Jak większość matul tak i Mamilla w tych pięknych sprzyjających okolicznościach jakimi jest wiosna, zalega często na placu zabaw. Coraz mniej Mamillę bawią owe wyprawy piachowe, choć Steff bawi się wyśmienicie.
Na osiedlowym placu zabaw, godziny szczytu trwają ( o ironio!) od godziny 11 do 13. Mamilla ze Steff o 11 stara się już być w domu na drugim śniadanku, bo największe słońce Steff na szczęście przesypia ( póki co). W okolicach 12 Mamilla staje w oknie i kpi z osiedlowych nianiek, które szukają cienia na piaskowej patelni, chowając się po krzakach. O małych ekimosów raczej się nie martwią, co tam że dziecko w osobistej saunie przyszło do piasku, jak niania zapomniała kremiku na opalanko. Durne baby, tylko dzieci szkoda. Mamilla się nie kumpluje z nianiami z minionej epoki, zajmuje się pilnowaniem spokoju Steffowego, bo niestety czasem któraś niania dociągnie podopiecznego przed godziną 11 na plac zabaw i zaczyna się jazda. Dzieci robią co chcą, gdy nianie zatopione w plotach okupują ławkę. Maluchy sieja zniszczenie i strach, ale ch... ważne że nie przeszkadzają ( znaczy nianiom). No i zaczyna się, walka o zabawki. Steff ma swoje i swoimi się bawi, chyba że następuje wymiana - uczciwa obopólna i świadoma. Mamilla nie dopuszcza Steff do obcych zabawek, bo po co potem dziecku wyrywać i tłumaczyć jak to nie bardzo kuma czego ma tą zdobycz komuś oddać. Czasem tylko można usłyszeć " niech się pobawi...". No ta... A jak zechce do domu zabrać? W drugą stronę też to działa. Niema takiej opcji żeby Mamillowemu Trollsonowi jakiś obcy maluch wyrwał z łapy łopatkę/foremkę/cokolwiek i się zaczął tym bawić. Mamilla wtedy robi się niemiła. Dobitnie mówi smarkaczowi co o tym myśli. Żeby było zabawniej takie numery odwalają dzieciaki powyżej 2,3 roku życia, którym wszystko wolno bo przecież niania nic nie widzi, nawet jak patrzy. Skoro moje niespełna 14mc dziecko rozumie i akceptuje zwrot " nie wolno zabierać" to nie wierzę że taki "starszak" robi coś takiego nieświadomie.
Wychodząc na plac Mamilla musi wziąć ( prócz Steff i zabawek) kilka głębszych oddechów. Nastawić się bojowo, bo każda taka wyprawa to wyzwanie. Jak misja pod hasłem " Matko! Chroń dziecko swe!". Chroń przed piachem który jest sypany z małych rączek, chroń przed perfidnym podprowadzaniem zabawek, chroń przed durnymi babskami i ich durnymi, nieskonsultowanymi z mózgiem wypowiedziami czy choćby przed słońcem w zenicie. Plac zabaw to pole bitwy. Mamilla walczy co dnia. Najczęściej walczy sama ze swoimi nerwami i ciętym jęzorem. Mamilla planuje z okazji dnia bachorka zafundować dziecku swemu prywatną balkonową piaskownicę. Bo po co się denerwować?
Ps. Dziewczynka Zuzia -> różowa sukienka, różowe sandałki, skarpetki z falbankami i kapelusik różowy, z łapskami pcha się do Steff. Steff traci dzierżoną w rękach łopatkę i pada hasło: " Zuzieńko! Nie zabieraj chłopcu łopatki!". Mamilla oczy wybałusza i rzecze, że przecież to jest dziewczynka i ma na imię Stefania. Na co Pani Niania " oj, nie powiedziałabym, bo takie ciemne spodenki ma...". Mamilla prawie zasypała się w piachu z wrażenia.
Czyżby Mamilla faktycznie Steff "zchłopczyła" ? Sweterek w różowe paski z serduszkiem, gaciorki w kropeczki z serduszkami na pupie, fioletowe butki i biały ażurowy kapelusik z kokardami...
ja swojej chłopczycy w sukienkę na plac zabaw bym nie ubrała :)) zazwyczaj wybieram coś z serii rzeczy możesz zniszczyć.... i też w takie miejsca wybieram raczej ciemne spodnie bo niby po co miała bym się jeszcze denerwować że tu brudna czy tam brudna.... i doskonale cię rozumiem ja też się nie raz nasłuchałam (najgorsze babcie lub stare nianie) że za cieńko dziecko ubrałam bo ono takie malutkie a tu np ukrop 35stopni :))))
OdpowiedzUsuńhahahaha, dobre. Ja robię z Miłoszka dziewczynkę, Ty ze Steff chłopczyka. Dobre sobie. Róż i jasne kolory tylko dla dziewczynek, a granatowe i szare dla chłopców. Nie. Ja własnie ostatnio idę na przekór i ubieram Miłoszka na jasno i w kropeczki. A co. Słysze dokładnie takie same słowa jak Ty. Że ładną mam dziewczynkę itp. Tylko śmieję się i poprawiam grzecznie.
OdpowiedzUsuńTak, tak.. chłopiec... matko jedyna! Nie lubię na plac chodzić, koniec, kropka. Ale przeciez dziecku przyjemności z zabawy nie zabiorę tylko dlatego, że grzeją mnie babiszony.... Matko, musimy przetrwać!
OdpowiedzUsuńMyślę że jestem złą matką, myślę że nie jestem sama więc mi z tym jakoś lepiej ;) Hehe
UsuńHaha, ale się uśmiałam! :D Majeranek też często na spacerek nosi ciemne gatki, coby od razu brudu nie było widać ^^ ale od chłopczyka jeszcze nie zwyzywali, łobuzy jedne :P A głupie placowe babska olać z góry na dół Mamillo droga :-D
OdpowiedzUsuńNie lubię placów zabaw. Staramy się chodzić w niestandardowe miejsca o niestandardowych porach;) Wiadomo, że dziecko powinno się uspołeczniać, ale jak naprawdę mi się nie chce, to mamy piaskownicę na balkonie i dziadków pod miastem, gdzie właśnie dziś zamontowaliśmy basen;)
OdpowiedzUsuńStanowczo za mało różu. Mogę Ci Córkę przesłać na kilka dni, to Cię douczy ;) Akceptowalne sa jeszcze ewentualnie: fiolet, błękit i "morsk" ;)
OdpowiedzUsuńTeż jestem waleczną mamą i w podobnych godzinach co Ty zawsze wychodziłam do piaskownicy.
OdpowiedzUsuń