Weekendowe szaleństwo przyniosła jak huragan małża Mamillowego do kraju. Chwała mu! Klękajcie narodu, głowa rodziny zajrzała do PL. Ważne uroczystości ściągnęły mojego królewicza z bajki do kraju. A mianowicie rumak padł i należał się szkapinie przegląd. Co tam urodziny małżonki, co tam pierwszy rok córki, terminy warsztatowe przygoniły księciunia mego, pana i władcę. Aż Mamilla była bliska rozłożenia czerwonego dywany i zapewne jakiś pokaz tańca brzucha czy innego cuda by się odbył, tylko jakoś funduszy zbrakło, wiec tylko chlebem i solą, nawet wódką nie no bo wiadomo, rumakiem.
Stary na dzień dobry już w progu został przywitany Mamillowym "miałeś być później...", a tego raczej nie spodziewał się stęskniony małż. Ale dziwić się kobiecie - matce, ściągniętej z łóżka o nieprzepisowej godzinie w piątkowy, chyba poranek - jeśli tylko 5 rano tyczy się już określenie "poranek". Podkreśleniem wielkiej tęsknoty Mamillowej był akt oddelegowania małża do pokoju szwagrowego aby odpoczął po podróży, gdyż kochana żona zapomniała rozłożyć łóżka w sypialni. Dla sprostowania Mamilla jak niema chłopa w domu to śpi na połówce rozkładanej kanapy - oszczędność czasu, miejsca i nerwów związanych z szarpaniem się z nieporęcznym meblem. Coby tego wszystkiego było mało małż został zaraz po porannym buziaczku śmierdziuszku uraczony komplementem w stosunku do nowego nabytku. "Skąd Ty masz takie obrzydliwe buty?!". "No firmowe... kupiłem sobie, fajne nie?". "Nie fajne... Spale Ci je jak pójdziesz spać...". Budujące? Na pewno nie, ale za to szczere. A buty naprawdę były dla Mamilli szczytem obrzydliwości. Chłopy w pewnym wieku nie powinni zaopatrywać się w sklepie sportowym, jeżeli nie zamierzają zakupów wykorzystać do uprawiania biegów czy innych wyczynów atletycznych. Argument o wygodności w czasie jazdy samochodem, do Mamilli nie trafił. A nie taniej byłoby prowadzić na bosaka? He?
Tak więc po miłym poranku nastąpiło miłe przedpołudnie. Ojciec zacieśniał więźi z córą siląc się na Boba Budowniczego podczas zabawy w piachu. Steff zachowując stoicki spokój obserwowała działania ojca, po czym w akcie desperacji spierniczyła z piaskownicy. I w sumie tyle dziecko ojca se namiało, bo wiadomo nie po to ojciec przyjechał coby zagrzebywać się w piachu.
O imprezie urodzinowej Steff która się okazała porażką, może Mamilla napisze w następnym poście, dlatego zostańmy tylko przy starym. Stary Mamillowy, racząc swą obecnością żonę zawsze testuje jej wytrzymałość psychiczną. Nadmieńmy że na Mamillę już dawno nie działa melisa, relanium, ćwiczenia relaksacyjno wyciszające ani żadne wyliczanki choćby do tysiąca. Szczytem szczytów weekendowego szału małżowego była segregacja garderoby którą jaśnie Pan ewentualnie łaskawie mógłby ze sobą zabrać do DE. Ponieważ każdego wieczoru Mamilla cierpi na brak zajęcia jakiegokolwiek została zwerbowana do owej czynności słodkimi jak miód słowami małża " weź mi tam spakuj rzeczy, co?". Toż to miód na uszy każdej prawie samotnie wychowującej dziecko matki. No ale chciałaś kobieto mieć księcia z baki, to teraz mu służ. Złość zalewająca lico Mamillowe pozwoliła jej tylko na szybkie wyrąbanie z szafy wszystkich małżowych szmat. Przez chwilę w Mamillowej głowie roiła się wizja mega ognicha zrobionego w przyblokowym ogrodzie, ale z racji sankcji za takie wybryki, wizja ta zmieniła się w cztery inne możliwości. Dlaczego aż cztery? Bo tyle jest na Mamillowym osiedlu kontenerów na niepotrzebne szmaty i bibeloty - PCK i te sprawy. Ostatecznie ciuchy trafiły na fotel z głośnym " masz i sobie przebierz!". Po 5 min, zadowolony Pan mąż wyłonił ze starty kilka sztuk odzieży a resztę zostawił nie tkniętą ze słowami " Tego już nie chce". Nosz kurde.... Mamilla poczuła się jak matka nastolatka. 1,2,3... wydech... M: "A reszta? Co z nimi nie tak?". Małż: "Hm... To mi się nie podoba już... To też... To za małe ( Mamilla wiedziała to od pół roku), to za duże... ( było już jak było kupione...)". M: "A to pomarańczowe?". Małż: "No weź! To wygląda jak z jakiejś bajki! O! Może zagrać Tygrysa w Kubusiu". M: "A te spodnie? Na pewno za małe?Nie przymierzałeś". Małż: "No mówię że za małe i już! Zaraz Ci pokażę... No dobra, mogą na razie zostać". M. w myślach: "1,2, 3... 567...Wydech... Gdzieś wino zostało... M: "A to? Nie masz komu oddać? Ładne i nowe, nie nosiłeś nawet..." Małż: "Jacek w to nie wejdzie, nie używał ostatnio Calgonu...". M: "Że co?!". Małż: "No nie używał Calgonu i mu bęben wywaliło...". M: " Ten Jacek co ma cukrzycę?". Małż: "No, wiesz że on sobie wstrzykuje insulinę? A wiesz że to ze zwierząt jakiś? Mówię Ci... Raz wąchałem i oborą wali". M: "Dobra nie ważne... A tamte spodnie?". Małż: "W to w ogóle moje???". 1,17, 99... Wydech...
Stare dziady to chyba mają zaprogramowane irytowanie małżonek.
OdpowiedzUsuńMój ostatnio pracuje cały czas, wpada tylko na wieczór i zaraz zasypia, żeby z domu wybyć koło 3 w nocy, widujemy się chwilkę, a i tak potrafi mnie zirytować;) A bałagan jaki zrobi...
OdpowiedzUsuń:) mój mąż z kolei nie pozwala mi nic wyrzucać co jego nawet jak ma 115 lat :P
OdpowiedzUsuńwiec musze po cichu jak go nie ma robic resort i wywalac co nie potrzebne :)
a pozniej mówie ze zgubił :D
a ja nie mam chłopa :D Mam Eksa za to, a ten mnie denerwuje za dziesięciu :/
OdpowiedzUsuńHehehe. Uśmiałam się. Ty to książki powinnaś pisać.
OdpowiedzUsuńMasz ci los :) Z tymi facetami to ciężko bywa:D
OdpowiedzUsuńOj czasami ciężko bywa z nimi to fakt ;-) Ale cóż byśmy bez nich robiły :-P
OdpowiedzUsuń