No i stało się. Mamilla pod choinkę podarowała Steff akuratny do sytuacji prezent. Z racji wysypu skórnego u małego trolla, który pojawił się tuż przed powrotem do PL, i za radą Pani doktór Mamilla zafundowała dziecku swoiste tortury - testy alergiczne metodą BICOM. Może któraś z mam korzystała? Może zna? Może jakieś opinie? Doświadczenia?
Owa atrakcja kosztowała co nieco i przyniosła zaskakujące wyniki. Mały troll poddawany torturze poprzez macanie metalowym prętem małej stópki przez chyba najdłuższe Mamillowe 30min. Poród Steff wydawał się trwać krócej, ale może tylko dlatego że rodząc się Steff nie robiła takich cyrków. Po całym badaniu małż Mamillowy był biedniejszy o kilkadziesiąt zł z nadzieją na kolejny wydatek, a Mamilla miała już zakwasy od trzymania wijącego się jak piskorz Steffika.
Diagnoza? Dziecko uczulone na to co matka była pewna: pszenica, pomarańcza i to co podejrzewała: kukurydze i wit C, mleko i to co by jej do głowy nie przyszło: soję, truskawkę, banany, cielęcinę, marchewkę,cukier, kurz i kilka innych rewelacji... Plamy alergiczne ostatnich tygodni powstałe na ciele Steff oczywiście z winy Mamillowej, są więc efektem masowania kolejnego wyłażącego zęba chrupkami kukurydzianymi. Teraz Steff masuje ząbek już tylko styropianem tzw waflami ryżowymi bez dodatku niczego. I bez dodatku niczego dziecko je, a raczej je to co nieliczne może jeść. Coby nie głodzić trolla dieta iście chińska Steff, obfituje we wszechobecny ryż.
Wierzyć nie wierzyć w te jak to powiedział Mamillowy małż "czary mary z dziwacznej skrzynki na prąd", ale skóra Steff po odstawieniu kukurydzy i ograniczeniu spożywanej marchwi zdecydowanie stała się gładsza. W planach więc iście "czaro-marowe" odczulanie prądem głównie na pszenicę, kukurydzę i marchew. Odczulanie na kurz właśnie się odbywa. Inne odczulania po odczuleniu na to co najbardziej szkodzi, po prostu Mamilla musi zobaczyć że prąd naprawdę leczy. W poniedziałek wizyta u polecającej P. doktor, coby przekazać jej rewelacje i wysępić recepty zniżkowe na mleko ot co.
Mamilla sama nie wie co o tym wszystkim sądzić. Rozmowa z panem od kopania prądem troszkę rozjaśniła jej w głowie ale i jednocześnie namąciła. Z jednej strony Mamilla wie co robić i jak działać, zna też kilka odpowiedzi odnośnie przyczyn wzmożonego ulewania Steff przy podawaniu konkretnych rzeczy czy leków np. wit C. Z drugiej strony chciałaby bardzo wierzyć że to odczulanie prądowe pomorze i nie jest to tylko "naciąganie kosztem chwytającego się brzytwy". Więc o efektach i postępach w odczulaniu nie omieszka wspomnieć w przyszłości ;)
sobota, 28 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Poświateczne statystyki...
Święta, święta i po świętach...
Liczba dni świątecznych - 2 + wigilia ( wigilia bez ryb więc nie do końca wiadomo czy się liczy...)
Liczba dni spędzonych poza domem - 2
Liczba zjedzonych kalorii w postaci ciasta i innych nieświątecznych dań - eee yyy... dużo za dużo...
Liczba wypitych jednostek alkoholu - 1,5 lampki wina w tym ta 0,5 to owocowe wino musujące...
Liczba wzruszeń związanych ze świąteczną atmosferą - 0
Liczba wnerwów związanych z obecnością rodziny - milion
Liczba opierdzieleń pod adresem Mamillowego małża - milion...
Poza tym Mamilla postanowiła że od dziś nie zje już nic słodkiego dopóki nie spanie z niej zbędne 10kg. Postanowienie zostało zawieszone już po 2h kiedy to zostały odkryte w lodówce pokłady marnującego się ciasta. Postanowienie zawieszone aż do odwołania tzn aż skończą się słodycze w domu i małż Mamillowy nie przestanie drażnić...
Bilans strat poświątecznych potęguje zmniejszająca się drastycznie wielkość kupeczki z oszczędnościami. Jakoś nic Mamilla nie kupiła przed świętami, no prawie nic... a kasa zniknęła, więc zakupy poświąteczne zawieszone podobnie jak wielki poświąteczna głodówa. Mamilla biedna więc jest i nie kupi już butów na poświątecznych wyprzedażach. I tak też było do dzisiejszego wieczoru kiedy to Mamilla przypomniawszy sobie o magicznej karcie, wzięła dupę w troki i zostawiwszy pierworodna bez opieki tzn z ojcem a swym małżem i pojechała do hiper-super. Buty kupiła. Małż zakup pochwalił i pozazdrościł, bo sam również wydawać lubi. Też chciał sobie powydawać, ale Mamilla zgasiła jego zapał słowami pełnymi jadu " nie stać nas...". Na co małż jak zwykle się napuszył i walnął "mnie stać!". No i lawina runęła, bo jak to Mamilli nie stać a ma buty a jego niby stać a na zakupach nie był. No i foch za fochem poleciał, zaraz za słowami " a to jedź...". I pojechał... W siną dal, czyli do hiper-super, pokazać skąpo-oszczędnej małżonce jak się wydaje kasę. Sądząc po rozmiarze focha, nie kupi nic a kasę gdzieś przetraci. Znając małżowe zapędy i smaki, dziś kolację zje w kebabie, a domowe żarcie poświąteczne szlak trafi.
Z tych całych świąt pożytek był w tym roku taki, że chociaż Steff miała przyjemność poznać większą część licznej rodziny, a zainteresowanie jakie budziła jako najśliczniejsze i najsłodsze maleństwo w 100% jej odpowiadało. Mamilli też, bo nie musiała małego kloca nosić na ręcach, robiły to wszystkie ciocie-babcie i wujkowie-dziadkowie z Mamillową Musia na czele.
W przyszłym roku święta do poprawki. Steff będzie już "duża" więc i świętowanie będzie musiało być większe i troszkę bardziej tradycyjne. W tym roku nawet porządnej foty w stroju Mikołajka dziecko niema więc na FB nuda... Są tylko takie foty jak poniżej.
Liczba dni świątecznych - 2 + wigilia ( wigilia bez ryb więc nie do końca wiadomo czy się liczy...)
Liczba dni spędzonych poza domem - 2
Liczba zjedzonych kalorii w postaci ciasta i innych nieświątecznych dań - eee yyy... dużo za dużo...
Liczba wypitych jednostek alkoholu - 1,5 lampki wina w tym ta 0,5 to owocowe wino musujące...
Liczba wzruszeń związanych ze świąteczną atmosferą - 0
Liczba wnerwów związanych z obecnością rodziny - milion
Liczba opierdzieleń pod adresem Mamillowego małża - milion...
Poza tym Mamilla postanowiła że od dziś nie zje już nic słodkiego dopóki nie spanie z niej zbędne 10kg. Postanowienie zostało zawieszone już po 2h kiedy to zostały odkryte w lodówce pokłady marnującego się ciasta. Postanowienie zawieszone aż do odwołania tzn aż skończą się słodycze w domu i małż Mamillowy nie przestanie drażnić...
Bilans strat poświątecznych potęguje zmniejszająca się drastycznie wielkość kupeczki z oszczędnościami. Jakoś nic Mamilla nie kupiła przed świętami, no prawie nic... a kasa zniknęła, więc zakupy poświąteczne zawieszone podobnie jak wielki poświąteczna głodówa. Mamilla biedna więc jest i nie kupi już butów na poświątecznych wyprzedażach. I tak też było do dzisiejszego wieczoru kiedy to Mamilla przypomniawszy sobie o magicznej karcie, wzięła dupę w troki i zostawiwszy pierworodna bez opieki tzn z ojcem a swym małżem i pojechała do hiper-super. Buty kupiła. Małż zakup pochwalił i pozazdrościł, bo sam również wydawać lubi. Też chciał sobie powydawać, ale Mamilla zgasiła jego zapał słowami pełnymi jadu " nie stać nas...". Na co małż jak zwykle się napuszył i walnął "mnie stać!". No i lawina runęła, bo jak to Mamilli nie stać a ma buty a jego niby stać a na zakupach nie był. No i foch za fochem poleciał, zaraz za słowami " a to jedź...". I pojechał... W siną dal, czyli do hiper-super, pokazać skąpo-oszczędnej małżonce jak się wydaje kasę. Sądząc po rozmiarze focha, nie kupi nic a kasę gdzieś przetraci. Znając małżowe zapędy i smaki, dziś kolację zje w kebabie, a domowe żarcie poświąteczne szlak trafi.
Z tych całych świąt pożytek był w tym roku taki, że chociaż Steff miała przyjemność poznać większą część licznej rodziny, a zainteresowanie jakie budziła jako najśliczniejsze i najsłodsze maleństwo w 100% jej odpowiadało. Mamilli też, bo nie musiała małego kloca nosić na ręcach, robiły to wszystkie ciocie-babcie i wujkowie-dziadkowie z Mamillową Musia na czele.
W przyszłym roku święta do poprawki. Steff będzie już "duża" więc i świętowanie będzie musiało być większe i troszkę bardziej tradycyjne. W tym roku nawet porządnej foty w stroju Mikołajka dziecko niema więc na FB nuda... Są tylko takie foty jak poniżej.
Liebster Blog Award
Dziękuję ślicznie za nominację Sandrze z http://sandrabyla.blogspot.com/ i przepraszam że tak późno ale jak sama nominująca zauważyła no za specjalnie czasu nie było :)
„Nominacja do Liebster jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
A to pytania Sandry do mnie i moje odpowiedzi:
1. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku?
„Nominacja do Liebster jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
A to pytania Sandry do mnie i moje odpowiedzi:
1. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku?
->Hm... Myślę że wiosna. Nie za ciepło nie za zimno ;)
2. Z czego jesteś najbardziej dumna w życiu?
->Banalne byłoby napisanie że z mojego dziecka czy męża rodziny... Najbardziej jestem dumna z moich życiowych decyzji które mimo wątpliwości zawsze okazywały się dla mnie najsłuszniejsze :)
3. Czego nigdy nie zmieniłabyś w swoim ciele, co najbardziej Ci się podoba?
->Najbardziej podobają mi się moje dłonie i paznokcie, są idealne for me ;)
4. Czy myślałaś kiedyś o operacji plastycznej, jeśli tak to czego?
->Każdego dnia marzy mi się że wygrywam w lotka i pozbywam się nieładnych bąbli przy kolanach i tzw drugiego podbródka który zawsze ze mną był nawet w czasie tzw " chudych lat"...
5. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
->Nie mam ulubionej potrawy ale mam ulubiony dział żywności którym jest mięsko. Szczególnie lubię drób oraz ryby.
6. Jesteś optymistką czy pesymistką?
->Raczej realistką ;) Kreuję się na optymistkę ale w duszy zawsze odzywa mi się pesymizm.
7. Co daje Ci największe szczęście?
->Możliwość bycia sobą w roli matki i żony :)
8. Jak wyobrażasz sobie swoje życie za dwadzieścia lat?
->Hm... Szczęśliwa, dobrze zakonserwowana matka dwójki młodych ludzi, odkrywająca drugą młodość w szaleństwie klubowym z równie elegancko zakonserwowanym małżem ;)
9. Co myślisz o klapsach jako metodzie wychowawczej?
-> Więcej szkody psychicznej niż pożytku, można więcej zdziałać innymi formami wymęczenia fizycznego... Jakiś maraton sprzątania czy cóś...
10. Jakie potrawy wigilijne jadacie u siebie w święta?
-> Dojadamy co zostanie z Wigilii przez kolejne dwa dni ;) Podstawą jest karp i śledzie. Gołąbki z kaszą i słodkie pączki z dżemem... Zdecydowanie nie sprawdzają się potrawy w stylu kutii.
11. Co jest Twoją największą dumą?
-> Moje dziecko, zdecydowanie. Dumna jestem z tego że choć Mamilla jest nieidealna to ma idealne dziecko ;)
Blogi jakie nominuję ( ograniczona ilość bo nie czytuję aż tylu... ):
1. http://helowamama.blogspot.com/
2. http://nowoczesnamatka-polka.blogspot.com/
3. http://matka-pod-napieciem.blogspot.com/
4. http://majerankowo.pl/
5. http://kartkazkalendarza.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Spanie. Z mężem i dzieckiem, tylko z dzieckiem, czy tylko z mężem?
2. Gdybyś mogła zażyczyć sobie czegoś co ułatwiłoby na co dzień bycie mamą, co by to było?
3. Co sądzisz i tzw wychowaniu bezstresowym?
4. Twój ulubiony film i dlaczego?
5. Czy masz jakas tajemnicę o której nie wie nawet Twój mąż/partner?
6. Uważasz się za dobrą matkę?
7. Czego najbardziej obawiałaś się będąc w ciąży?
8. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek skarcić swojego malucha?
9. Opisz jakąś zabawną sytuację związaną z Twoim macierzyństwem.
10. Masz jakieś hobby?
11. Czy żałujesz czegoś w życiu?
4. Czy myślałaś kiedyś o operacji plastycznej, jeśli tak to czego?
->Każdego dnia marzy mi się że wygrywam w lotka i pozbywam się nieładnych bąbli przy kolanach i tzw drugiego podbródka który zawsze ze mną był nawet w czasie tzw " chudych lat"...
5. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
->Nie mam ulubionej potrawy ale mam ulubiony dział żywności którym jest mięsko. Szczególnie lubię drób oraz ryby.
6. Jesteś optymistką czy pesymistką?
->Raczej realistką ;) Kreuję się na optymistkę ale w duszy zawsze odzywa mi się pesymizm.
7. Co daje Ci największe szczęście?
->Możliwość bycia sobą w roli matki i żony :)
8. Jak wyobrażasz sobie swoje życie za dwadzieścia lat?
->Hm... Szczęśliwa, dobrze zakonserwowana matka dwójki młodych ludzi, odkrywająca drugą młodość w szaleństwie klubowym z równie elegancko zakonserwowanym małżem ;)
9. Co myślisz o klapsach jako metodzie wychowawczej?
-> Więcej szkody psychicznej niż pożytku, można więcej zdziałać innymi formami wymęczenia fizycznego... Jakiś maraton sprzątania czy cóś...
10. Jakie potrawy wigilijne jadacie u siebie w święta?
-> Dojadamy co zostanie z Wigilii przez kolejne dwa dni ;) Podstawą jest karp i śledzie. Gołąbki z kaszą i słodkie pączki z dżemem... Zdecydowanie nie sprawdzają się potrawy w stylu kutii.
11. Co jest Twoją największą dumą?
-> Moje dziecko, zdecydowanie. Dumna jestem z tego że choć Mamilla jest nieidealna to ma idealne dziecko ;)
Blogi jakie nominuję ( ograniczona ilość bo nie czytuję aż tylu... ):
1. http://helowamama.blogspot.com/
2. http://nowoczesnamatka-polka.blogspot.com/
3. http://matka-pod-napieciem.blogspot.com/
4. http://majerankowo.pl/
5. http://kartkazkalendarza.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Spanie. Z mężem i dzieckiem, tylko z dzieckiem, czy tylko z mężem?
2. Gdybyś mogła zażyczyć sobie czegoś co ułatwiłoby na co dzień bycie mamą, co by to było?
3. Co sądzisz i tzw wychowaniu bezstresowym?
4. Twój ulubiony film i dlaczego?
5. Czy masz jakas tajemnicę o której nie wie nawet Twój mąż/partner?
6. Uważasz się za dobrą matkę?
7. Czego najbardziej obawiałaś się będąc w ciąży?
8. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek skarcić swojego malucha?
9. Opisz jakąś zabawną sytuację związaną z Twoim macierzyństwem.
10. Masz jakieś hobby?
11. Czy żałujesz czegoś w życiu?
sobota, 21 grudnia 2013
Niechciejstwo świąteczne...
Stan niechciejstwa dopada Mamillę ostatnio bardzo często. Choroba lenistwa pospolitego zwana potocznie " nie chce mi się...". Mamilli w okresie przedświątecznym nie chce się nic. A nie przepraszam coś się chce... Przeważnie chce się spać i łoić winiacza. Okres przedświąteczny wywołuje w Mamillowej głowie natrętne pulsowanie w rytm "Last Christmas" grupy Wham. Jak u innych osobników obchodzących Święta Bożego Narodzenia zwiastunem świątecznego czasu są choinki a u jeszcze innych " Kevin sam w domu", tak u Mamilli niema świat bez "Ostatnich świąt". W tym roku jeszcze nigdzie Mamilla nie dosłyszała tej magicznej melodii. Święta zapewne się odbędą i tak. Ale jakoś tak bez polotu. Mamilla naprawdę była święcie przekonana że pierwsze święta z małym trolem będą tymi magicznymi. Powrócą czasy tych prawdziwych świąt które Mamilla pamięta jeszcze jak sama była wstrętnym, nieznośnym trolem. Niestety jak na razie nawet wizyty w hiper-super świątyniach wypełnionych aż pod metalowe sklepienia wszechogarniającymi dziękami kolędami. Mamilla co roku bardziej odczuwa skutki pchającej się oknami i ekranem tv komrchy, która przewyższa główny powód dla jakiego 25 i 26 grudnia co roku w kalendarzu jest oznaczony czerwonym kolorem.
Mamillę w tym okresie zwanym "przedświątecznym" nachodzą mroczne wizje Wigilii jakie mogą zacząć obchodzić małe Steffiki i jej koleżanki i koledzy w dość niedalekiej przyszłości. Wigilii rozpoczynanej przez odśpiewanie hymnu każdej imprezy "Będzie! Będzie się działo...", a zakończonej nad ranem zjedzeniem kebaba z budki pod blokiem i popiciu go kawą z kofi heven.
Czy jest jeszcze sens ubierać niemowlaka w mikołajkowy strój i pstrykać mu foty z dziadkami w otoczeniu błyszczącej choinki? Może i jest... Choćby po to żeby zobaczyć ile "lajków" zaliczy na Fejsbuku nasz osobisty świąteczny skrzat.
Więc już same rozumiecie dlaczego Mamilla choruje ostatnio na niechciejstwo. Niechciejstwo podsycane głośnym "hoł hoł hoł !!!" i obecnością kochanej przyszywanej nie zawsze lubianej rodzinki. A jedno co zostaje po tym okresie niechciejstwa to wspomnienia i paragony z kosztownych zakupów.
Mamillę w tym okresie zwanym "przedświątecznym" nachodzą mroczne wizje Wigilii jakie mogą zacząć obchodzić małe Steffiki i jej koleżanki i koledzy w dość niedalekiej przyszłości. Wigilii rozpoczynanej przez odśpiewanie hymnu każdej imprezy "Będzie! Będzie się działo...", a zakończonej nad ranem zjedzeniem kebaba z budki pod blokiem i popiciu go kawą z kofi heven.
Czy jest jeszcze sens ubierać niemowlaka w mikołajkowy strój i pstrykać mu foty z dziadkami w otoczeniu błyszczącej choinki? Może i jest... Choćby po to żeby zobaczyć ile "lajków" zaliczy na Fejsbuku nasz osobisty świąteczny skrzat.
Więc już same rozumiecie dlaczego Mamilla choruje ostatnio na niechciejstwo. Niechciejstwo podsycane głośnym "hoł hoł hoł !!!" i obecnością kochanej przyszywanej nie zawsze lubianej rodzinki. A jedno co zostaje po tym okresie niechciejstwa to wspomnienia i paragony z kosztownych zakupów.
piątek, 13 grudnia 2013
O domowym SPA, delegacjach i durnocie Mamillowej...
Mamilla pisze ostatni raz w tym roku na obczyźnie. Jutro powrót do PL. Mamilla ma mieszane uczucia ale po ostatnim tygodniu okropnie zatęskniła za wyrwanie się choć na 5min z objęć małej szczypawy. Tak Steff dała Mamilli ostatnio popalić. Pasja do raczkowania i siedzenia przemieniła się w pasję do stania i kicania zawsze kończącego się dosłownie jazdą w dół bez trzymanki. Tak więc Steff wiezie musi Mamillowej prezent w postaci siniaka przy oku, owoc dnia dzisiejszego, jednego z gorszych w historii pod tytułem "podróż do kraju lepszej chemii gospodarczej". Zakończenie owej historii jest raczej hm... złe a wręcz tragiczno-koszmarne. Oczywiście tylko dla Mamilli. A wszystko zaczęło się od tego że w zeszła niedzielę małż Mamillowy wyruszył w delegację na cały tydzień. Mamilla po raz kolejny została sama z małym trolem. Trolisko przebrzydłe wykorzystało w tym tygodniu każdą okazję żeby przyprawić Mamillę o zawał. Ból krzyża nawiedził więc Mamillę już we wtorek aby w środę skutecznie znokautować jej szybkość reagowania na poczynania trola. Apogeum tragedii grubymi nićmi szytej przyświecał fakt ciążącego na Mamilli obowiązku spakowania w drogę powrotną wszystkich klamotów przywiezionych do DE. Kto się kiedykolwiek pakował gdziekolwiek mając za pomocnika ciekawskiego niemowlaka wie o co kamman. Co Mamilla nie spakowała, Steff zdążyła rozpakować więc pakowanie zaczęło się wraz z nadejściem wtorkowych bóli krzyża a nie skończyło do dziś dzień. Planowany termin powrotu do PL mimo to nie uległ zmianie i jest to ciągle jutrzejsza sobota godziny wczesno-wieczorne.
Małż Mamilli ucieszył się z delegacji bo za soboty bierze do łapki i to niezła sumkę. Mamilla się nie ucieszyła. Z zaplanowanych na miniony tydzień zakupowych szaleństw odbyło się tylko sporządzanie listy zakupów. W zamian Mamilla urządziła sobie dzień SPA w domowym zaciszu, oczywiście ukochane dziecko przespało w dzień tylko 2 x 30min więc również uczestniczyło w SPA. SPA odbyło się tak... Najpierw skuteczny manicure za pomocą gąbki i płynu do mycia garów rozmiękczył Mamillowe skórki a raczej całą skórę rąk. Później szorowanie lodówy raczej mało delikatnie usunęło to co nie zostało rozmiękczone przez mycie garów. Opary znad mytych wrzątkiem półek lodówkowych świetnie oczyściły zatkane pory Mamillowej lekko zdezelowanej gęby. W tym czasie wierna mała pomocnica skutecznie wytarła kolanami i dupą to co przez przypadek Mamilla rozlała na podłogę.
Dzień zakończył się nieudaną próbą wyprania włochatego dywanu. Po kilkukrotnych przymiarkach do wepchnięcia śmierdzącego włochacza do bębna Mamilla spocona jak po saunie, za pomocą odnóży zamknęła w końcu drzwiczki pralki. Z uruchomieniem jej nie poszło już tak gładko. Dość głośny zgrzyt bębna zakończył Mamillowe porządki. Pralka z przeładowania nie chciała ruszyć. Durna babina prawie zepsuła i tak zdezelowaną pralkę. Lekko wilgotny dywan wylądował w prysznicowym brodziku. Po chwili dołączyła do niego Steff. Pewnie dziecko nie mogło się już doczekać zaplanowanej przez Mamillę kąpieli... Bo jak to bywa durna matka dała dziecku do zabawy kosmetyki, coby troll nie przeszkadzał w psuciu sprzętu AGD. Dziecko umieszczone w chodziki, (który aktualnie skutecznie i w miarę bezpiecznie w porównaniu do łóżeczka unieruchamia trola na kilka minut) zajęło się wywalaniem kosmetyków z łazienkowego koszyka. Coby nie było Mamilla widziała co dziecko bada w swych łapkach, dla dodatkowego bezpieczeństwa zatkała dziecku smokiem buźkę. I nagle trach. Coś się potoczyło pod Mamillowe nogi. Korek od zmywacza do paznokci. Zmywacz a raczej buteleczka po nim w łapkach Steff... Zmywacz na Stefowych nogach i całym chodziku. Zmywacz dołączył więc do listy zakupów kosmetykowych, a Steff postawiła kropkę nad i Mamillowej durnoty.
Na dobranoc Mamilla pierdzielnęła się w nogę o mega wypaśne łoże małżeńskie, pod nosem przeklinając nieobecnego małża. Na szczęście trollik zlitował się nad durnowatą matką i odpuszczając sobie wieczorną gimnastykę przy szczebelkach łóżeczka zasnął przy butli. Mamilla idzie się więc nastawiać na dwunastogodzinną podróż zawalonym jak cygański tabor autem, modląc się o jak najmniejszą aktywność Steff podczas jazdy. To tak coby wraz z niedzielnym porankiem z uśmiechem powitać starą poczciwą Polskę.
czwartek, 5 grudnia 2013
3.12.2013r. - pamiętny dzień ;)
Mamilla i Steff będą miały po przyjeździe do PL dla dziadków niespodziankę. Niespodziankę która kończy długo oczekiwany bezzębny czas padalca.
Otóż dokładnie tego pamiętnego dnia Mamilla po raz enty wkładała do bezzębnej paszczki padalca swojego palucha. Palucha grzebacza zapuszcza się w paszczę swej latorośli nie w innym celu jak w celu wyciągnięcia pożartych niepożądanych przez jelita przedmiotów. Steff akurat w tamtej chwili dorwała otwartą paczkę chusteczek higienicznych. Hm... Ciekawe skąd... No przecież żadna mądra matka nie dałaby dziecku do zabawy papieru i folii wraz z dodatkiem kleju i wszystko w jednym pakiecie. No więc Mamilla jest durna i taka zabawkę dziecku wymyśliła. Steff skrzętnie przeżuwała więc kawałek zdrowej 100% celulozy kiedy Mamilla paluchem swym wdarła się w jej szczęki i oooo... Poczuła jak na jej paluchu zaciska się pierwszy maleńki ledwo widoczny ząbeczek. Tak, tak! Ząbeczek! Dolna lewa jedyneczka małego Stefika ukłuła matkę w palucha. Mamilla z niepohamowanej radości i aby na pewno być pewnym swego znaleziska przy najbliższym posiłku maltretowała dziecko przedłużając moment dotarcia łyżeczki do otwartej paszczki dziecka aby zobaczyć małe cudeńko.
Tak więc kilkudniowe ślinienie się wydało swój pierwszy plon. Na szczęście oprócz zaślinionego mieszkania, ciuszków, zabawek i Mamilli nic nie wskazywało na nadejście tej długo wyczekiwanej chwili. Brak czerwonych dziąsełek, goraczki, kataru, spadku apetytu, niespania w nocy itp.
No i dobrze że ząbek już jeden jest bo Mamillowy mąż zaczął w ostatnim czasie zadawać głupie pytania między innymi: "czy zdarzyło się kiedyś żeby dziecku nigdy nie wyszły zęby...". Albo: " może ona nie będzie miała mlecznych tylko od razu stałe". No i Steff rozwiała ojcowskie dyrdymały. Tak więc wieczór durnowate rodzice spędzili na grzebaniu w paszczy pierworodnej i szukaniu dalszych objawów pojawienia się kolejnych ząbków. Ufff... Stefania nie będzie skazana na noszenie sztucznej szczęki w wieku ośmiu miesięcy i siedmiu dni. Ojciec nie musi zbierać na protezę.
Otóż dokładnie tego pamiętnego dnia Mamilla po raz enty wkładała do bezzębnej paszczki padalca swojego palucha. Palucha grzebacza zapuszcza się w paszczę swej latorośli nie w innym celu jak w celu wyciągnięcia pożartych niepożądanych przez jelita przedmiotów. Steff akurat w tamtej chwili dorwała otwartą paczkę chusteczek higienicznych. Hm... Ciekawe skąd... No przecież żadna mądra matka nie dałaby dziecku do zabawy papieru i folii wraz z dodatkiem kleju i wszystko w jednym pakiecie. No więc Mamilla jest durna i taka zabawkę dziecku wymyśliła. Steff skrzętnie przeżuwała więc kawałek zdrowej 100% celulozy kiedy Mamilla paluchem swym wdarła się w jej szczęki i oooo... Poczuła jak na jej paluchu zaciska się pierwszy maleńki ledwo widoczny ząbeczek. Tak, tak! Ząbeczek! Dolna lewa jedyneczka małego Stefika ukłuła matkę w palucha. Mamilla z niepohamowanej radości i aby na pewno być pewnym swego znaleziska przy najbliższym posiłku maltretowała dziecko przedłużając moment dotarcia łyżeczki do otwartej paszczki dziecka aby zobaczyć małe cudeńko.
Tak więc kilkudniowe ślinienie się wydało swój pierwszy plon. Na szczęście oprócz zaślinionego mieszkania, ciuszków, zabawek i Mamilli nic nie wskazywało na nadejście tej długo wyczekiwanej chwili. Brak czerwonych dziąsełek, goraczki, kataru, spadku apetytu, niespania w nocy itp.
No i dobrze że ząbek już jeden jest bo Mamillowy mąż zaczął w ostatnim czasie zadawać głupie pytania między innymi: "czy zdarzyło się kiedyś żeby dziecku nigdy nie wyszły zęby...". Albo: " może ona nie będzie miała mlecznych tylko od razu stałe". No i Steff rozwiała ojcowskie dyrdymały. Tak więc wieczór durnowate rodzice spędzili na grzebaniu w paszczy pierworodnej i szukaniu dalszych objawów pojawienia się kolejnych ząbków. Ufff... Stefania nie będzie skazana na noszenie sztucznej szczęki w wieku ośmiu miesięcy i siedmiu dni. Ojciec nie musi zbierać na protezę.
środa, 4 grudnia 2013
Tęskno Mamilli...
Mamilla cierpi... Cierpi na brak siły do opieki nad Steff która notorycznie rozwala się gdzie tylko może bo za szybko chce osiągnąć pozycję pionową.
Mamilla cierpi na samotność. W Polsce brakowało jej małża... Tutaj maż jest przy niej tylko w nocy i w weekendy. Jak małż ma poślizg przy powrocie z pracy to Steff już śpi, więc dziecko ojca czasem nawet raz dziennie nie widzi.
Mamilla cierpi z braku sklepów i tylko delikatnie z braku cywilizacji. Jedne człowiek widziany raz dziennie przez okno to jednak znikoma cywilizacja. Dobrze że chociaż poczta dociera do mieściny w której przyszło Mamilli chwilowo żyć. A no i dociera internet ;) Czasem słabiutki... Czasem go brak no ale jest. Tv tylko z internetu, jednak brak obciążenia wiadomościami o kataklizmach na świecie przyjemnie satysfakcjonuje.
Mamilla cierpi okrutnie.... Ale to przeokrutnie na brak CIUCHLANDU!!! Chorobliwe grzebactwo któremu Mamilla nie może dać upustu od prawie miesiąca buzuje w niej i domaga się zaspokojenia. Jak narkoman łaknie działki, jak alkoholik łyka wódki a matka noworodka odrobiny snu tak Mamilla pragnie pogrzebać. W myślach odwiedza stare znane jej zakątki ciuchlandowe. W wyobraźni ogląda zdobycze i wypełnia nimi puste polskie szafy i szuflady. Kompletuje w snach nową garderobę dla siebie i Steff... Dla małża nie bo ten kazał jej tutaj kupić nowe ciuchy i nie przeliczać cen razy 4. Phi... Już Mamilla kupiła nowe. Dziecku spodnie za 3,00 i 6,00 euro i starczy. Sobie wygrzebie i już. I przeliczać razy 4 w ciuchlandzie nie będzie musiała.
Mamillowej choroby nie zgłuszył nawet wypad do Hannoveru na Flohmarkt. Mamilli marzy się ciuchland. Ciuchland za polskie złotówki. Dobrze że zostawiła sobie trochę monet w PL które zaraz po przyjeździe wykorzysta na łowach.
Mamilli nie jest źle w Doiczlandzie. Nie męczą telefony, nie pukają i stukają do drzwi niechciani goście. Ale SH... Ehhh... Żal żal i tęsknota... Niby tu taka Europa... A ciuchland najbliższy kilkanaście ładnych km stąd i nic w nim niema.
Tęskno Mamilli tęskno...