Steff wpiernicza rosół. W sumie to same kluski, ale ubabrane w tłuszczyku lepiej się łyka niż suche. Przy okazji może i wciągnie trochę wody o smaku kurczaka. Wchrzania aż jej się uszy trzęsą, dużą łyżką, bo małej ciotka zapomniała podrzucić. Trochę przypraw, zioła... Klusków coraz mniej, Gadzina daje znać Mamilli, aby swoją łyżką narzuciła na jej łyżkę resztki ześlizgujących się do miseczki makaronowych niteczek. Mamilla cieszy się że dziecko je, nawet ten cienki rosół, bo czasem nie je wcale. Z racji imprezy rodzinnej obok przy stole zasiada chłopiec, Mamilla zna go tylko ze słyszenia, dalsza rodzina gospodarzy, notabene za którą Mamilla nie przepada. Matka dzieciaka nadzoruje karmienie kilkulatka, 6-7? Coś koło tego. Nagle dzieciak mało nie spada z krzesła, odkrywa że w rosole jest marchew. Z oburzeniem wyraża swoje niezadowolenie głośnym "ja nie chcę marchewki!". Matka dzieciaka posłusznie wydłubuje intruza z miseczki i pociesza chłopca " o już, widzisz nic nie ma... możesz spokojnie jeść". Brakuje jeszcze tylko "przepraszam" ze strony zażenowanej kobiety. Mamilla kątem oka patrzy na nią żeby dostrzec jakiś cień ironii w całym zajściu, ale nie, no wszystko było tak na serio serio. Mamillowe dziecko odkłada łyżkę, szybko łapie łyk zapojki i zmyka do zabawy. Mamilla zostaje przy stole, po kluskach w miseczce ani śladu. Po chwili przed Mamillą ląduje drugie danie. Dżentelmen ze stanowiska obok lustruje Mamillowy talerz. Nagle wrzeszczy " ja też chcę! z sałatką!". Zastraszona kobieta patrzy zdziwiona na chłopca " z sałatką? no co ty? przecież nie lubisz... nie będziesz jadł... nie najadłeś się rosołem?", "Z sałatką!" ponawia "prośbę" synuś. Matka posłusznie drepcze do kuchni poprosić o "specjalną porcję drugiego". Po chwili i młody dostaje talerz jadła, z sałatką, a jakże... No i wcina tą sałatkę. Mamilla wsuwa w milczeniu, ileż by dała żeby jej dziecko chciało cokolwiek z sałatką. Steff nigdy nie chce, ale Mamilla nakłada wszystko co się należy na Gadzinowy talerz, daje wybór, bo może kiedyś w końcu niejadek skusi się na coś innego niż mięcho, czy makaron.
Jaki z tego morał? Matko, daj dziecku wybór! Nie lubi? Może od dziś polubi, jak ma polubić coś nowego jak na talerzu ma tylko stare, sprawdzone przysmaki. Proponuj nowości, może kiedyś się skusi na brokuły czy mizerię. Nie każdy lubi to samo, dziecko nie jest inne, też ma swoje "smaczki", ale daj mu szansę je odkryć. Najadło się? Nie je? Głodne? Przecież samo wie najlepiej, matko daj na luz...
Nie zawsze jest łatwo odpuścić - gdybyśmy czasami młodego nie przycisnęli to poza pizzą, frytkami i owocami nie jadłby nic. Nasz jest prawie zawsze na nie jeśli chodz =i o obiad, nawet jeśli daną rzecz lubim dla zasady musi zaoponować. Przyciśnięty pierwszym ''wsadem'' dalej zwykle je ze samkiem. Jeśli nie to znaczy, że nie jest głodny.
OdpowiedzUsuńProdukty nowe, których odmawia zawsze proponuję mu po krótkiej przerwie, np. kiedyś pluł jajecznicą, dziś wcina ze smakiem :)
Dokładnie! Dziecko lubi wybór, a jak nie chce jeść, to może jest już najedzone?!
OdpowiedzUsuńMięcho i makaron... moja tylko to by jadła. No sorry, jeszcze zupy od ciotki i na tym koniec. Zadnych sałatek, surówek. Ale zawsze jej wale wszystko na tależ, bo faktycznie może akurat jej sie zachce. Ostatnio zachciało jej sie wchłaniać keczup, a to już coś.
OdpowiedzUsuń