.
No ale jak wiadomo, punktem kulminacyjnym każdego ślubu jest tzw pochlaj-party czyt. wesele. Zabieranie dzieciaka na taką imprezę wiąże się z wielkim ryzykiem. W najlepszym wypadku owe ryzyko będzie związane z tym że maluch zwieje starym przy próbie zatrzymania w jednym miejscu (nie ważne czy to parkiet, ręce starych czy miejsce za stołem) i uświni się niemiłosiernie przy "dobrej zabawie". W najgorszym przypadku i raczej najczęstszym, żaden z rodziców nic nie zje, nie wypije, nie pobawi się, nie porozmawia nawet w systemie "teraz ty pilnujesz...". Każdy z rodziców zostanie wysmarowany, zwiniętym ze stołu kawałkiem: wędliny, śledzia, ciasta itp itd. Gnojek zacznie się wydzierać akurat przy śpiewaniu "sto lat" bo nie dostał kieliszka, a matka oberwie z kopa w wytapetowaną na tę okazję facjatę powstrzymując małego Gnoma od próby ściągnięcia ze stołu obrusu wraz z cała zawartością suto zastawionego stołu. Puszczenie w takiej sytuacji smarkacza "samo pas" grozi utratą miejsca za stołem na czas imprezy i łazikowanie po terenie imprezy aż do momentu kiedy maluch wyraźnie nie oznajmi zmęczenia i chęci pójścia w kimono.
Ale impra ze Steff to pikuś. Mamillowy Trollson przy pierwszym odruchu tarcia oczu, ze wszystkich imprez został oddelegowany spać do dziadków, aby starzy mogli w końcu się nażreć i nachlać za tą darowana kopertę ;)
Gorzej jak brak wyobraźni rodziców i chęć imprezowania wraz ze wszystkimi nie idzie w parze z macierzyństwem. Chociażby taka oto scenka. Godzina 23 z minutami, Steff wali kimonko w spokoju już od 3h. Małż już ciepły, Mamilla szaleje. Nagle słychać ryk. Ryk miemowlaka bujanego na siłę w wózku w kącie sali. Krzyk wzmaga się wraz z głośnością muzyki granej przez zespół. Matka widać że zmęczona, w końcu bierze malucha ok 9-10mc na ręce i przemierza z nim salę weselną, aby go troszkę pobudzić. Maluch ma oczka jak zapałki, ale zabawiany przez innych weselników i pijanego ojca, ciągnie dalej imprezowanie. Ba! Z daleka widać że szkrab jest trochę przegrzany - włoski ma mokre, grube frotte skarpetyna stópkach a na grubą bluzę nałożoną kamizeleczkę. Mamilla nie wytrzymuje. Pyta siedzącą obok znajomą, o co kamman. Znajoma odpowiada " a bo wszyscy znajomi i rodzina są na weselu i nie mieli z kim zostawić malucha". No hello! Impreza trwa od g.17, jest godzina 23! Nie za długo maluch już się męczy? Czy jest mus, tak męczyć malucha, bo się chce być na imprezie? W imię czego niby?
Inne przejawy rodzicielskiego braku wyobraźni to między innymi zabieranie kilkulatków na całonocne party, bez możliwości odwiezienia do domu o odpowiedniej godzinie. Ale jest i na to rada. Jaka? Zostawić śpiącego malucha w zamkniętym samochodzie i wrócić do stołu.
Super sprawą jest też zostawienie malucha bez nadzoru, licząc że przecież na imprezie jest tyle ludzi że jakby co to ktoś na pewno da nam znać, że coś się stało z dzieciakiem. Takie maluchy zostawione samym sobie grzebią obcym babom po torebkach i ściągają weselne dekoracje z sali. Próbują dostać się do zostawionych przed budynkiem samochodów, czy włażą obsłudze do pokoi socjalnych. Wynoszą kubki z piwem z wiejskiego stołu, i kradną papier z toalety aby dla draki rozwinąć go na parkiecie wśród tańczących par. A co tam! Gościom wolno wszystko!
Mamilla pamięta do dziś jak matula wraz z nią i bratem wracała do domu z wesela wcześniej, często nie doczekawszy oczepin i tortu. Matula nie narażała Mamilli na zaczepki pijanych wujków i tępiła chęć zaśnięcia na weselnych ławkach. Ojciec Mamillowy trzymał fason do momentu aż rodzina nie wróci bezpiecznie do domu, sam wracał aby zostać do końca i ewentualnie pomóc w sprzątaniu. Czy tacy rodzice to dzisiaj już rzadkość? Gdzie przekonanie że dziecko jest najważniejsze? Imprezowanie jest fajne, ale wszystko można z głową.