Znacie to?
Dziecko śpi.
Gnacie pod prysznic.
W 100% wszystko odbywa się bezszelestnie, niemal słyszycie jak Wasz ledwo zjedzony obiad przemieszcza się w jelitach. Rozbieracie się odkręcacie wodę i... Kurde! Dziecko płacze ( w Mamillowym przypadku "Stefka jęczy..."). Zakręcacie wodę... Cisza... Hm... Zdawało Wam się. Znów odkręcacie wodę już jedną nogą pod prysznicem. Znów dziecko kwili. Nosz cholera... Zakładacie szlafrok, pędzicie do sypialni, niemal zabijając się o własne nogi dopadacie łóżeczka a tam maleństwo słodko śpi, nawet o milimetr się nie poruszyło od ostatnich 3 minut Waszej nieobecności. Z ulgą w sercu i gęsia skórką na gołych nogach wracacie do łazienki. A tam znów to samo. Zdejmujecie szlafrok, a tu płacz. Wchodzicie pod prysznic i szloch. Odkręcacie wodę - krzyk. I tak się kończy 30sekundowy relaksujący pobyt pod prysznicem. W panice ubieracie się i jeszcze ociekające gdzie nie gdzie wodą gnacie do swojej jak na złość słodko śpiącej pociechy ;)
Swego czasu paranoja obejmowała całe życie Mamilli. Myła się praktycznie stojąc nad śpiącą pierworodną. Nie mogła zjeść w spokoju, zajrzeć na skrzynkę meilową, a o odbyciu posiedzenia w toalecie nawet nie było mowy.
Paranoja była nieokiełznana. Przerodziła się również w wersję "panikowania na zaś". Bo jak to dziecko do lekarza wziąć? Na bank będzie płacz. Jak tu obcy człowiek ma spojrzeć na Mamillowe dziecko? Na pewno będzie wyła. Jak do samochodu wsadzić? Jak do dziadków zawieść? Jak do kościoła na chrzest? Jak nakarmić, przewinąć w terenie? I tak w kółko...
A żeby było ciekawiej, Steff miała w nosie Mamillowe paranoje będąc najcudowniejszym, spokojnym, grzecznym, niepłaczącym, niemarudzącym maluszkiem. Spała jak miała nie spać (bo goście, bo lekarz...). Nie płakała jak miała wyć ( bo szczepienie, bo wizyta u ortopedy...) itp.
Z czasem Mamillowa paranoja lekko ustąpiła. Steff zrobiła się troszkę mniej grzecznym niemowlakiem, ale i teraz, raz na jakiś czas zaskoczy Mamillę tak że idzie jej w pięty ;).
heheh, mam to samo. Też jak idę do łazienki, to słyszę , ze płacze. Przydałaby się niania, taka elektryczna.
OdpowiedzUsuńHa! Skąd ja to znam! Zawsze idąc pod prysznic (o gorących kąpielach już dawno zapomniałam) zastanawiam się, czy dane mi będzie w spokoju się spłukać :P I mimo, że tata zostaje na czatach, zawsze istnieje ryzyko płaczu w duecie...wtedy niestety nie ominie mnie wątpliwa przyjemność wyskoku z łazienki w pianie ^^
OdpowiedzUsuńMam to samo! Zwłaszcza pod prysznicem, co chwila zakręcam wodę, bo mam wrażenie, że Młoda wyje. Może i wyje, ale tylko w mojej głowie...
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że nie tylko ja tak mam...
OdpowiedzUsuńHaha, my mamy elektroniczna nianie (choc mieszkanie nie jest duze), ale czasami i tak slysze glosy, ktorych nie ma.Powiem tak, ze ja to nawet nie probuje udac sie pod prysznic jak jestem z Malym sama - od poczatku przyzwyczail mnie, ze w dzien spac nie bedzie. Jak tylko zdarzy mu sie usnac to startuje z kawka i czymds na zab - czasam i uda mi sie nawert dopic :P
OdpowiedzUsuńJa trochę z innej beczki- Emilka, jak Ty świetnie piszesz.Jak się Ciebie dobrze czyta! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie Gosiu... Tęskni mi się za Tobą...
Usuń