Steff ćwiczy się w sztuce "życia dorosłego". Zaczyna być coraz bardziej samowystarczalna... BA! Zaczyna olewać Mamillę i jej "gderanie", nagminnie zatyka sobie uszy i miele języczkiem robiąc "blelelelelleeeeleee" na znak tego że matka ewidentnie przegina z kazaniami. Sama wybiera co woli zjeść i w jakiej to będzie formie, nie ważne że to będzie słony paluszek znaleziony rano na dywanie.
Jak na prawie półtoraroczne dziecko ( za 2 dni ;), Trollson czasem wydaje się za cwany i za wredny.
Niema opcji wyjścia na spacer aby nie zahaczyć o sklep. Pal licho jak jest to odzieżowy, wtedy Gad przegląda ciuchy na wieszakach z iście szafiarską uwagą. Gorzej jeśli jest to super-hiper... Uwaga! Drogie matki, błędem jest pokazanie dziecku że prócz dużych wózków sklepowych istnieją wersje mini. I na nic zdaje się rączka na długim trzonku do tzw kontroli jazdy przez dorosłego. Mamillowy Troll wbiega do sklepu, z progu obczaja miejsce postoju wózków. Wybiera pojazd. Małe łapki z mega siłą napierają na maleńki wózeczek sklepowy, ledwo wyrabiając się w bramce wjazdowej. Steff pędzi w alejkę z przetworami. Mamilli aż robi się ciepło na myśl o rachunku jaki przyjdzie jej zapłacić aby pokryć ewidentne straty. W ostatniej chwili Mamilla dosięga "rączki" w wózku. W tej samej sekundzie Gad czując opór wózka wydaje z siebie ryk niczym małą bestia "NIEEE!!!! Wrrrrrr!!!! AAAAaa!!!! NIEEEE!!!". Jeżu... Dziecko zamienia się w potwora, puszcza wózek i wali łapskami w Mamillę, Mamilla zaskoczona puszcza wózek. Gad znów dopada pojazdu i już znika za rogiem. Mamilla po cichu zagląda do sąsiedniej alejki. Troll pakuje do koszyka co ma w zasięgu ręki. Mamilla powoli podchodzi i niepostrzeżenie podmienia towar w wózku. Coby nikt się nie czepił "trefne" zakupy perfekcyjnej zakupoholiczki stara się odłożyć, no prawie na miejsce. Jedziemy dalej, przez pół alejki Troll daje Mamilli w spokoju kontrolować wózek. Nagle mały potwór rzuca się na lodówy z nabiałem. Zbiera najdroższe jogurty, jak na złość stojące najniżej. Mamilla wyciąga i próbuje podmienić na te tańsze. Ale hola hola... Skrzat łapie tańsze zamienniki i z krzykiem "nieee!!!" niosącym się po sklepie, wyrywa Mamilli z dłoni i odkłada na półkę. Mamilla wybałusza oczy, dyskretnie spogląda w lewo i w prawo, teren pusty. Ufff... Dziecko tym czasem zdążyło już zahaczyć o chemię gospodarczą i dorzucić do niezbędników w koszyku kilka par męskich skarpet. Zakupy skończone. Po drodze do kasy Mamilli udaje się pozbyć nadprogramowych fantów i już ostatnia prosta, ale najgorsza... KASA. Steff pędzi do kasy z prędkością światła, zna teren. Mamilla jeszcze szybciej modli się o brak kolejki. Dupa. Jest dwie osoby. Steff prawie wjeżdża w tyłek ostatniej osobie z kolejki. Mamilla nogą robi hamulec do wózka i udaje że nie wie o co kamman, gdy Troll ze złością próbuje ruszyć z miejsca. Steff zdezorientowana patrzy na Mamillę i już wykrzywia gębę w podkówkę gdy dostrzega cały zastęp odświeżaczy oddechu w postaci pastylek i listków. I już łapa wędruje w górę i słychać wrzask "to!!!". Mamilla ze stoickim spokojem mówi " nie". Troll tupie i jęczy "daj!". Mamilla udaje że to nie do niej i wykłada na taśmę zakupy. Troll zaczyna dramatycznie szlochać, kiedy to za Mamillowymi plecami w kolejce staje starowinka i słodko zaczyna szwargotać do Steff. Z jej zalatującym gwarą niemieckiego, Mamilla łapie co piąte słowo, ale chociaż gad się uspokoił. Mamilla coby nie wyjść na niegrzeczną, zaczyna potakiwać, bo to się zawsze sprawdza. Teraz kolej Mamilli, kasjerka szybko liczy zakupy, Mamilla płaci, Steff z odblokowanym koszem próbuje zaparkować na miejsce postojowe. Nagle kasjerka wyciąga spod lady paczkę kolorowych cuksów. I pyta czy może dać dziecku. Dziecko matki się nie pyta, tylko na widok gratisu wyciąga łapę na znak zgody i się oddala. Mamilla szybko dziękuje po niemiecku, a po polsku klnie pod nosem, że znów dziecko sraki dostanie po słodkim, a jej asertywność ging in die Hölle.
Hahaha. W naszym hiper nie ma wozkow dla maluchow, ale sa wozki samochodziki, w ktorych dziecko teoretycznie powinno siedziec. Ale jak to wyglada w praktyce - Stef co chwila wylazi z samochodzika (zwlaszcza w alejkach slodko-sloych przysmakow). By matka nie mialam okazji odlozyc lupu na polke kaze sobie natychmiast paczke/pudelko otworzyc
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest jednak gdy pierworodny zabiera sie za prowadzenie wozko-samochodu, Ciezkie to jak cholera i malo zwrotne, wiec by ratowac innych kupujacych od urazow wystawiam sama siebie i moje nogi wolaja o pomste do nieba!!
A zarciie sprzed dnia czy dwoch, ktore syn gdzies w kacie znajdzie z usmiechem wciska do ust swojej rodzicielce czyli mi :D
A daj spokój z tymi samochodami... U nas w jednym hiper są ale to rzadko bywamy. dosłownie 2 razy to próbowałam pchać po sklepie, zbierać zakupy i jeszcze pilnować żeby mi dziecko przez otwór z przedniej szyby nie wylazło bo drzwiczki nogą trzymałam :/ Kto to w ogóle wymyślił ?
UsuńDlatemu właśnie Marycha jeszcze nie poznała mikro wózków i szybko ich nie pozna! Ma siedzieć w dużym, tam chociaż sieje zagładę to i tak w mniejszym stopniu niż jakby leciała wolno na stópach!
OdpowiedzUsuńhehe skąd ja to znam :))
OdpowiedzUsuńjezeli jestem sama z Michasiem na zakupach to jest ok, ale jezeli juz nam ktos towarzyszy to nie ma zmiłuj musi za Michasiem latać bo Michaś chce "begać" :D
Oj dlatego unikamy wypraw na zakupy z dziećmi jak ognia ^^ Jak ekipa zacznie szaleć, to NIC nie jest w stanie jej zatrzymać hihi.
OdpowiedzUsuńoooo mamooo! Moja siedzi na zakupach spokojnie :D ale jak zobaczy na polce sklepowej chrupki, to nie ma innej opcji jak musi je szamać jeszcze przed kasą. Dobrze, że kasjerki wyrozumiałe i już nas znają :P
OdpowiedzUsuń