niedziela, 19 kwietnia 2015

Dress? No stress!

                    Mamilla na dziecku nie oszczędza! Wróć... Nie oszczędza na jego zdrowiu, i potrzebach pierwszych: żarciu często dużo droższym od tego dla całej familii, pieluchach które nie zsypują dupska jak mak bułki, chusteczkach jednych jedynych Lidlowych które nie odparzają i innych cudach które sprawiają że Gad nie boryka się z alergią i wysypkami nadwrażliwego małego człowieka. Mamilla oszczędza na czymś innym. Na ciuchach. Już kiedyś gdzieś u Mamilli przemknął post na blogu apropo uzależnienia od Ciuchlandów i grzebactwa. Dzięki Mamilli Steff dorobiła się mega szafy pękającej w szwach, kupionej za przysłowiowe "grosze". Stroje na różne okazje, zaczynając od zwyczajnych trampek poprzez bluzeczki, sweterki i gaciorki, kończąc na zimowych paltach i wyjściowych kiecach balowych. Steff jak na razie średnio interesuje się modą, często domaga się założenia jakiejkolwiek kiecki żeby kręcić piruety przed tv, czasem tylko wybrzydza nie chcąc założyć tego czy siego ciucha. Czasem po domy śmiga  w kaloszach, a na spacer pomknęłaby boso, czy bez gaciorów. No ale nie o tym. Co Mamilla ma z tego że dziecko ubierane w świecie z drugiej ręki zapsztala? Komfort i spokojną głowę, wewnętrzną harmonie i nie do końca wyczyszczony portfel. Żeby nie było to wiadomo, czasem dzieciakowi skapnie coś ze sklepu, ba! i "firmówka" się trafi, wiadomo czasem jest mus, czasem wypada. Zimowe buty ze Smyka do tej pory Mamilla przeżywa jak stonka wykopki, a jak człowiek pomyśli że to na jedną zimę to cierpi podwójnie. No ale, są SH które ratują oszczędnej matce tyłeczek. Mamilla przerobiła już tonę jednorazowych szmatek Steffowych na ścierki do podłogi. Bo to dziecko jadło zupkę, sosik, serek, Kubusia piło... Bo to farbami mazało, flamastrami rysowało, na kupie ptasiej siadło, na trawę się wyrąbało, dziurę w gaciach pilniczkiem wydłubało, rajstopy długopisem ozdabiało, skarpetą stoliczek sobie wytarło,  pazury lakierem malowało no i wszystko co w zasięgu pędzelka miało. Wyklejanki robiło a korektę rękawem wprowadzało, zjechało po murku i zrobiło sobie modne dziurawe spodnie, przecier z owoców robiło i ups wytarło łapki o brzuszek. Przykład z dnia minionego. Steff klęknęła na poduszeczkę z tuszem do pieczątek i jadła pomidorową, resztki zupy do tej pory zalegają śladem na fotelu. Ogólne straty znikome, sukieneczka zalana, gaciorki zaplamione, obie sztuki na szmaty. Mamilla żegna takie okazy bez żalu. Jakby miała wyrąbać  od ręki kieckę za nomen omen 50zł  i gaciorki za drugie tyle, dziecko w krótkim czasie chodziłoby nagie, bo Mamillowy portfel by nie wydolił. A tak? Dress? No stress! Zużyte, wyrzucone, zapomniane. Na szanowanie ciuchów jeszcze przyjdzie czas, na tą chwilę niech dziecko będzie dzieckiem i niech nie czuje lęku przy każdym potknięciu że matka zerwicowana papurę  będzie darła.

Ps. Takich szmatek do kurzu i zmywania podłogi, jak te z byłej Steffowej garderoby, nie kupi nigdzie ;)


2 komentarze:

  1. Też tak robię :) Szkoda mi hajsu na mini ciuchy w cenie lompów dla mnie i dla Starego. Tak przynajmniej nie szkoda wywalić czy dać na ściery.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas lumpów ni ma, co nie znaczy, że Stefi nie nosi seconhandowych ciuchów. Nosi, owszem z polskich lumpów lub po starszym kuzynostwie itp... Niestety znam też takich rodziców co to dzieco wystroją jak na bal, w drogie ciuchy a potem cały obiad jest litania ''uważaj, nie ubrudź się''

    OdpowiedzUsuń