No i Mamilla wymyśliła.
Wymyśliła że się wynosi z PL. Co raz nowe wyskoki sąsiadów czy innych takich człowieków działają bardzo motywująco.
Tak jak Mamilla pisała u małża warunki na razie jako takie ale Mamillę w PL szlak trafia... No i ileż można tak żyć? Dziecko bez ojca, żona bez męża... Mąż bez... i żona też ;) A na miejscu też można szukać lepszego lokum.
Przezornie Mamilla musi jeszcze sprawdzić czy u małża w Doutschlandzie niema gorszych sąsiadów. Czy nikt w drewniakach po głowie nie chodzi, a wielbiciele disco bawią się w mieście a nie co wieczór w czterech ścianach domowego "zacisza". Ale żeby było ciekawiej to chyba Mamilla bardziej boi się o stan swojego zdrowia psychicznego niż spokojny sen Steff która od 3mc życia nie mając problemów brzuszkowych śpi jak zabita, jeśli naprawdę chce jej się spać ;)
Decyzja zapadła, worki próżniowe zostały zakupione. Mamilla ze Steff wyrusza na podbój ojczyzny Rossmana i zupek Hipp. Chyba Steff jest wszystko jedno gdzie będziemy mieszkać, przynajmniej na razie, byle by miała towarzystwo do zabawy a o to już małż Mamillowy się zatroszczy :)
Wybór transportu na pokonanie 1200km jeszcze niedawno był łatwy... No samolot, bo niby z niemowlęciem łatwiej no i szybciej. Ale po rozważeniu wszystkich plusów i minusów, jednak Mamilla wybrała transport lądowy. Why? Bo... Niby Samolotem szybciej. Lot 2,5h... Aleeee... Trzeba doliczyć w naszym wypadku dojazd do Warszawy, czas spędzony na lotnisku, odprawa itd i dodatkowo już po przylocie ok godzinną jazdę do punktu zamieszkania. Więc w przybliżeniu ok 7-8h... Jazd samochodem 12h... Ale samochód wygodniejszy i jedzie w nocy kiedy Steff śpi. Poza tym małż i tak musiałby przyjechać po klamoty, bo przecież co niektóre nie zbędne bibeloty do samolotu w podręczny się nie zmieszczą ;) No wiecie, leżaczek, wózek, Mamillowa garderoba ;)
Wstępnie wyjazd planujemy za 2 tygodnie. W tym mamy wizyty u lekarzy oraz kilka sprawunków. Mamilla czeka na nowy wypaśny fotelik samochodowy dla Steff i kupuje zapasy.
Planowany czas pobytu do świąt. No bo jak to? Pozbawić małą pierwszych świąt w gronie dziadków ? ;>
No i zobaczymy... Naładowana jestem optymizmem aż nad to żeby przypadkiem nie zacząć tchórzyć... I staram się widzieć tylko plusy.
No i widzisz kochana, wszystko się już prawie ułożyło :) Najważniejsze pozytywne myślenie. Zawsze się w końcu jakoś wszystko układa! Życzę Wam powodzenia w przygotowaniach i w wyprawie!
OdpowiedzUsuńZatem życzę wytrwałości w postanowieniu i powodzenia zagramanicą jak już wyjedziecie :)
OdpowiedzUsuńNo proszę. A nie pisałam, ze coś się wymyśli. Powodzenia w tami razie.
OdpowiedzUsuńDzięki kobietki :) Pocieszam się myślą że w razie co, zawsze można wrócić :D
OdpowiedzUsuńKciukasy mocno zacisniete za powodzenie misji!! Ojj kochana doskonale Cie rozumiem odnosnie podrozy...ostatnio odkrylam, ze zdjeli nam z grafiku lot rzym - gdansk. W alternatywie mam Rzym - Warszawa (i ok. 5h jazdy czyms na Pomorze, gdzie juz do rzymu mam 2h) lub Mediolan (ok.6h samochodem lub 4 pociagem z tobolami) - Gdansk. Efekt taki, ze chyba kolejne swieta bez sniegu i tradycyjnej polskikej atmosfery. Bo samochodem mamy prawie 2000 :(
OdpowiedzUsuń