środa, 30 października 2013

Taki tam Mamillowy fetysz...

Rzecz o rzeczach. 
O rzeczach z odzysku, bowiem Mamilla ma tajemnicę. 
Tajemnicę którą uwielbiała się chwalić na studiach ;) Tak tak Mamilla nie zawsze była Mamillą :) Tajemnica ta to nałogowe grzebactwo. Grzebactwem zaraziła się od Babki - Musi. Musia czyli Mamillowa mama grzebaczem była od dawna. Mamilla kiedyś podpatrzyła co Musia przywlekła w wielgachnej torbie do domu. W torbie były swetry zwane szmatami do prucia, bowiem Musia jest mistrzynią szydełka i drutów. Ale szmaty do prucia były całkiem całkiem modne i całkiem całkiem atrakcyjne i kosztowały grosze. Mamilla się napaliła bowiem wielbicielką taniej i oryginalnej mody była, i kolejnego dnia już razem z Musią obie przytaszczyły po wielgachnej torbie szmat.
I tak Mamilla stała się szmato-maniaczką. Latała od ciucha do szmateksu, ze szmateksu do secondhandu. Ubierała się modnie i na czasie. Często przerabiała i kombinowała jeśli coś nie do końca odpowiadało jej wizji artystycznego looku.
Mamilla wyszła za mąż. Nieszczęsny mąż Mamilli został podstępem wciągnięty w wir szmateksowego szaleństwa: " Zobacz Kotu jaki świetny sweterek Ci kupiłam, i tylko 5zł!". Od tamtej pory Mamilla stała się osobistą stylistką małża, choć ten wcale sobie nie żałował zakupów w sklepach o dużo wyższym standardzie i niestety cenie. Mamilla była oszczędna, gały jej wychodziły na wierzch na widok niektórych cen w sklepach. Przecież taką samą bluzeczkę czy sweterek Mamilla dorwała ostatnio na ciuchu, ba! ubranka miały jeszcze metki... Ale nie miały aż takich cen.
No i Mamilla zachorowała. Nie chciała kupować w normalnych sklepach bo wszystko umiała wygrzebać ;) Dla siebie, dla małża... A później i dla Steff.
Steff jeszcze przed przyjściem na świat została bogato wyposażona w garderobę  na 2,3 miesiące do przodu. Mamilla grzebała i grzebała znosiła do domu coraz to piękniejsze okazy. Nówki z metkami, te nieużywane jak i  z ledwo co zauważalnymi śladami noszenia. Mamilla nie była biedna, nie była skąpa, ale wkurzało ją że ciuchy dla maleństwa w sklepie kosztują tyyyyleee kasy i mogą się wcale nie przydać. Oczywiście Steff posiadała nowe ubranka, jeśli akurat Mamilla nie wygrzebała tego co było potrzeba ;) No i tak zostało do dziś. Mamilla łowi dla Steff cuda nad cudami. Wypycha szafki i szuflady, zaopatruje małą w coraz to atrakcyjniejsze zabawki za niewielka część kwoty tych nowych sklepowych.
Zaleta skąpstwa Mamilli? 
1. Steff ma garderobę która może w każdej chwili być jednorazową - Mamilla daruje sobie od czasu do czasu zabawę w zapłakanego szopa pracza.
2. Dziecko posiada od groma świecąco-grających pierdół których nie będzie szkoda wyrzucić jak się rozgracą.  
3. Małż Mamillowy skacze pod sufit bo jego żona nie wydaje każdej złotówki na nową sukienkę od Versace ;)
4.  Mamilla jest super eko- nowoczesna ;) Recykling ku chwale matki ziemi :)

Coby nie być gołosłowną Mamilla pochwali się zdobyczami ;)

 Sukieneczka from SH, do spodenek była jako tunika ;)

 Sukieneczka from SH

 Czapeczka, kubraczek, spodenki i kozaczki from SH

Czapa i kubraczek from SH

Bluzeczka, mata-kocyk w motylki i wieża PlaySkool from SH

Sukieneczka i gaciorki from SH ;)


I na koniec. 
Niech żyją Second Handy z dziecięcą markową odzieżą! Hip hip hurrraaa!!!

poniedziałek, 28 października 2013

Paranoja goni paranoje...

Znacie to?
Dziecko śpi. 
Gnacie pod prysznic. 
W 100% wszystko odbywa się bezszelestnie, niemal słyszycie jak Wasz ledwo zjedzony obiad przemieszcza się w jelitach. Rozbieracie się odkręcacie wodę i... Kurde! Dziecko płacze ( w Mamillowym przypadku "Stefka jęczy..."). Zakręcacie wodę... Cisza... Hm... Zdawało Wam się. Znów odkręcacie wodę już jedną nogą pod prysznicem. Znów dziecko kwili. Nosz cholera... Zakładacie szlafrok, pędzicie do sypialni, niemal zabijając się o własne nogi dopadacie łóżeczka a tam maleństwo słodko śpi, nawet o milimetr się nie poruszyło od ostatnich 3 minut Waszej nieobecności. Z ulgą w sercu i gęsia skórką na gołych nogach wracacie do łazienki. A tam znów to samo. Zdejmujecie szlafrok, a tu płacz. Wchodzicie pod prysznic i szloch. Odkręcacie wodę - krzyk. I tak się kończy 30sekundowy relaksujący pobyt pod prysznicem. W panice ubieracie się i jeszcze ociekające gdzie nie gdzie wodą gnacie do swojej jak na złość słodko śpiącej pociechy ;)
Swego czasu paranoja obejmowała całe życie Mamilli. Myła się praktycznie stojąc nad śpiącą pierworodną. Nie mogła zjeść w spokoju, zajrzeć na skrzynkę meilową, a o odbyciu posiedzenia w toalecie nawet nie było mowy. 
Paranoja była nieokiełznana. Przerodziła się również w wersję "panikowania na zaś". Bo jak to dziecko do lekarza wziąć? Na bank będzie płacz. Jak tu obcy człowiek ma spojrzeć na Mamillowe dziecko? Na pewno będzie wyła. Jak do samochodu wsadzić? Jak do dziadków zawieść? Jak do kościoła na chrzest? Jak nakarmić, przewinąć w terenie? I tak w kółko... 
A żeby było ciekawiej, Steff miała w nosie Mamillowe paranoje będąc najcudowniejszym, spokojnym, grzecznym, niepłaczącym, niemarudzącym maluszkiem. Spała jak miała nie spać (bo goście, bo lekarz...). Nie płakała jak miała wyć ( bo szczepienie, bo wizyta u ortopedy...) itp.
Z czasem Mamillowa paranoja lekko ustąpiła. Steff zrobiła się troszkę mniej grzecznym niemowlakiem, ale i teraz, raz na jakiś czas zaskoczy Mamillę tak że idzie jej w pięty ;).

sobota, 26 października 2013

Steffi skończyła 7mc!

Dziś krótko i na temat i radośnie. Coby nie rozczulać się nad problemami, mlekami i innymi alergiami.
Stefania Józefina skończyła dziś 7mc!
Zleciało jak z bicza strzelił. A niedawno jęczałam że kiedy to to będzie większe... Teraz tęsknie za czasem kiedy tylko jadła i spała ;)
Co Steffi już potrafi...
Ano Stefanka pięknie pełza po podłodze w tył i przód ze wskazaniem na tył ;)
Robi pieska i próbuje raczkować...
Podciaga się sama do siadu i siedzi prosto z podparciem. Dziś nawet przez sekundę utrzymała równowagę w samodzielnej próbie siadu :)
Cudnie wzreszczy i piszczy. Krzyczy: "mamuuu!!!", "amm" - widząc miseczkę i słoiczek z zupką ( tak my z tych słoikowych ;), oraz kiedy jest głodna. Ale największym osiagnięciem małej jest opanowanie do perfekcji mówienia i krzyczenia słowa "nie". Steff jest pesymistką z prawdziwego zdarzenia ;) Ale nie krzyczy "nie" bez sensu. O dziwo Steff dobrze chyba już wie co to słowo oznacza. Nie chce jeść krzyczy "nie!", niechce tej czy innej zabawki jest "nie", więc chyba mogę pokusić się o stwierdzenie ze Mamillowa córa jest trochę inteligentna ;)
Steff potrafi również pięknie wywalać zabawki, z wózka, łóżeczka, leżaczka.
Stefcia przesypia 10/11h czyli nockę z tylko jedną pobudka na butlę :)
No i powoli mała wyrasta z ulewania. jeśli zdarzy jej się wpadka to tylko raz na jakiś czas i to po naprawdę intensywnym podłogowym tarzaniu się.
Niestety dalej mała dama jest bez zębna ;)

Z okazji  skończenia 7 miesiączków Steff pięknie ćwiczyła mówienie "ma ma ma" no i powiedzmy że była grzeczna i dobra dla Mamilli ;P



piątek, 25 października 2013

Matka wariatka... Nie wariatka?

No i proszę Steff po kolejnych płatnych oględzinach.  
Po tych niepłatnych Mamilla została po raz enty wariatką a plamiska na ręce i nóżce Steff które wykluły się stopniowo gdzieś przed miesiącem, zwyczajnie " olane" ciepłymi siuśkami...
W Mamillowej paranoicznej głowie powstał nowy afront. Natychmiast Steff zaprzestała wsuwania kaszki na mm innym niż AR i innych cudactw wprowadzonych przez Mamillę przez ostatni miesiąc. 
Pomimo iż Mamilla wiedziała co może być przyczyną plamisk to jednak żebrała o choć przytaknięcie jakiegoś mądrego człowieka że dobrze robi. Na ratunek jak zwykle przyszła ta " za kasę". Olana sprawa wcale nie była taka błaha. Pomimo odstawienia wszystkiego z dodatkiem mleka plamiska jakby się hm... rozmnożyły? No chyba ze wszystko działo się w chorej głowie Mamilli. 
Ta "za kasę" wydała wyrok. AZS. Odstawić mleko AR, bo ma białka mleka krowiego. Wyszło z czasem. Będą gorsze zmiany i może być nieciekawie jak dalej tak będzie postępować. Mleko zamieniamy na  Bebilon Pepti. No i jest zonk. Zamienić ok. Mała wypije. Przecież to AR to żelastwem trącało. Ale co z ulewańskiem? Co z refluksem? I tu sprawa skierowana do wyjaśnienia... Czyli dopiero się zobaczy. 
Więc przed Mamillą i Steff trudny okres... Pełen wątpliwości i strachu. Jak nowe mleko przyjmie mała? Czy powróci problem ulewania, choć ostatnio praktycznie nie istnieje? Czy plamiska znów się nie rozmnożą? A jak nic to wszystko nie da? Co gorsze? Refluks czy AZS? A Razem? Rozszerzanie diety stop,  jajko stop, kaszki z mm stop...
Ratunku!!!

Matka wariatka!

Znacie takie określenie? Wiecie o kogo mniej więcej chodzi?  Nie to już tłumaczę...
Jakiś czas temu taką opinię na swój temat Mamilla wyczytywała z oczu pediatrów w pobliskiej przychodni. A to dlatego że Mamilla - czyli matka wariatka wyrabiała 300% normy wizyt w przychodni lekarza rodzinnego. Mamilla kursowała z małą Steffi w tę i z powrotem. Samochodem, wózkiem, z mężem, z bratem z Mamillową matulą... No bo przecież matka wariatka Mamilla ciągle próbowała wmówić lekarkom że ze Steff coś jest nie hallo. Jak nie to że dziecko nie chce spać w dzień a spało jeszcze do niedawna aż za dużo - odp. Pani doktor wielkiej i uczonej: "no jak śpi w nocy to  nie musi w dzień, co ja od niemowlęcia wymagam?". Albo to że twarz Stefci piękna i gładziuśka pokryła się krostkami od szyi, przez uszka aż do pojedynczych sztuk na głowie - odp.: "nie ruszać minie...". A to to że niby Mamilla dopatrzyła się objawów refluksu żołądkowego i krótka odp.: "waga nie spada, więc niech ulewa". I nie pomógł argument że dziecko się krztusi i dławi a ulewa cały dzień od rana do nocy - karmić dalej cyckiem i się nie przejmować. "No ale przecież ją boli brzuszek od czasu do czasu..." kontynuuje lament Mamilla. "A to dziecko kolkowe... To może espumisanek? No coś tam jej dać...". Mamilla kombinuje... Ale że na twarzy Pani doktor już powoli pojawiała się mina Mamilli znana, to Mamilla się zamknęła, przytaknęła i z dzieckiem na ręku z pokorą opuściła gabinet.
No ale żeby tradycji stało się za dość za tydzień znów Mamilla z "dziwnym dzieckiem, jakby nie swoim" pakuje znaną już trasą do PLR. No i znów tym razem gorzej. Dziecko wyje przy cycku, skrobie się po gardle, w dzień nie śpi, jeść nie chce, dalej ulewa, a nawet wymiotuje, oczy czerwone, leżeć nie chce i litania wyklepana jednym tchem... Przy badaniu dziecko wyje no ale przecież Mamilla jest wariatka. W końcu wariatka wyżebrała skierowanie na badania i do specjalistów. A tam rewolucja. Mamilla wariatką nie jest. Dziecko jest chore, wymiotuje coś się dzieje w krwi, coś w brzuszku, podrażniony przełyk. Mamilla nie mogąc patrzeć na krzywdę dziecka niechcącego jeść, z pomocą wujka gugle obmyśliła ratunek, zakupiła mleko AR. I eureka! Stefcia z dnia na dzień powróciła do bycia Mamillową Steffi.  Wyrok był jasny: dziecko ma refluks - ale to już uświadomiła Mamilli inna Pani doktór taka za kasę. Za kasę czy nie ale raczej wariatki w Mamilli nie widziała. Posłuchała, zbadała, doradziła, pomogła.
No ale kolejnym razem głupia Mamilla poszła znów do owej przychodni. I co? Mała wylądowała w szpitalu. Po szpitalu Mamilla zaciągnęła Steff znów w dobrze znane miejsce gdzie znów została matką wariatką, po tym jak wyszukała u dziecka katar i kaszel a jako radę otrzymała słowa pocieszenia " przecież z tym się nic nie robi...". Ale że Mamilla chciała koniecznie udowodnić że wariatką nie jest, to znów wzięła Steff na płatne oględziny. No i niespodzianka... Steff zapalenie gardła i nosa + zapalenie spojówek ze szpitala przywlekła, a żeby było ciekawiej wieczorem Mamilli przez ręce się przelewała. 
No więc są tu jeszcze jakieś inne matki wariatki? 
Czy tylko Mamilla ma obsesje na punkcie zdrowia dziecka? 
Ps. Dziś znów wizyta u płatnego ;)

czwartek, 24 października 2013

Mamilla jest genialna!

Tak tak! Mamilla jest genialna ;)
Właśnie odkryła magię rajstopek dziecięcych. Pierwsze ich założenie jakieś 3 tygodnie temu było jak walka z ośmiornicą. Małe rozbrykane nóżki za cholirę nie chciały dać się omotać bawełnianym pętom różowiutkiego bawełnianego cudu. No ale jak to? Sukieneczka a do niej gaciorki? O nie... Niech choć raz mała wygląda elegancko... Przecież trzeba się przylansować u rodziny męża ;) Mamilla niech wygląda jak obłąkana, nieogarnięta czarownica no ale dziecko musi być cud - miód ;)
No więc po pierwszej wygranej bitwie z rajstopkami przyszły dni chwały i wesela. 
Rajstopki stały się zbawieniem na jakie czekała Mamilla. Przy kolejnej próbie zmiany pieluchy, kiedy to Steffcia bez opamiętania zmieniała pozycje z leżąco-wstających i brzuszkowo-bocznych (no cóż... Mamilla nie opanowała jeszcze sztuki zmiany pieluchy w pozycji  na pieska). Mamilla przerażona wizją niedalekiej przyszłości kiedy to gania za dzieckiem po mieszkaniu z zamiarem zmiany pieluchy powiedziała - dość! Pewnym ruchem powaliła padalca na plecki, po czym pewnym ruchem ściągnęła rajstopki do wysokości kostek. Jedną ręką chwyciła za powstałą miedzy nóżkami Steff pętlę i eureka! Padalec znieruchomiał. Nóżki przestały wierzgać. Na szczęście Mamilli do zdjęcia brudnej i założenia czystej pieluchy wystarczyła jedna ręka. Rajstopki zostały wysławione pod niebiosa. Później i dołączyły do nich leginski ;) Ale rajstopki miały i inne zalety... Nie gubiły się po mieszkaniu przy każdym wierzgnięciu  nóżkami jak skarpetki a ich nogawice nie zwijały się pod samą pupę jak spodenki podczas  podłogowych szaleństw. Ale ich największą zaletą pozostała i tak możliwość unieruchomienia adhd-owych nóżek Steff przy zmianie pieluchy ;) Więc cóż... Chwała rajstopkom ;)

środa, 23 października 2013

O upiększaniu...

Niebo się otwarło i zagrzmiało! 
Pierdzielneło równo. Bo oto na jednym z najbardziej obleganych portali społecznościowych zwanych potocznie FB padło pytanie. "Mamusie co uważacie na temat przekłuwania uszu u maluszków? Jesteście za czy przeciw?". 
No i się posypały wrzuty... Mama X chwali się że " moja Samanta miała przekłute już w 2mc życia", kolejna mamusia Y bije na głowę tą pierwszą i twierdzi że 2mc to strasznie późno, bo jej Dżesika miała już tą przyjemność kilka dni po urodzeniu.  A tak słodko maluszek wygląda z kolczyczkami. I nic jej nie było więc poleca wszystkim ;) Nieśmiało zaczęła się krytyka mamuś staromodnych? Eeee Zacofanych? Eeee trochę myślących? Te owe jakby je nie zwać mamy popukały się w głowę i pytają: Po co? Dla kaprysu mamuś? A dziecko to co? Miś? Lala do strojenia? Inne rodzicielki były poruszony tym jak matki mogą krzywdzić dzieci w imię... Właśnie w imię czego? Ładnego wyglądu? Mody? Mamusiowego widzi mi się?  Zasad plemienia? Tradycji narodu?
Rękawica została rzucona. Wojna trwa. Opinii wiele. Ale gdzie zdanie dzieci? Nima... No bo przecież dzieci i ryby głosu nie mają. Nie mają i mieć nie będą w tej kwestii dopóki same nie będą na tyle dojrzałe i dorosłe aby głos w tej kwestii zabrać. Tylko jedne będą płakać że kiedyś mamusie uszczęśliwiły je na siłę aby tak zapobiegawczo w dorosłym życiu były już lekko upiększone. 
Mamilla zdanie ma na ten temat dość rygorystyczne. Coś jest dla dorosłych i coś jest dla dzieci, czasem lepiej nie zamieniać tych "cośiów" miejscami dla dobra i mam i dzieci. A niektóre mamusie dla własnego zdrowia psychicznego powinny zaopatrzyć się w lalki Barbie, coby nie przyszło im do głowy  rytualnie tatuować własnych pociech. No chyba że są przedstawicielkami plemion afrykańskich tudzież akurat taborem przemierzają świat wtedy wybaczamy.
A wy mamusie co myślicie o przekuwaniu uszu niemowlakom?

wtorek, 22 października 2013

Decyzja... plany... decyzja...

Decyzja zapadła. Plany też są. Z realizacją się zobaczy. O to stara się Mamillowy mąż. 

Decyzja - po nowym roku przenosimy się do męża.
Plany - wynająć mieszkanie tylko dla nas trojga. I być w końcu szczęśliwą rodziną.
Decyzja - nie wracam do pracy i nie kombinuję, będę mamą pełnoetatową.

Strach ogromny, ale tęsknota jeszcze większa. Dzieli nas 1200 km... My tu. Kątem u moich rodziców, bo tak łatwiej. I mi i mojej mamie. Ale łatwiej nie do końca bo  już nie jestem w sumie u siebie... Mogłabym wynająć mieszkanie dla mnie i Steff ale mała uwielbia babcie i wujostwo. W domu zawsze ktoś jest. Na swoim byłybyśmy same 24h na dobę... I  bez samochodu gdyby coś.
Mój mąż tam... Praktycznie na stałe. Widzenie się raz na 2-3mc nie jest dobre ani dla nas ani dla Steff.  Na mnie spadają wszystkie decyzje związane ze Steff, bo przecież co może wiedzieć o dziecku ojciec widząc je raz na 2mc? Co dziecko może wiedzieć o ojcu. Mamillowy mąż jest wspaniałym tatusiem, ale tatusiem od święta, od zabawy, przez 2 tygodnie raz na jakiś czas.

Ogólnie rzecz biorąc JEST CIĘŻKO. Bardzo...
Ale damy radę. Przecież już teraz nie robimy tego wszystkiego tylko dla siebie. Przecież to dla Steff. Żeby jej stworzyć taki dostatni dom jakiego my nie mieliśmy. Ale żeby to uczynić musimy być w końcu razem i być w końcu prawdziwą rodziną. 

Tak tatuś szlifuje język ;)


poniedziałek, 21 października 2013

Złośliwość... Niemowląt śpiących?

No i tak... Tak jakby tradycji stało się za dość. Jak Mamilla zaplanuje popołudnie to  Steff śpi. 
Jak Mamilla ma kiepski dzień, ból głowy ( bynajmniej nie spowodowany zeszło nocnym piciem do upadłego) czy chęć choćby poczytać w kibelku, To Steff uparcie domaga się uwagi. W nosie ma drzemki. Nie chce jeść, chce noszenia i to najlepiej tam gdzie ona rączką pokaże i tylko w pozycji "przodem do świata". Mamilli po 5 min witki opadają a mięśnie nóg drżą. Bo 8kg wiercącego się bagażu robi swoje. I całe plany załatwienia małych spraw legną w gruzach i są przesuwane w niedalece nieokreśloną przyszłość. Nawet siedzenie na kibelku. 

Ale zaraz kolejnego dnia albo i dwa później nadchodzi taki czas. Że Mamilla czeka aż Steffi odwali  jedna z dwóch kiepskich drzemek, szybko zje i razem coś podziałają choćby na poczcie ;) Cóż za ekscytująca wyprawa, nieprawdaż? A tu bunt... Mamilla czeka... Kręci się. Jest prawie zdecydowana że drzemka już zaraz za chwile się skończy. Nie robi nic. Czeka. Zagląda do pokoju. W końcu tłucze się w kuchni, łazience czy gdziekolwiek bez sensu. A tu nic! Nic a nic! Gadzina śpi i śpi... Czas leci gadzina śpi! Mamilla wkurzona sama na siebie bo przecież mogłaby w tym czasie: poczytać, odsiedzieć w kibelku, pomalować włosy, nałożyć maseczkę, pomyć butelki, ułożyć ubranka, zebrać pranie, zrobić hennę, zrobić porządek z zadartym paznokciem czy choćby zbawić kawałek swego ego i napisać do męża sprośnego smsa ale nie... Czeka aż Steff się wyśpi. I nie robi nic! A tu tak fajnie minęły dwie godzinki. Mała wyspana Mamilla wykończona nic nierobieniem z listą zaległych rzeczy do zrobienia. Dziecko się wyspało, wstało na podwieczorek, zjadło  najprawdopodobniej swój plan dnia wykonało co do joty. I oto wybiła godzina zamknięcia poczty. I cała wyprawa została przesunięta na dzień jutrzejszy, a może na pojutrze? A może...?

Mamilla pochwala spanie w dzień. Najlepiej długie i najlepiej 2 razy. Każdego innego dnia byłabym wniebowzięta że maleństwo tak ładnie śpi. Tylko żebym jeszcze wiedziała kiedy Stefania ma w planach takie maratony.

niedziela, 20 października 2013

Uroki życia w bloku

Spotkaliście się z urokami życia w bloku? Chyba nie na darmo psychologowie uważają miasta za największe skupisko zestresowanych ludzi.

W moim bloku chyba najbardziej zestresowana osobą jestem ja... A może po prostu się czepiam.
Odkąd Steff pojawiła się na świecie ja stałam się hm... Przewrażliwiona?
No bo jak nazwać zjawisko kiedy jedną osobę wkurza całe otoczenie...A macie tak że jak tylko  ululacie maleństwo w ramionach i z bólem  pleców i opadającymi witkami odkładacie je do łóżeczka to akurat pod waszym oknem musi przejść piesek, siknąć i szczeknąć? A sąsiadka za ścianą właśnie  zaczęła tłuc kotlety chyba z całego świniaka? Bo tłucze i tłucze i z wściekłością pyrga po kuchni tłuczek? A może to wcale nie schabowe?

A może macie tak że na palcach wychodzicie w pokoju delikatnie przymykając drzwi i w tej właśnie chwili rozlega się głośny dzwonek domofonu a w słuchawce głos "ziemniaków nie potrza?!" Albo właśnie  dzwoni sąsiadka do drzwi która z chęcią umili Ci tą wolną chwilę wytchnienia?
A może akurat dzwoni twoja komórka, albo domowy telefon i akurat w tej chwili ktoś ma dla Ciebie jedyna i niepowtarzalną ofertę zmiany abonamentu kupna, sprzedaży czy chociaż zaproszenie na... prezentację? badanie? wycieczkę?( niepotrzebne skreślić). 

Żeby było atrakcyjniej sąsiadce z góry zepsuł się kibelek i od miesiąca śledzisz jej trasę fizjologiczną. A nie śledzić się nie da bo akurat padło na wielbicielkę niemieckich drewniaków. Na trzecim piętrze jak co wieczór godzina 21:00 start impreza... Już na klatce słychać jak lista gości się zapełnia... Przecież młodzież musi się wyszaleć. Za ścianą sąsiadka załączyła pranie. Pralka już wiruje po łazience co raz uderzając w co się da.  A tu czas się kłaść. Na palcach wślizgujesz się w pościel. W łóżeczku maleństwo smacznie śpi. A tu atrakcji ciąg dalszy. Przecież dziecko sąsiadów uczy się grać na klawiszach. No i nikogo nie obchodzi że nie lubisz jazzu koncertu wysłuchać i tak musisz bo jest dopiero 21:00!  Godzina do upragnionej ciszy nocnej. Ale i po 22:00 nikogo nie obchodzi że Ty padasz na ryj po całodziennym lulaniu dziecka. Upatrujesz sensu w tych męczarniach. Mówisz sobie że dziecko podrośnie będzie lepiej. Ale w sumie chyba już nie chodzi o maluszka. Bo w sumie to przecież mnie Mamillę to wszystko wkurza!        
     
Czy tylko ja każdego dnia coraz bardziej mam ochotę porzucić cywilizację i zaszyć się w buszu?
  HeLp!!!

czwartek, 17 października 2013

A skąd takie imię?

Spotkaliście się kiedykolwiek z pytaniem, skąd wasz maluch ma takie a nie inne imię? Ja już się przyzwyczaiłam do tego pytania. I do zdziwienia jakie wywołuje w urzędach, u lekarza, na spacerze, nawet w sklepie... A przecież moje dziecko ma takie piękne, tradycyjne imiona :)

Najpierw jest zdziwienie, później pozytywna reakcja. A następnie pytanie "a skąd taki pomysł? " albo "a co na to mąż?". To ostatnie jest chyba najdziwniejsze ;) Przecież wbrew mężowi, czy jemu na złość nie nadawalibyśmy Stefanii takiego imienia. Ale żeby było ciekawiej przecież Steff ma drugie imię ;) Więc nasza maleńka "w papierach" ma Stefania Józefina. A dlaczego? A bo po 1 mama musiała nadać dziecku imię z sensem. Sens w tym taki że mój św. pamięci dziadek miał na imię Stefan, a św. dziadek męża Józef. Akurat rocznica śmierci mojego dziadka przypada zaraz przed urodzinami małej. Moja babcia a prababcia Stefii powiązała te dwie sprawy bardzo sentymentalnie. 
Drugim powodem dla którego Steff jest Steff a nie kolejna Julia czy Zuzia jest właśnie to że nie chcieliśmy kolejnej Zuzi czy Julii, Leny, Nadii... Nie twierdzę że nadawanie dziecku takich popularnych imion jest złe. Ale czyż w polskim języku niema innych pięknych imion? Nie wiem czy Steff będzie kiedykolwiek zadowolona czy też nie ze swojego imienia. Ale na pewno nie będzie  mylona w przedszkolu czy na podwórku z inną Julką ;) Chciałabym żeby zawsze czuła się wyjątkowa i jedyna, nie tylko przez posiadanie takich imion.

środa, 16 października 2013

Jak to się Stefie poprzestawiało...

            No i mamy środę. Tydzień minął. Mamilla lżejsza o 3 kilo, Steff zwalcza alergię pokarmową... Zaszczepiony Stefullson zaszczepiony w zeszłą środę był marudny i senny. Niestety nie możemy tego zrzucić na ząbki bo tych ani widu ni słychu.

          A później przyszedł  weekend. Po raz pierwszy w niedzielny wieczór wyszłam sama samiusieńka do kościoła. Babcia robiła za nianię co Steff wręcz uwielbia. Godzinka sam na sam ze sobą dobrze mi zrobiła :) Myślę że takich chwil mogłabym więcej wygospodarować dla siebie gdybym miała męża na miejscu... 

Coraz częściej i intensywniej myślę o wyjeździe do męża. Życie na odległość nie jest dobre dla takiej młodej rodziny jak my. Tutaj raczej nie mamy po co siedzieć. Ale chciałabym jeszcze chwilę poczekać... Przecież Stefanka ma tylko 6 miesięcy. Ciągle zdarza jej się ulewać, a konsekwencji refluksu boję się najbardziej...

No ale nie o tym miało być. 
Miało być o tym jak mojemu dziecku się poprzestawiało :) A więc zgodnie z czasem zimowym mała przestawiła sobie godziny snu. Na mamillową korzyść ;) Teraz chodzi spać o godzinie 20:00 i śpi do 7:00 z haczykiem więc nie bawimy się po ciemku  ;P Co więcej mała budzi się w nocy już tylko raz. Pielucha, butelka i grzecznie dalej luli.

Niestety durnym sąsiadom nic się nie poprzestawiało... A szkoda. 
Wczoraj godzina 22:55. Steff śpi, mamilla czyta i  mości sobie miejsce do spania. A tu w ścianę "puk puk puk!!! " Czyżby dzięcioł?
  Na szczęście Stefanii ani dzięcioły ani miauczące futrzaki w domu, ani inne gady nie przeszkadzają w spaniu... Niestety mamilli tak :/

 A tak Stefullson śpi ;)

Albo tak...

  I już nie śpi ;)


  


środa, 9 października 2013

09.10.2013r.

Mamilla na diecie od poniedziałku... Idzie opornie, uzależnienie od cukry  dosyć silne. 

Steff chyba sama oducza się jedzenia w nocy. Dziś pobudka na jedzenie w nocy raz, a mamillowe pobudki w nieskończoność, bo mamilla wstaje na każde Stefikowe jękniecie, nawet to przez sen :/

Pobudeczka o 6:00 to już tradycja... 
Tylko że Steff idzie na drzemkę koło 9 a mamilla niestety już nie...

Dziś było opóźnione zeszłotygodniowe szczepienie - mała miała katar. Lecimy systemem 5w1 więc Steff nieźle znosi kłucie ;)
Przy okazji było ważenie i mierzenie no i mała już nie jest taka mała... 72cm i 7700 wagi ;)
czyli pięknie :)

Okupacja podłogi przez Stefankę owocuje ;) Już od kilku dni obserwujemy piękne próby raczkowania i świetne podciąganie się do siadu, oparta na jednej ręce i wsparta bokiem, wyciąga sobie zabawki z pudła :) Niestety wzmożona aktywność fizyczna skutkuje sporadycznym ulewaniem, więc dalej śmierdzące mleko będzie obecne w diecie małej :( Ale mimo wszystko mała rozwija się super i pani doktor bardzo chwaliła Stefcię :)

Wieczorem obowiązkowa pogawędka z tęskniącym na wygnaniu mężem no i zaraz kładziemy się spać. A raczej mamilla uda się spać, bo Stefik zawsze i wszędzie i niezależnie od planu i przebiegu dnia między godziną 19:00 a 20:00 idzie spać ;) 

Mamilla ma chwilę wytchnienia :)

Miłego wieczorku!







wtorek, 8 października 2013

08.10.2013r.
 
Pamiętnikowanie czas zacząć :) 

Troszkę z zaspokojenia własnych potrzeb wygadania się a troszkę dla mojej córci... 
Może kiedyś mnie zapyta jaka była i jaka ja byłam gdy była jeszcze maleńka i jak było nam ze sobą ;)Wtedy będzie mogła poczytać o tym wszystkim i emocjach jakie nam towarzyszyły z dnia na dzień :)

A więc ja i mała Steffi mówimy Wszystkim Helloo!

 
 
Ps. 01.10.2013r. minęła nasza II rocznica ślubu :)
      26.09.2013r. Steff skończyła pół roczku! 

Akurat tak się miło złożyło że tatuś Steffi mógł być z nami w oba te święta. Niestety był w kraju tylko 2 tygodnie - bardzo ciężko znosimy rozłąkę :(