wtorek, 28 kwietnia 2015

Kłam Pinokio... Kłam!

            Wszyscy wiemy że kłamstwo ma krótkie nogi. Poza tym  jakoś to tak niemoralnie okłamywać, czy nawet oszukiwać własne dziecię... Mamilla o tym wie, niestety ale i tak zdarza jej się naginać prawdę ile się da. Bo czyż tonący brzytwy się nie chwyta?
             Mijamy super hiper... Już z daleka po oczach biją neony i kolorowe bilbordy. Nie da się ominąć wszystkich super, hiper, sam sram tadam... bo by człowiek do domu nie dojechał przez 2 dni.  Steff jak na zawołanie zaczyna lament. 
- Mamooo! Tam! Ja!!! Tammm!!! - drze się skrzeka, próbując rozbroić pasy fotelika samochodowego
- Oj Steff... Dziś tam nie jedziemy... - Zaczyna litanię Mamilla
 - Błeeee.... Tam!!! Łeeee... - stara się litością wymusić Gad
- Oj dziecko... Dziś już sklep zamknięty... - Łże Mamilla ignorując falę napływających zakupowiczów do jaskini wydatków. Steff niestety nie jest pryszczata na jedno oko i patrzy na starą z niedowierzaniem. W sumie Mamilla jej się nie dziwi bo tylko durny albo ślepy by coś takiego wymyślił.  Choć manewr niezamierzony i z góry skazany na porażkę to jakimś cudem skutkuje - Steff zamiera ze zdziwka i tylko lustruje wzrokiem Mamillę. 
Stary również zerka na Mamillę w lusterku samochodowym.
- Oj... Pójdziesz Ty do piekła Pinokio, oj pójdziesz... - prawi z przekąsem. 
- Ano pójdę... i to jeszcze jako wariatka...  - mruczy pod nosem Mamilla.
Jaki z tego morał? A no taki... Że kłamstwo pozwala wyjść z twarzą z pewnych sytuacji... Szczególnie z twarzą człowieka niepoczytalnego. 

sobota, 25 kwietnia 2015

Coś ty Mamillo uchodowała...

   "Pieczareczkę na domowym oborniku" - chciałoby się rzec. Steff taka mała pieczareczka, domowy grzybek. Mamilla se uhodowała okaz, nad okazy. Mały, zgrabnym, urodziwy i pyskato-wredno-bystry. 
Mamilla udaje się na posiedzenie, chwila powiedziało by się intymności. Jest intymnie ale przy drzwiach otwartych, spróbuj tylko na milimetr je przymknąć a już masz towarzystwo drące papurę pod drzwiami " Mamoooo! To jaaa! Dźwiiii!!! Więc coby uniknąć kompromitacji w oczach sąsiadów, Mamilla drzwi nie zamyka - spokój na 90% gwarantowany. Ale zostaje jeszcze 10%  szans że zaraz Gad wpadnie do kibela i będzie węszył.
- Cio to? - Gad dziubie paluchem w czystą podpaskę leżącą obok kibelka. 
- Eeee... Mamy pielucha. - Rzecze Mamilla. 
- Moja? - Pyta zaskoczona Gadzina.
 - Przecie mówię że moja... Ej noooo! Oddawaj choliro!!! - Drze się Mamilla, nie mogąc się rzucić w pogoń, gdyż kostki zgrabnie pętają jej majciory. Podpaska znajduje się 5 min później - wisi niczym trofeum nalepione na lodówce. 

- Mamo! O nieee... - Rzecze Gad zastając Mamillę na posiedzeniu. Wpycha się między Mamillę siedzącą na tronie a ścianę i obłapia wiszącą rolkę papieru. 
- Weź nie rwij bo czym się matka podetrze? He? Zmarnujesz wszystko... - Steff słucha, analizuje i po chwili ze sterty nadartego papieru urywa skrawek wielkości 1/4listka i podaje matce. 
- Yyyy chyba trochę za mało... - Ocenia Mamilla. 
- Malo??? O nie, mamo... - Odparowuje zatroskana Steff, i dokłada drugi jeszcze mniejszy skrawek papieru i podaje matce z promiennym uśmiechem.
 - OOO! Tak! Mamo! - Kiwa głową z zadowoleniem Gad i pośpiesznie oddala się z resztą papieru.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Dress? No stress!

                    Mamilla na dziecku nie oszczędza! Wróć... Nie oszczędza na jego zdrowiu, i potrzebach pierwszych: żarciu często dużo droższym od tego dla całej familii, pieluchach które nie zsypują dupska jak mak bułki, chusteczkach jednych jedynych Lidlowych które nie odparzają i innych cudach które sprawiają że Gad nie boryka się z alergią i wysypkami nadwrażliwego małego człowieka. Mamilla oszczędza na czymś innym. Na ciuchach. Już kiedyś gdzieś u Mamilli przemknął post na blogu apropo uzależnienia od Ciuchlandów i grzebactwa. Dzięki Mamilli Steff dorobiła się mega szafy pękającej w szwach, kupionej za przysłowiowe "grosze". Stroje na różne okazje, zaczynając od zwyczajnych trampek poprzez bluzeczki, sweterki i gaciorki, kończąc na zimowych paltach i wyjściowych kiecach balowych. Steff jak na razie średnio interesuje się modą, często domaga się założenia jakiejkolwiek kiecki żeby kręcić piruety przed tv, czasem tylko wybrzydza nie chcąc założyć tego czy siego ciucha. Czasem po domy śmiga  w kaloszach, a na spacer pomknęłaby boso, czy bez gaciorów. No ale nie o tym. Co Mamilla ma z tego że dziecko ubierane w świecie z drugiej ręki zapsztala? Komfort i spokojną głowę, wewnętrzną harmonie i nie do końca wyczyszczony portfel. Żeby nie było to wiadomo, czasem dzieciakowi skapnie coś ze sklepu, ba! i "firmówka" się trafi, wiadomo czasem jest mus, czasem wypada. Zimowe buty ze Smyka do tej pory Mamilla przeżywa jak stonka wykopki, a jak człowiek pomyśli że to na jedną zimę to cierpi podwójnie. No ale, są SH które ratują oszczędnej matce tyłeczek. Mamilla przerobiła już tonę jednorazowych szmatek Steffowych na ścierki do podłogi. Bo to dziecko jadło zupkę, sosik, serek, Kubusia piło... Bo to farbami mazało, flamastrami rysowało, na kupie ptasiej siadło, na trawę się wyrąbało, dziurę w gaciach pilniczkiem wydłubało, rajstopy długopisem ozdabiało, skarpetą stoliczek sobie wytarło,  pazury lakierem malowało no i wszystko co w zasięgu pędzelka miało. Wyklejanki robiło a korektę rękawem wprowadzało, zjechało po murku i zrobiło sobie modne dziurawe spodnie, przecier z owoców robiło i ups wytarło łapki o brzuszek. Przykład z dnia minionego. Steff klęknęła na poduszeczkę z tuszem do pieczątek i jadła pomidorową, resztki zupy do tej pory zalegają śladem na fotelu. Ogólne straty znikome, sukieneczka zalana, gaciorki zaplamione, obie sztuki na szmaty. Mamilla żegna takie okazy bez żalu. Jakby miała wyrąbać  od ręki kieckę za nomen omen 50zł  i gaciorki za drugie tyle, dziecko w krótkim czasie chodziłoby nagie, bo Mamillowy portfel by nie wydolił. A tak? Dress? No stress! Zużyte, wyrzucone, zapomniane. Na szanowanie ciuchów jeszcze przyjdzie czas, na tą chwilę niech dziecko będzie dzieckiem i niech nie czuje lęku przy każdym potknięciu że matka zerwicowana papurę  będzie darła.

Ps. Takich szmatek do kurzu i zmywania podłogi, jak te z byłej Steffowej garderoby, nie kupi nigdzie ;)


środa, 15 kwietnia 2015

Oddaje Pani....?

               "Myślała Pani żeby oddać małą do przedszkola?" - pada pytanie z ust młodej mamusi, notabene w 6mc kolejnej ciąży. Mamilla duma czy oby to na bank do niej, no ale jednak tak. "Eeee... Oddać? Znaczy zapisać? No ale to za rok, jak już, jak Steff skończy 3 lata". Młoda mamusia wywala oczy. Mamilla czuje się jak jakaś starucha z przedpotopowymi poglądami. "Bo wie Pani, moja za mc kończy 2 latka i już chodzi do przedszkola żeby się przyzwyczaić, tak na godzinkę, dwie... Myślę że jak pójdzie do przedszkola to jej dobrze zrobi, jak ja urodzę to może być dla niej szok, to lepiej jak będzie z innymi dziećmi". Mamilla słucha i rozważa. Ona urodzi drugie dziecko, starsze wyśle do przedszkola, żeby lepiej się poczuło? Eee coś nie ten teges. Młodziutka ciągnie dalej trzepocząc starannie wytuszowanymi rzęsami: "Teraz w sumie na większość dnia mamy nianię, ale przedszkole to chyba lepsze rozwiązanie, oczywiście prywatne bo tam maluchy w pampersach mogą jeszcze uczęszczać no i personel lepszy. No wiadomo niania nie zastąpi... (Mamilla widzi światło w tunelu i w myślach kończy "mamy", ale po chwili jej nadziej gaśnie bo słyszy...) zabawy z rówieśnikami".  Mamilla wrzuciała drugi bieg myślenia. Zbiera do kupy wszystko co wywnioskowała z wcześniejszej rozmowy z kobitką. Ona nie pracuje, pracuje mąż. W sumie nie dziwie jej się bo jest w ciąży, z dzieckiem na spacery chodzi ale na większość dnia ma nianię. Jak się maluch urodzi to starsze odstawi do przedszkola bo... Bo właśnie? Nie będzie miała czasu dla siebie? Czy że jak? Łatwiej jej będzie ogarnąć to mniejsze? No bo na pewno nie po to wysyła dziecko do przedszkola żeby zaakceptowało nową sytuację w rodzinie. Mamilla lustruje młodą rozmówczynię, ba! nawet bardzo młodą, a oko niewiele po 20stce, Mamilla przy niej to rozlatujące się pruchno. Makijaż staranny, włosy umyte i uczesane, pomalowane paznokcie, ciuchy dobrane nie przypadkowo. Pod wózkiem gazety plotkarsko-modowe, wózek też z górnej półki. Mamilla tylko potakuje, bo co będzie dziewczynie pipszyć farmazony że ona dziecko ma dla siebie przez 24h na dobę, z przerwami na przyjazdy męża? Że niania w jej sytuacji to fikcja, a przedszkole ma być wstępem do dalszej edukacji i wprowadzenia dzieciaka do społeczeństwa, a nie "luksusową przechowalnią" z opcją zmiany pieluch dla dzieci w wieku 3 lat. Młodziutka mamusia jeszcze chciała coś dopowiedzieć ale w jej torebce zawibrował telefon, kobitka umawia się na wieczór. Mamilla pomyślała wtedy " no tak... Niania to nie głupi pomysł, można w spokoju by było pójść do fryzjera". A tak serio to Mamilla jest zdania że nie po to wydała małe cudo na świat aby ktoś inny je wychowywał i przeżywał z nim wszystkie pierwsze razy, pewne przywileje się jednak należą  rodzicom. Pomijamy tu oczywiście sytuacje wyjątkowe, kiedy to oboje rodziców pracuje itd. Ale o tak o? Nic tylko rodzić ;)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Piaskownicowe rewelacje...

               Piaskownica. Na samą myśl robi się Mamilli słabo. Bo to  przygotować się trzeba jak na starcie wojenne, obładować niezbędnikiem każdego grzebacza piaskowego, prowiant zabrać, wodę, nastawić psychicznie na spotkanie innych matek i ich równie rządnych wrażeń dzieciaków, co nasze. Wrażenia z wyprawy są zawsze bezcenne + darmowa pamiątka w postaci pełnych piachu buciorów i sterty szmat do prania, niestety dla niektórych jest to ostatnie pranie. 
                Szorujemy na plac zabaw. Mamilla pcha  trzykołową zawalidrogę gdzie wygodnie obładowana torbami siedzi Steff, a którą to z całym dobrodziejstwem inwentarza z trzeciego piętra zniosła Mamilla ( świadoma że w drugą stronę nie będzie łatwiej). Godzina przedpołudniowa, słońce grzeje w czerep, na placu zabaw dzieciaków jak mrówków. Steff porzuca rower i drze w stronę piachu, taszczy ze sobą torbę plastikowego badziewia. Małe sępy już lustrują Steffowe klamoty, by po tym jak młoda je wywali na piach móc się na nie rzucić, jak oczywiście po chwili się dzieje. Steff drze ryjca "moje! moje!" i wyrywa sępom co się da, ale po chwili odpuszcza i wertuje porzucone w piachu "stare" zabawki przyniesione przez dzieciaki. Czyli zabawa czas start. Staruchowie w roli strażników siedzą na ławkach w okół piaskownicy, rozmowa raczej się nie klei, chyba że na poziomie rodzic - dziecko. Jak zwykle w takich okolicznościach nie może zabraknąć zakał wnoszących na plac zabaw chrupki, i inne cuksy, bynajmniej nie w potrzebie podzielenia się z innymi współtowarzyszami zabaw, czy też takich których rowerki, wózki, hulajnogi, lalki i inne "ważne" sprzęty są nietykalne i już konflikt gotowy. Steff wypatrzyła że na ławce usiadła dziewczynka wiek ok 6 lat (jak nie więcej) i w towarzystwie babci wpiernicza jej ulubione chrupki. No niestety... Stanął mały sęp i z wyciągniętą ręką woła "daj", babcia widocznie czuła na umizgi gada odpala młodej chrupka. Steff uradowana wpierniczyła jednego w całości, zanim Mamilla zdążyła dojrzeć co się święci. "Dziękuję Pani, ale proszę jej nie dawać chrupków". "Oj  tylko jednego... Tak prosiła". Se Mamilla myśli " A jasne "daj"  to i ja mogę powiedzieć i ciekawe czy byś wyskoczyła z portfela bo bym chciała". I zabiera marudzącego Trollsona od darmowe jadłodajni. Ale Gad nie daje za wygraną i znów odwala zagłodzone dziecko i już ma drugiego chrupka. Mamilla klnie pod nosem i z większym naciskiem tłumaczy babeczce że "Ona nie może jeść chrupków, bo dwa dni nie robiła kupy...". Niestety stary dokarmiacz nie zrażony niczym, dalej kusi Mamillowego sępa, a pikanterii sytuacji dodaje fakt że przyglądają się temu inne matki i ich dzieciaki, a kochana wnusia babuni dalej wżera ostentacyjnie Monstermancze. Nosz w dupsko węża... Bierzesz dzieciaka na plac zabaw żeby się pobawił, a walczysz sama ze sobą aby nerwy Ci nie puściły.  Troll w końcu odpuszcza, z ostatnim zdobytym duchem wali do piachu. A tam kolejny cyrk. Jedna z matek zbiera zabawki dziecka. Dzieciak nadmieńmy bawi się w najlepsze. Matka przegrzebuje piach. Łazi bidulka i niczym kura, nogą przegrzebuje centymetr po centymetrze piaskownicową pustynię i jej okolice. Mamilla myśli że musi co zgubiła, albo ma taki trik nerwowy. Ale nie... Z ust biduliki co raz wydobywa się pełne żalu " chyba zgubiła się twoja żyrafka...", " niestety , niema jej...", "musiała gdzieś się zagrzebać...", " naprawdę nie wiem gdzie ona jest...". Mamilla obserwuje całą sytuację. Dzieciak bawi się w najlepsze, jakimś samochodem, ignorując całą sytuację, matka łazi i gada sama do siebie. Kurde.... Wariatka? Ale ona grzebie dalej, tym razem łopatką przekopuje piaskownicę "no niestety, niema... nie będę szukać synu...". Se Mamilla myśli "jak to szukać nie będzie? Przecież przewróciła całą piaskownicę do góry nogami! No wariatka!". Po chwili kobieta odpuszcza, zbiera inne klamoty, w tym czasie jej "synuś" zagrzebuje pieczołowicie w piaskowej czeluści jakąś plastikową filiżaneczkę.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Steff niejadek...

               Jak Mamilla i Stary są mięsożerni i wszystkożerni, ze wskazaniem na słodycze - Stary ze słodyczy najbardziej lubi śledzie, jak sam o sobie mawia, tak Steff odstaje od starych połowicznie. Połowicznie bo Gad jak na Gada przystało zjada mięcho pod każdą postacią. Słodycze okazjonalnie i wybiórczo, niestety Steff kiepski gust ma i gustuje w gumach typu MAMBA i żelkach, najczęściej czerwonych - nie wiem czy to kwestia smaku czy ściągania na siebie wyprysków alergicznych. ZE starym je słone przekąski,  uczulający popcorn i niezdrowe chipsy.
              Niestety poza wpierniczaniem mięcha Gad Mamillowy mija szerokim łukiem inne szczeble piramidy żywienia, szczególnie leży i kwiczy kwestia owoców i warzyw. Mamilla na głowie staje, mieli, zgniata ukrywa kamufluje... Owoce Steff je tylko w postaci musów z torebek, w innej postaci służą tylko do zabawy. W grę wchodzą również soki owocowe, ba!  nawet przecierowe, więc nie jest najgorzej. Niestety z warzywami już nie jest tak wesoło, bo jeśli Gad wyczuje choćby  maleńką odrobinkę warzywka, wielkości ziarenka soli, wszystko z buziaka ląduje na blacie stołu. Łyżeczka lub widelec z hukiem wracają do miseczki, Steff kończy posiłek, głośnym " bleee!!!". Reszteczki wyczutego warzywka są dydłubywane skrupulatnie z maleńkiej buzi, maleńkimi paluszkami.
             Mamilla się szarpnęła, coby odbić trochę os kanapek na śniadanie, stoi i smaży naleśniki. Może  z kamufluje w nich dla Gada trochę marmolady? Gad głodny, bajkę ogląda może w akcie zaćmienia wciągnie Mamillowe wypociny. Mamilla pełna nadziei obok suchego naleśnika  kładzie dwa plasterki banana. Steff budzi się z letargu, patrzy na talerz, jedna ręką zabiera naleśnikowy rulonik, drugą bierze delikatnie plasterek banana, wtyka matce w łapsko z głośnym " o nieeee... Ble!". "O ty... A nie może leżeć na talerzu obok? he? - pyta Mamilla. Gad rzecze stanowczo "nie!". Mamilla oddala się do kuchni. Bierze drugiego naleśnika, rozgniata  plasterek banana na mus, delikatnie smaruje nim suchelca, zawija w zgrabny rulonik. Sprawdza czy nic nie wypływa, czy nic nie widać, czy nic nie czuć i niesie zawiniątko Pani Wybrednej. Gad łapie naleśniora, długo się w niego wpatruje, ochoczo odgryza kawałek. Żuje, po chwili buźka wykrzywia się z obrzydzeniem, naleśnior z głośnym plaśnięciem wraca na talerz, Steff zwiewa z kanapy i już jest w kuchni gdzie głośnym " o to! mamo!" domaga się soku, aby popić trutkę którą podstępnie chciała jej wcisnąć zła, wyrodna matka. Na dokładkę oprawczyni obrywa spojrzeniem mówiącym " jak mogłaś...". Mamilla łapie trefnego naleśniora ogląda i gryzie... Nosz co za małpiszon, nic nie czuć, naleśnior smakuje jak suchy naleśnior tyle że trochę bardziej wilgotny. Ale nie... mała Pani Gessler wyczuje każde odstępstwo od normy.
               Mamilla niczym szpieg z krainy deszczowców, każdy posiłek knuje jak spisek. Jajecznica? Świetnie, można w niej wiele przemycić... W tej dla Steff tylko szynkę. Sosy i przeciery do mięsa i ryb? Super... Steff nie je wtedy nawet polanego taką mixturą mięsa. Makaron?  Steff uwielbia makaron, niestety suchy. Zupa krem? Extra, Trollson wrzuca do niego chleb i ledwo wilgotny czym prędzej pałaszuje, Mamilla myśli że jakby mogła to z pewnością by go odsączyła na papierowym ręczniku. Każdy  klops, każdy mielony, pulpet, zraz... Jest przez Mamillowego eksperta żywieniowego rozbierany na części pierwsze, dokładnie przeglądany i skrzętnie badany na obecność ciał obcych niepożądanych, wszelkiego rodzaju dodatków niemięsnych w postaci warzyw wszelkiej maści. Wszelkie odstępstwa od reguły Stefikson natychmiast eliminuje z posiłku, ewentualnie w razie większej ilości trutki nie do wydłubania rezygnuje z jedzenia, a zamiennika szuka w kuchennych szafkach. Woli zjeść suchy makaron z zupki chińskiej zachomikowanej przez Starego na wypadek poimprezowej nocy, niż podjąć się spróbowania mięcha nadzianego warzywnymi minami. Czy  Steff to niejadek? Nie no skąd... Ona tylko zawsze coś woli, zawsze coś bez warzyw.


czwartek, 2 kwietnia 2015

To tak serio? Bilans 2 latka.

             Dobra, bilans 2latka zaliczony. Znaczy Steff zaliczyła bez błędnie wizytę u pediatry. Dzieciak wyszedł na dziecko prima sort, mega posłuszne i extra współpracujące, Mamilla jak zwykle wyszła na debilkę, na dodatek z wytrzeszczonymi oczami.
             30min czekania w poczekalni z inną mamuśką i 3letnią "Aguchą" skłania Mamillę do refleksji. Dzieciak zwany "Aguchą" ma lekko znerwicowaną, przewrażliwioną na punkcie wyglądu matkę generała, uciekającego się do wywołania posłuszeństwa szantażem dość niskich lotów "bo wrócimy zaraz do domu" <- przypominamy rzecz się dzieje pod gabinetem lekarskim, w momencie wyczekiwania na szczepienie ( znaczy dziecko na A. Mamillowe nie). Mamilla patrzy na kobitę i wybałuszając oczyska, myśli " no kurde wariatka...". Zza winkla Stary niczym mim odwala przedstawienie, składa dłonie w niby pistolet i udaje że oddaje strzały, po czym salutuje. Mamilla trafiła w 10, pseudonim idealny. 
             Steff włazi jak małpa na każde krzesło, ale po chwili bierze również ulotkę "dzidziusiową" i z uwagą studiuje obrazki, energicznie je komentując po swojemu. No zachowanie adekwatne dla  nudzącego się dzieciaka, zmuszonego do roli oczekującego na niewiadome. Nie wrzeszczy, nie trenuje gimnastyki artystycznej, przemieszcza się i zwiedza, zadaje pytania "ćio to?" i " ktoi to?" - wskazując na towarzyszkę niedoli. Agucha "szaleje", naśladuje Steff we wspinaczkach, co spotyka się z dezaprobatą generała. Ześlizguje się z krzesła, lądując na podłodze raz pupą, raz kolanami. Generał nie wytrzymuje "Agucha, wstań natychmiast! I stój o tu! Spokojnie masz czekać, zaraz Pani doktor Cię osłucha". "Nie chce osłuchać!" - wrzeszczy zdesperowane dziecko. "Jak to nie chcesz? Musi osłuchać Cię i później da Ci zastrzyk". Mamilla myśli, no ok... Nie bajerujemy dziecka, naświetlamy sytuację... Ale czemu nie tłumaczymy? Drzwi gabinetu się otwierają, Agucha znika w paszczy lwa, ciągnięta za rękę przez generała "chodź... Pani doktor jest naprawdę fajna". Steff musi uwierzyła generałowi bo po chwili skomle przy zamkniętych drzwiach "ja, ja!! tam!". Mamilla tłumaczy gadowi że dzieciak wyjdzie, to wejdzie ona. Czas ucieka, Steff przeczytała wszystkie dostępnie w poczekalni ulotki, zza zamkniętych drzwi słychać coraz to żałośniejsze prośby lekarki " to ile masz latek? powiedź... A na paluszkach mi pokażesz? No nie bądź taka...". 15min "błagania" później w końcu Steff wparowuje taranem do gabinetu. Mamilla jeszcze "dzień dobry" nie powiedziała a gad już zabiera się za porzucone przez poprzedniczkę na stoliku puzzle. Mamilla wybałusza oczy, paraliżuje gada wzrokiem, ale Steff robi swoje. Ba! Matka niemal trupem pada gdy na polecenie Pani doktor gad bez zastanowienia podchodzi, i wykonuje to co obca baba każe. Mamilla rozbiera dzieciaka, pielęgniarka zachęca do wejścia na wagę, gad włazi i jeszcze robi powtórkę. Grzecznie staje pod miarką, po czym szybciutko biegnie do mamusi ubrać się. Grzecznie podchodzi na polecenie Pani doktor i bez błędnie pokazuje gdzie ma nos, oczy i uszy. Szczerzy zębiska i wywala na zawołanie jęzor. Wskakuje na leżankę, lekko zniesmaczona że nie może się przykryć papierem na którym leży. Zapytana czy coś ją boli przy badaniu brzuszka, po namyśle odpowiada "nie...". Nie wrzeszczy, nie pyskuje, nie kombinuje... Prowadzona za rączkę grzecznie chodzi z Panią doktor po gabinecie. No anioł nie dziecko, na pewno nie Mamillowe. W nagrodę za ładnie odegrane przedstawienie pod tytułem "Matka znów została debilem", zgarnia pochwały od obu Pań (Jak to ładnie współpracuje, nie to co ta 3 latka... Jak pięknie się słucha, jaka bystra i śliczna), kartkę do kolorowania i naklejkę "dzielny pacjent". Mamilla cieszy się że niema naklejek dla matek, bo ona by dostała zapewne taką z napisem "wystrychnięta na dudka matka". Na "do widzenia" Trollson, układa dziuba w podkówkę i demonstruje swoje niezadowolenie z opuszczenia gabinetu. Wzruszone pielęgniarki lecą na ratunek dziecku nieszczęśliwemu, Steff chwyta jedną z nich za rękę i bez problemu znika za biurkiem rejestracji, gdzie zgarnia od naiwniar kilka dodatkowych naklejek. Zadowolona ze zdobyczy, daje się w końcu ubrać i uroczo machając wszystkim pielęgniarkom w końcu z żalem opuszcza lokal. 
              Mamilla ostatni raz w przychodni była z gadem pół roku temu na szczepienie, gdzie Trollson nawet nie pisnął przy ukłuciu, i cieszyła się że tyle czasu udało się mijać to miejsce. Steff widocznie ma inne zdanie na ten temat i wolałaby tam bywać częściej.