Mamilla pisze ostatni raz w tym roku na obczyźnie. Jutro powrót do PL. Mamilla ma mieszane uczucia ale po ostatnim tygodniu okropnie zatęskniła za wyrwanie się choć na 5min z objęć małej szczypawy. Tak Steff dała Mamilli ostatnio popalić. Pasja do raczkowania i siedzenia przemieniła się w pasję do stania i kicania zawsze kończącego się dosłownie jazdą w dół bez trzymanki. Tak więc Steff wiezie musi Mamillowej prezent w postaci siniaka przy oku, owoc dnia dzisiejszego, jednego z gorszych w historii pod tytułem "podróż do kraju lepszej chemii gospodarczej". Zakończenie owej historii jest raczej hm... złe a wręcz tragiczno-koszmarne. Oczywiście tylko dla Mamilli. A wszystko zaczęło się od tego że w zeszła niedzielę małż Mamillowy wyruszył w delegację na cały tydzień. Mamilla po raz kolejny została sama z małym trolem. Trolisko przebrzydłe wykorzystało w tym tygodniu każdą okazję żeby przyprawić Mamillę o zawał. Ból krzyża nawiedził więc Mamillę już we wtorek aby w środę skutecznie znokautować jej szybkość reagowania na poczynania trola. Apogeum tragedii grubymi nićmi szytej przyświecał fakt ciążącego na Mamilli obowiązku spakowania w drogę powrotną wszystkich klamotów przywiezionych do DE. Kto się kiedykolwiek pakował gdziekolwiek mając za pomocnika ciekawskiego niemowlaka wie o co kamman. Co Mamilla nie spakowała, Steff zdążyła rozpakować więc pakowanie zaczęło się wraz z nadejściem wtorkowych bóli krzyża a nie skończyło do dziś dzień. Planowany termin powrotu do PL mimo to nie uległ zmianie i jest to ciągle jutrzejsza sobota godziny wczesno-wieczorne.
Małż Mamilli ucieszył się z delegacji bo za soboty bierze do łapki i to niezła sumkę. Mamilla się nie ucieszyła. Z zaplanowanych na miniony tydzień zakupowych szaleństw odbyło się tylko sporządzanie listy zakupów. W zamian Mamilla urządziła sobie dzień SPA w domowym zaciszu, oczywiście ukochane dziecko przespało w dzień tylko 2 x 30min więc również uczestniczyło w SPA. SPA odbyło się tak... Najpierw skuteczny manicure za pomocą gąbki i płynu do mycia garów rozmiękczył Mamillowe skórki a raczej całą skórę rąk. Później szorowanie lodówy raczej mało delikatnie usunęło to co nie zostało rozmiękczone przez mycie garów. Opary znad mytych wrzątkiem półek lodówkowych świetnie oczyściły zatkane pory Mamillowej lekko zdezelowanej gęby. W tym czasie wierna mała pomocnica skutecznie wytarła kolanami i dupą to co przez przypadek Mamilla rozlała na podłogę.
Dzień zakończył się nieudaną próbą wyprania włochatego dywanu. Po kilkukrotnych przymiarkach do wepchnięcia śmierdzącego włochacza do bębna Mamilla spocona jak po saunie, za pomocą odnóży zamknęła w końcu drzwiczki pralki. Z uruchomieniem jej nie poszło już tak gładko. Dość głośny zgrzyt bębna zakończył Mamillowe porządki. Pralka z przeładowania nie chciała ruszyć. Durna babina prawie zepsuła i tak zdezelowaną pralkę. Lekko wilgotny dywan wylądował w prysznicowym brodziku. Po chwili dołączyła do niego Steff. Pewnie dziecko nie mogło się już doczekać zaplanowanej przez Mamillę kąpieli... Bo jak to bywa durna matka dała dziecku do zabawy kosmetyki, coby troll nie przeszkadzał w psuciu sprzętu AGD. Dziecko umieszczone w chodziki, (który aktualnie skutecznie i w miarę bezpiecznie w porównaniu do łóżeczka unieruchamia trola na kilka minut) zajęło się wywalaniem kosmetyków z łazienkowego koszyka. Coby nie było Mamilla widziała co dziecko bada w swych łapkach, dla dodatkowego bezpieczeństwa zatkała dziecku smokiem buźkę. I nagle trach. Coś się potoczyło pod Mamillowe nogi. Korek od zmywacza do paznokci. Zmywacz a raczej buteleczka po nim w łapkach Steff... Zmywacz na Stefowych nogach i całym chodziku. Zmywacz dołączył więc do listy zakupów kosmetykowych, a Steff postawiła kropkę nad i Mamillowej durnoty.
Na dobranoc Mamilla pierdzielnęła się w nogę o mega wypaśne łoże małżeńskie, pod nosem przeklinając nieobecnego małża. Na szczęście trollik zlitował się nad durnowatą matką i odpuszczając sobie wieczorną gimnastykę przy szczebelkach łóżeczka zasnął przy butli. Mamilla idzie się więc nastawiać na dwunastogodzinną podróż zawalonym jak cygański tabor autem, modląc się o jak najmniejszą aktywność Steff podczas jazdy. To tak coby wraz z niedzielnym porankiem z uśmiechem powitać starą poczciwą Polskę.
Piękny opis! Pamiętaj, że święta z rodziną wynagrodzą Ci wszystko;) Tylko...nie licz na to, że ktoś odciąży Cię od małej- trza sprzątać, gotować i lepić pierogi:)
OdpowiedzUsuńHa ha ha jakbym czytała o sobie :) no prawie, bo nigdzie nie wyjeżdżam i mam synka, ale reszta się zgadza. Mój Bubuś też teraz wkracza w ten wiek, w którym robi wszystko by doprowadzić Mamę na skraj zmęczenia i przyprawić o zawał ;) Pozdrawiam i życzę udanych świąt!
OdpowiedzUsuńHahaha jak ja kocham takie dni, kiedy to cały świat obraca się przeciwko nam, dzieciarnia cały dzień drze dziobki (kolejne ząbki o nieeeeeeee!) próbując za wszelką cenę wleźć na MaMę, spychając "rywala" i powodując przy tym kolejną falę krzyków i histerii, przy okazji w chwilach uspokojenia, wymazując na świeżo umytych meblach kuchennych (o zgrozo lakierowanych czarnych!) bazgroły wymemłanym flipsem...ehh, ciężkie życie...
OdpowiedzUsuńMamillo droga, tak bardzo lubię czytać Twój blog, że postanowiłam właśnie Tobie przyznać nominację do Liebster Blog Award :) Pozdrawiam i zapraszam do Majerankowa po szczegóły : http://majerankowo.pl/?p=289
UsuńNo widzisz jakie domowe SPA i to za darmo :) Czasami zdarzaja sie takie dni, ze wydawac by sie moglo iz wszystko sprzysieglo sie przeciw nam. Spokojnej podrozy, choc Wy juz pewnie w drodze.
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, pamiętam jak Aneta zaczynała raczkować, wstawać, chodzić... teraz nadal zbiera siniaki, ale już chyba troszkę mniej...
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do zabawy Liebster Blog Award, teraz pewnie nie będzisz miała zbyt dużo czasu na pisanie, ale jak znajdziesz chwilę to serdecznie zapraszam do zabawy i już życzę zdrowych, wesołych świąt i miłego pobytu w Polsce :-)